Pierwsze majowe szczupaki
(Spear)
2015-05-03
W moim kalendarzu wędkarskim są dwa terminy, których oczekuję z niecierpliwością. Sezon trociowo - łososiowy, zaczynający się pierwszego stycznia i sezon szczupakowy, który rozpoczął się w dniu pierwszego maja. Do otwarcia sezonu, przygotowywałem się już od początku kwietnia. Zakupy, porządki w skrzynce, doglądanie przynęt i przegląd kołowrotka. Przypominało to trochę, patrzenie na zabawki, którymi nie można się pobawić, lecz nie było wyjścia. Trzeba było czekać.
W końcu nadszedł ten upragniony dzień. Kumpel Roman podjechał po mnie przed szóstą rano. Trochę późno licząc jeszcze dojazd na łowisko, ale nie ma co wybrzydzać. Przed siódmą byliśmy już na łódce. Silnik elektryczny cicho mielił wodę, a my wspominaliśmy poprzedni rok i kolejny raz omawialiśmy miejscówki, które najpierw obłowimy. Po miesiącach bez spinningu, czuć było ogromny zapał.
Na pierwszy ogień poszedł mepps trójka, w standardowym, perłowym kolorze, na główce ośmiogramowej. Obrzucaliśmy półtorametrowe wypłacenia, gdzie stała drobnica. Nie trzeba było długo czekać, a na wędce poczułem lekkie przytrzymanie. Zacięcie skończyło się wyrwaniem gumy z pyska ryby. Pocięty ogonek potwierdził tylko moje przypuszczenia. Dziesięć minut później kolejne uderzenie, lecz tym razem walka nie trwała długo. Po kilku sekundach walki, opór zniknął. Moja plecionka została przegryziona nad przyponem. Nigdy wcześniej nie miałem obcięcia, nad tak długim wolframem. Mówiąc długim, mam na myśli 25 cm, bo takiego używałem. Najwidoczniej trzeba będzie zacząć używać jeszcze dłuższych. Trudno, łowimy dalej.
Chwilę później Roman wyciągnął pierwszego pistoleta. Mały, ale agresywny. Padający od rana deszcz, w połączeniu z zimnym wiatrem i słabym żerowaniem ryb, nie wróżył sukcesów. Po godzinie łowienia, Roman wyciąga kolejnego pistoleta. Jego wobler nie należy do małych, a trafiają się same maluchy. Około godziny dwunastej, postanowiliśmy chwilę odpocząć i coś zjeść. Doskwierający chłód nie był tak dotkliwy jak podupadłe morale. Po krótkiej naradzie, gorącym kubku i kiełbasce, uzgodniliśmy gdzie będziemy łowić. Brzydka pogoda towarzyszyła nam jeszcze przez dwie godziny, ale z czasem zaczęło się przejaśniać. W tym momencie Roman zaliczył kolejną rybę, zostawiając mnie i moje gumy daleko w tyle. Po całym dniu biczowania wody relaxami, meppsami i canibalami, postanowiłem założyć starego lunatica. To był strzał w dziesiątkę. Chwilę później na wędce zameldował się pierwszy zębacz, ta chwila gdy czuje się fajną rybę na wędce... Pompowanie, walka... Nie do opisania.
Było już popołudnie, do wyrównania wyniku brakowało mi jeszcze dwóch ryb, a czas płynął nieubłaganie. Po podrzuceniu gumki pod trzciny i lekkim podbiciu, nastąpił kolejny atak. Maluch uderzył jakieś cztery metry od łódki i szybko wrócił do wody.
Najciekawszą rybą rozpoczęcia sezonu był jednak, szczupak złowiony na GNOMA 1!
Bardzo rzadko używam blaszek wahadłowych, coś mnie jednak podkusiło aby spróbować. W zatoce gdzie łowiliśmy, większość wędkarzy łowiła na gumy i całkowicie inna przynęta mogła okazać się skuteczna. To był kolejny strzał w dziesiątkę. Już przy drugim rzucie miałem branie. Na ułamek sekundy przed uderzeniem, zobaczyłem stado drobnicy wyskakujące nad wodę w miejscu, gdzie znajdowała się moja blaszka. Silne uderzenie wygięło mi wędkę. To właśnie po takie chwile jeździmy nad wodę. Kolejna walka z majowym szczupakiem skończyła się lądowaniem w podbieraku.
Największą rybą był jednak inny szczupak. Zbliżała się godzina dziewiętnasta i powoli wracaliśmy, obławiając niektóre miejscówki. Obrzucałem wypłycenia przy trzcinach swoim lunaticiem. Rzut - opad - trzy krótkie podbicia i znowu opad, tak wyglądało moje obrzucanie. Kolejny raz lunatic zdał egazmin, silny opór przy podciąganiu wskazywał, że to nie był kruciak. Jedną ręką trzymałem wędkę, a drugą próbowałem włączyć kamerkę, którą miałem przymocowaną na klatce piersiowej. Starając się nie stracić ryby, wcisnąłem nie to co trzeba i zamiast włączyć tryb nagrywania, włączyłem tryb zdjęciowy. Dopiero w domu zobaczyłem, że z dobrego materiału zostało tylko jedno zdjęcie. Całe szczęście, że chociaż wyszło. Szczupak był naprawdę fajny, miał tylko 61 cm, ale był bardzo silny. Moją gumkę połknął tak głęboko, że z pyska wystawał tylko kawałek wolframu.
W całym szczupakowym wypadzie, miałem tylko jeden przyłów. Okoń 30 cm, który wziął na żółtego meppsa trójkę. Walka krótka, ale ryba piękna.
Suma sumarum
Rozpoczęcie sezonu, w moim wykonaniu oceniam na 3+. Tych pare sztuk, nie zrobiło szału, liczyłem na więcej i niedosyt pozostał. Kumpel Roman ocenił rozpoczęcie jeszcze słabiej, ale nie ma się co dziwić, jak na duże woblery łowi się same niewymiarowe sztuki.
Pochwalcie się jak tam wasze łowy, a kto nie był jeszce na rybach, niech pakuje sprzęt i rusza nad wodę, bo ryby czekają.
Połamania!