Zalew Ożanna
Wiesław Furmański (wifer)
2009-06-19
Ożanna – leżajska Solina
W północnej części województwa podkarpackiego w powiecie leżajskim, tuż przy granicy z województwem lubelskim, w miejscowości Ożanna, znajduje piękny zbiornik zaporowy, położony wśród gęstego mieszanego lasu. Jego wody rozlewają się na powierzchni prawie osiemnastu hektarów.
Patrząc na mapę, można by rzec: u źródeł Sanu Solina, w pobliżu ujścia Ożanna.
Zbiornik wybudowany został w latach siedemdziesiątych jako retencyjno rekreacyjny, na bazie rzeczki Złotej, meandrującej wówczas wśród gęstych lasów, wpadającej kilka kilometrów dalej do Sanu. Rzeczka tocząca swoje wody głównie przez obszary leśne, w górnej części swojego biegu, sukcesywnie zasilana jest pstrągiem i opatrzona została mianem wody górskiej.
W samym jeziorku bytuje wiele gatunków ryb dorastających często do rozmiarów rekordowych. Spotkać tu można głównie leszcza, płoć, karasia, lina, okonia szczupaka, Od czasu do czasu na wędce może zagościć również wzdręga, amur, sandacz, węgorz a nawet medalowe okazy suma. Jednak najwięcej występuje tu dorodnego karpia, którego dziesięciokilogramowe egzemplarze dość często w ostatnich latach wyginały wędki. Jednak ze względu na dużą presję wędkarską ryby na tym zbiorniku są dość ostrożne i stają się dla wędkarza coraz bardziej wymagające. Zdarzają się dni, że zanim ryba wejdzie w zanętę potencjalni łowcy tracą cierpliwość i wracają zniechęceni do domu, wysnuwając twierdzenia o zupełnie bezrybnej wodzie.
Niezaprzeczalnym faktem jednak jest to, że tzw. okresowe czyszczenie brzegów połączone z częściowym opuszczeniem stanu wody, znacząco niweluje nadmiar rybostanu. A ponieważ robi się to pod egidą samorządu jakoś mało kto wznosi sprzeciw takim praktykom. No cóż, w końcu mieszkańcy też muszą z czegoś żyć. Innym mankamentem tego bardzo interesującego miejsca jest oddalenie od siebie przez władze gminne obowiązku opieki nad terenem poprzez wydzierżawienie większości powierzchni brzegu, okolicznym mieszkańcom. W efekcie wiele dróżek dojazdowych oraz miejsca wokół brzegu zostało objętych płatną, zupełnie nie rejestrowaną taryfą. Z drugiej jednak strony, turysta może rozbić biwak w miarę czystym wykoszonym miejscu, gdzie w dość spartańskich warunkach może spokojnie przeżyć urlop. Wokół brzegów wybudowano sporo domków letniskowych. Jednakże dzięki temu, że są one oddalone od wody i rozlokowane w terenie zadrzewionym, na pierwszy rzut oka pozostają prawie niewidoczne. Zaopatrzenie w żywność można uzupełnić w pobliskich sklepach lub minibarach umiejscowionych przy polach namiotowych.
W okresie dni wolnych od nauki szkolnej brzegi jeziora są mało przyjazne dla wędkarzy z uwagi na dość liczne wizyty zmotoryzowanej młodzieży uzbrojonej w audio XXI wieku. Jeżeli jednak w tym czasie zdarzy się tam wędkarzowi szukającemu kontaktu z naturą rozbić namiot, polecam wypad nad San gdzie w ciszy i spokoju można przesiedzieć cały dzień nie widząc i nie słysząc działalności człowieka, lub wczesnym rankiem spróbować wędkowania z łodzi, którą można wypożyczyć od zaprzyjaźnionych mieszkańców.
Oto jak jeden z miejscowych wędkarzy – Mateusz Kaszycki, opisuje swoje przeżycia podczas jednej ze swych wakacyjnych wypraw:
„W piątkowy letni wieczór jak co tydzień w wakacyjnym okresie wybieram miejsce gdzie następnego ranka udam się z nadzieją na rekordową rybę. Wstałem wczesnym rankiem. Spokojna tafla wody odbijała wschodzące słoneczko. Spakowałem do plecaka wszystkie niezbędne rzeczy. Wziąłem również stare zakurzone pudełko z zabytkowymi wahadłówkami. Ubrałem się lekko, ponieważ dzień zapowiadał się ciepły i słoneczny. Gdy znalazłem się na łódce powiedziałem sobie, że celem mojej dzisiejszej wyprawy będą sandacze. Z tą optymistyczną myślą wypłynąłem na wodę. Pierwsza miejscówka - kilkadziesiąt minut wędkowania, i zupełny brak oczekiwanych rezultatów. Widocznie ryby nie chcą dziś współpracować z moimi przynętami - pomyślałem. Trudno, płynę dalej. Na zbiorniku stawało się coraz ciaśniej, pojawiały się pierwsze łódki. Starałem się trzymać starego koryta rzeki (jedno z najlepszych miejsc na sandacze). Gdy zacumowałem, spokojnie zacząłem przeglądać pudełko z przynętami. Od razu rzuciło mi się w oko kolorowe kopyto. Pomyślałem sobie, że warto je wypróbować. Pierwszy rzut i ... jest!. Czuję że ryba nie jest duża, ale każdy złowiony okaz cieszy, jeśli od dłuższego czasu nie ma brań. Okazuje się że to nieduży sandacz. Kilka pamiątkowych zdjęć i rybka wraca z powrotem do wody.
