11 listopada z kogutem patriotą
Albert Woźniak (okiem_sandacza)
2012-11-15
Po 15 minutach dochodzę do mojego matecznika-miejsca gdzie po raz pierwszy złowiłem rybę i zachorowałem na chorobę zwaną wędkarstwem:)Tego dnia nie nastawiałem się na duże ryby-po prostu chciałem połowić jakieś małe okonki stąd rozmiar kogutów między 3/7cm i 2/5gram.
Oddycham świeżym powietrzem szukam miejsca gdzie rzucić patriotycznego koguta doszedłem do
wniosku ,że rzucę przed siebie w kierunku dużej topoli na drugim brzegu.
Rzucam i zwijam i czuję delikatne szarpnięcie-już wiem ,że mam okonka. Wyjmuję z wody tego giganta wychaczam i wypuszczam najpłycej jak się dało-uwielbiam patrzeć gdy te małe pasiaki merdają tymi czerwonymi ogonkami i uciekają szczęśliwe niczym dzieci które uciekają przed sąsiadem któremu zjumiły jabłko ;)
Po chwili wracam do swojego zajęcia rzucam tak z 15 minut i nic.. Cóż zmieniłem kogucika na 2gr i to był strzał w dziesiątkę,tego dnia rybki chciały majestatycznego powolnego opadu,mimo,że nie jestem zwolennikiem bardzo lekkich przynęt ponieważ w moich żyłach płynie gorąca krew i wolę szybszy opad,ale czego się nie zrobi żeby złowić rybkę;)
Rzucam i mam kolejnego garbuska pięknie ubarwionego małego barbarzyńcę, który chce szybko wrócić do wody, ale tym razem postanowiłem ,że go troszkę pomęczę wkładam go do siatki.
I rzucam i kolejny:) I znowu;) Kolejny rzut i skubnięcie w piórka ,ale ryby brak.. Cóż rzucam opadam i czuje przytrzymanie tnę delikatnie bo łowię takimi rozmiarami ,że wiem ,że to nie będzie potężny okaz.
Zwijam i myślę z początku ,że to kolejny garbusek ale kilka obrotów korbką i ku mojemu zdziwieniu ryba majestatycznie ,ale silnie bije o dno-teraz już wiem-ryba mojego życia-,sandacz siedzi na moim kiju ah i te flegmatyczne odjazdy plecionki na styku tafli wody,to jest to co lubię najbardziej;>
Ha wyjmuję rybkę i widze ślicznego małego sandacza uradowany cykam mu zdjęcie i wypuszczam i patrzę jak majestatyczny szlachcic naszych wód odpływa i znika w toni wody,żegnam go i niech rośnie na potęgę mętnookich morderców.Spotkamy się za kilka lat pomyślałem i uśmiechnąłem się do siebie.
Słońce powoli zaczyna kłaść się spać,na niebie widzę klucz gęsi -cudowna aura,rozmarzony rzucam i okon i tak jeszcze kilka okoni ląduje w siatce. Rzucam i mam jeszcze jednego tym razem już ładnego okonia i w tym momęcie dochodzę do wniosku ,że pora się pożegnać z jeziorem i wrócić do domu,wypuszczam okonie i patrze jak małe dzikusy radośnie całym stadem wracają do swoich:)
Ale nie był bym sobą gdyby nie było'No dobra Albert jeszcze pięć rzutów'. Rzucam pierwszy pusty..Drugi nic.. Trzeci siedzi śliczny okon wychaczam i wypuszczam już mi ręce zmarzły więc staram się pospieszyć. 4 rzut nic i na ostatni rzut złowiłem nie miarowego szczupaka,którego wychaczyłem i wypuściłem . Zmarznięty,ale szczęśliwy składam wędkę ,chowam koguciki do kurnika i wracam. Wracając patrzę jeszcze na moją miejscówkę i jestem pewien ,że jeszcze ją odwiedzę tego roku z cięższą altylerią;) Wróciłem do domku i rozemocjonowany zrobiłem sobie herbatkę i narysowałem sandaczyka atakującego gumę.Tak świętowałem dzień niepodległości i sądzę ,że to był świetny dzień i sposób świętowania z białoczerwonymi kogutami:)