Jezioro Zawadzkie

/ 2 zdjęć


Na Pojezierzu Ełckim odnajdziemy mnóstwo interesujących jezior i mimo że nie ma nad nimi wielkich kompleksów leśnych i ośrodków wypoczynkowych, warto pomyśleć o wyprawie w ten uroczy region Polski. Jednym z takich jezior jest Zawadzkie, położone w gminie Stare Juchy, które zarówno zimą, jak i latem zapewnia kameralne i obiecujące wędkowanie.

Moje pierwsze spotkanie z Jeziorem Zawadzkim przypadło na okres letniej kanikuły. Był gorący lipiec, a nad wodą, oprócz młodzieży pluskającej się w wiejskim kąpielisku, żadnego wędkarza. Ten niewielki akwen, bo liczący niespełna 100 ha lustra wody, z nalotem glonów na powierzchni, w słoneczny i bezwietrzny dzień nie rokował dobrych brań.

Skoro wybrałem jednak to jezioro spośród wielu innych łowisk tego regionu, zamierzałem sprawdzić krążące wśród miejscowych wędkarzy opowieści o dobrych, aczkolwiek chimerycznych braniach ryb.

W jednym z gospodarstw agroturystycznych wraz z trojgiem przyjaciół wypożyczamy dwie łodzie wiosłowe, do których mocujemy silniki elektryczne, i wyposażeni w echosondę i plan batymetryczny wyruszamy na krótki rekonesans. Na początek do wody posyłamy przynęty trollingowe, przede wszystkim woblery adresowane do sandaczy i szczupaków, gatunków licznie zapuszczanych do jeziora przez dzierżawcę – Gospodarstwo Jeziorowe w Ełku.

Szczególnie interesuje nas pas przybrzeżny głównego plosa, widoczne na mapie dołki i stoki tryskającej zielenią niewielkiej wyspy. To właśnie w pobliżu owej wyspy miały znajdować się wyborne łowiska sandaczy.

Po dwóch godzinach trollingowego „czesania” plosa możemy pochwalić się kilkoma 20-centymetrowymi okonkami i dwoma prawie wymiarowymi szczupakami, które niezwłocznie oddajemy wodzie. Przy wyspie próbujemy spinningowania i gumowych imitacji ryb prowadzonych w klasycznym opadzie. I może to zasługa uciążliwego upału albo totalnej flauty, że sandacze w ogóle nie chcą współpracować.

W tak gorący dzień trollingowanie jest jednak trafnym wyborem. Przemawia za nim także sporadycznie występująca roślinność zanurzona. Postanawiamy więc kontynuować ciąganie woblerów za łodzią również w basenie południowym, połączonym z głównym plosem niewielkim przesmykiem.

W tej części jeziora trzcinowiska są gęstsze i szersze, a nieopodal wąskiego cypla znajduje się największa głębia, sięgająca 10 metrów. Tutaj nasze drogi się rozchodzą. Jeden ze współtowarzyszy wyprawy, któremu bliższe jest łowienie stacjonarne i niekoniecznie na sztuczne przynęty, kotwiczy łódź przy trzcinach i na stok biegnący ku głębinom sypie leszczową mieszankę z obfitą porcją słodkiej konserwowej kukurydzy. W sumie dobrze się stało, bo za jednym wypadem mamy szansę przetestować różne metody połowu. Poza tym ciekawi nas, kto pierwszy wyholuje godną wędkarza rybę.




Zmieniamy trollingowe precjoza na mniejsze modele woblerów, a na jednej z wędek pojawia się nawet wirówka. Po kilku okrążeniach i jednym wymiarowym szczupaku, który upodobał sobie wirującą paletkę błystki, dostrzegamy, że wędka łowiącego przy trzcinach kolegi mocno się wygina. Coś dużego musiało zassać białego robaczka. Przypon nie wytrzymuje jednak naporu ryby, ale nie był to ani leszcz, ani lin. W łowisku pojawiły się wyrośnięte ukleje i w czasie holowania kolejnej tłustej sztuki jakiś drapieżnik postanowił wyszarpać ją wędkarzowi.

Pozostawiamy kompana ze spławikowymi problemami i z powrotem oddajemy się trollingowaniu, starając się jak najczęściej przepływać w pobliżu najgłębszego dołka. Na efekty długo nie czekamy. Jedna z wędek rytmicznie pulsuje i już po chwili w łodzi trzepoce się przepięknie ubarwiony okoń, na oko ponad pół kilograma. Krew krąży coraz szybciej. Każdy z nas, a trollingujemy w trójkę, zakłada podobny gabarytowo model woblera i w ciągu godziny holujemy jeszcze pięć podobnej wielkości garbusów. Jesteśmy zadowoleni, to ładne zakończenie wyprawy.

Udajemy się w drogę powrotną, w kierunku długiego pomostu stojącego na dużym basenie. Z niego właśnie wędkuje teraz kolega od „uklei”. Przeniósł się, nie mogąc zdzierżyć natarczywych brań. Podobno te ukleje ciągały nawet kukurydzę!

Wierzymy mu na słowo, gdy opowiada o wprawdzie niedużych, ale wyholowanych leszczykach, ale widzimy, że lepiej mu idzie ze wzdręgami, które wypatrzył w płytkiej wodzie, i oczywiście z uklejami...

Podobno pierwsze wrażenie z pobytu nad nowym łowiskiem jest bardzo ważne dla wędkarza i świadczy o jego atrakcyjności. Zawadzkie przeszło test pozytywnie. Wprawdzie nie łowiliśmy okazów zapierających dech w piersiach, ale biorąc pod uwagę mało wędkarską pogodę, wyniki i tak mile nas zaskoczyły.

Z czystym sumieniem zatem polecam wody Jeziora Zawadzkiego, nad które warto wybrać się również w zimowym sezonie. Biorą fantastyczne okonie! Co więcej, spod lodu można łowić szczupaki i sandacze do końca lutego.

Informacje
Jezioro Zawadzkie położone jest na skraju wsi Zawady Ełckie rozciągającej się po jego wschodniej stronie. Występują w nim: szczupaki, sandacze, węgorze, sumy, okonie, karpie, liny, leszcze, jazie, płocie, wzdręgi i ukleje. Roślinność reprezentowana jest głównie przez trzcinę pospolitą, grążel żółty, wywłócznik, moczarkę, rdestnice i ramienice. Dzierżawcą zbiornika jest Gospodarstwo Jeziorowe w Ełku, tel. (087) 621-78-14. Zezwolenia można nabyć w biurze Gospodarstwa przy ul. 11 listopada 51 A. Za jeden dzień wędkowania zapłacimy 12 zł, a za cały zimowy sezon 60 zł.
Noclegi i łodzie: Danuta Klimowicz, Zawady Ełckie 5, tel. (0-87) 619-93-23 albo 693-335-074.



Jezioro Zawadzkie opis łowiska:

Akwen: Jezioro Zawadzkie »
GPS: N 53o 56' 24" E 22o 13' 56"
Położenie: Województwo: Warmińsko-Mazurskie » Powiat: Ełk » Gmina: Stare Juchy
Właściciel: Łowiska komercyjne
Noclegi w pobliżu: Stare Juchy - meteor
Tagi łowiska: WARMIŃSKO-MAZURSKIE JEZIORA

 

3
Oceń
(2 głosów)

Jezioro Zawadzkie mapa:

Jak było dziś na rybach?

Dodaj swoją relację



- opinie i komentarze

skomentuj ten artykuł