Niedaleko mnie znajdował się wędkarz. Był chyba troszeczkę zdziwiony, że wypuściłem wymiarową rybę. To mi dało motywacje do dalszego wędkowania. Po dłuższym czasie nadal nic. Podobno warto jest odwiedzać miejscówki w których wcześniej nie było brań. Po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku że spróbuję podpłynąć w takie miejsce. Wcześniej jednak zmieniam przynętę na starą wahadłówkę.
Ale i tu przez długi okres brak rezultatów. W tym miejscu nie ma ryb pomyślałem. Jeszcze tylko parę rzutów i płynę dalej. Tym razem przynętę prowadzę powoli tuż nad dnem. W pewnej chwili czuję lekkie przytrzymanie. Przycięcie i ... jest!. Ryba od razu uświadamia mi, że łatwo się nie podda, Wędzisko wygina się na wszystkie możliwe strony, hamulec gra jak opętany, a ja tylko spoglądam kiedy żyłka przestanie uciekać. Wreszcie powiedziałem Stop! Dokręciłem powoli hamulec i równocześnie ryba zatrzymuje się. Teraz przyszła moja kolej na popisanie się wędkarskimi umiejętnościami. Przystępuje do holu. Już wiem, że to okaz życia. Nie mogę tego zmarnować. Powolnymi ruchami korbki kołowrotka, przyciągam rybę do łódki a tu nagle kolejny odjazd. Nogi stały się jak z waty, mięśnie zadrżały z emocji. Presja była ogromna. Wszyscy wędkarze znajdujący się w pobliżu odłożyli wędki na bok obserwując moją walkę. Co chwilę słyszę wskazówkę jak postępować, mają bardzo rozbieżne zdania. Postanowiłem, że zrobię to po swojemu. Ryba była już naprawdę blisko łodzi a ja w dalszym ciągu nie wiedziałem z kim mam do czynienia. Kiedy ryba wydawała się już zmęczona, i moje zwycięstwo było tylko kwestią kilku obrotów korbki kołowrotka, usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Pewny swego, postanowiłem więc odebrać. Kolega zapytał mnie jakie mam plany na dzisiejszy wieczór. W tym momencie mój okaz zebrał resztki sił, i potężnym uderzeniem napina żyłkę do granic wytrzymałości i łamie mi wędkę.
Po chwili okazuje się że straciłem nie tylko wędkę ale i rybę. Zadałem sobie pytanie:
- co mnie skusiło aby odebrać telefon?
Byłem tak blisko i się nie udało. To będzie nauczka na przyszłość, aby się skoncentrować na holu ryby a nie marzyć o niebieskich migdałkach. Ale z drugiej strony uświadamiam sobie, że w wodach Ożanny kryją się naprawdę duże ryby.
Dopiero po kilkunastu minutach zacząłem się zastanawiać z jakim to okazem miałem do czynienia. Może to był sum, a może sandacz? Na to pytanie odpowiedzi będę szukał podczas kolejnych wypraw. Właśnie to mnie prowokuje do dalszego wędkowania w rodzinnych stronach.”
Podobne przygody nad tą wodą miało wielu wędkarzy. Również i mnie dane było zmierzyć się z wielką rybą na delikatnym sprzęcie. Otóż spinningując z pontonu na środku jeziora małym czarnym twisterkiem, prawie przez pół godziny byłem holowany przez niewiadome stworzenie. Nie widząc najmniejszego ruchu na powierzchni wody snułem różne domysły. W końcu okazało się że na małą czarną gumkę skusił się karp. Mierzył 82 centymetry długości.
O czym bym mógł myśleć gdyby mnie pokonał, trudno powiedzieć. Ale na delikatnym sandaczowym sprzęcie każda konkretna ryba wydaje się potwornie silna.
Jak widać warto zatrzymać się nad tym zalewem przemierzając województwo podkarpackie. Jeżeli nawet trafi się na okres zupełnego bezrybia, to na pewno nie zabraknie tu czarnych jagód i koszy grzybów. Miłośnicy przyrody wśród wielu pospolitych gatunków zwierząt mogą wypatrzyć czarnego bociana a nawet orła. Podczas cichej porannej zasiadki niemal pod nogi podpełznie zaskroniec a do rozsypanej zanęty przyfrunie trznadel. Natomiast zmianę pogody nieomylnie zasygnalizuje żabi koncert.
Jednak prawdziwe walory tego miejsca można poznać wczesną jesienią, kiedy brzegi jeziora pustoszeją a krajobraz zaczyna przybierać złociste kolory. Tajemnicza cisza uspokaja skołataną duszę a pojawiające się mgiełki na tafli jeziora obiecują prawdziwą przygodę wędkarską.
Do zalewu z Leżajska można dojechać kierując się na Naklik. Po przejechaniu mostu na rzece San, we wsi Kuryłówka należy skręcić w prawo i po kilku kilometrach bez problemów dojedzie się do lasów Ożanny. Tam już każda dróżka w lewo doprowadzi do jeziora.
Woda administrowana jest przez koło PZW nr 18 „SAN” w Leżajsku. Odpowiednich opłat można dokonać w sklepie wędkarskim w Leżajsku u skarbnika koła.
Opis łowiska
- Akwen: Zbiornik Ożanna
- GPS: N 50o 17' 1" E 22o 30' 52"
- Położenie: Województwo: Podkarpackie Powiat: Leżajsk Gmina: Kuryłówka
- Właściciel: Okręgi / Woda PZW Okręg PZW Rzeszów (zobacz porozumienia Okręg PZW Rzeszów 2025r »)
- Ryby: Karp» Okoń» Sum»
- Regulamin: Obowiązuje regulamin PZW. Karp 35cm, szczupak 50cm, okoń 18cm