Zaloguj się do konta

13 minut!

Jakiś czas temu przeczytałem artykuł o odwiedzaniu starych miejscówek, postanowiłem że nie będę gorszy i też odkurzę dawno nie odwiedzane miejsca nad ulubioną Regalicą. Nie powiem że przyszło mi to łatwo, ponieważ w pewnym sensie musiałem zrezygnować z prawie pewnego miejsca, na którym zazwyczaj coś przycinam i rzadko trafiają się tam zaczepy, a co za tym idzie w moim ubitym pudełku nie pojawiają się luzy po straconych gumach.

Długo zwlekałem z decyzją oczekując na nocne przymrozki, i większą intensywność mętnookich , a że nie-nadeszły to pomyślałem że i sandacze znudziło czekanie i rozpoczęły ucztę. Wieczorkiem szykując sprzecicho, raczej sprawdzając bo zawsze jest gotowy, zastanawiałem się w które miejsce uderzyć, czy z góry zaplanować marszrutę, czy iść na żywioł i niech kij prowadzi.

Po skojarzeniu pewnych faktów z dawnych jesiennych, choć krótkich ze względu na zimno (pomyśleć że kiedyś nawet zimy w Szczecinie bywały) wypadów, wiedziałem tyle że zacznę w okolicach oczyszczalni. Dobre stare miejsce, tylko że dojście do wody nie jest już takie proste jak w minionych latach. Trochę zapomniane przez wędkarzy, chociaż w dawniejszych latach, jedno z najbardziej łownych miejsc w okolicy.

Postanowiłem właśnie tam zacząć wędrówkę po starych terenach, bo oprócz leszcza, właśnie tam trafiały się najładniejsze sandacze, jeszcze wcześniej szczupaki, jednak przeważyło to że jest to super miejsce na wąsatego. Właśnie tam dostałem swoją trzynastkę, aż miło...i chociaż o tej porze nie-bardzo na niego nie liczyłem to dobrze powspominać, popatrzeć na miejsce, które dało mi tyle pozytywnych emocji.

Poniedziałek godzina 9,30 ląduje w okolicach oczyszczalni (to nie lenistwo lecz obowiązki nie pozwalają mi na wcześniejsze wypady) i staje jak wryty. Błoto po kolana, krzaczory wyższe ode-mnie, całkiem inaczej pamiętam to miejsce , jedenaście lat mieszkałem w innej dzielnicy i to wystarczyło żeby łąka zmieniła się w dżunglę, jednak nie poddaje się i powolutku, lecz uparcie brnę w stronę brzegu.

W pewnym monecie uświadomiłem sobie że czegoś w tej okolicy mi brakuje, o zgrozo brakowało mi smrodu jaki zawsze w tym miejscu rozkładał nawet najwytrwalszych. Doczłapałem się do kanału, którym odprowadzana jest woda z oczyszczalni i ku mojemu zdziwieniu, ale przede wszystkim radości wyglądała na wyjątkowo czystą, myślę że przebudowa oczyszczalni przyniosła dobre efekty. Czym dalej tym gorzej i w końcu po dziesięciu minutach człapania w miejscu, przegrałem z breją, z podkulonymi uszami postanowiłem się wycofać, rozglądając się ukradkiem czy jakiś odważniejszy wędkarz niema ze mnie ubawu.

Kilkadziesiąt metrów obok mojej nieudanej przeprawy jest zwalony most, a właściwe tylko jego nabrzeżny kawałek, który dumnie góruje nad dawną dziką plażą i właśnie tam postanowiłem popróbować szczęścia, jednak kilka stojących tam pomostków było już zajętych, a rzucanie z brzegu jest tam niemożliwe i mój kolejny pomysł spalił się na starcie. Ten odcinek Cegielinki też jest dość ciekawy, są tam dość głębokie dołki, jak i zawirowani, gdyż koryto łagodnie skręca, prowadząc wprost do osławionego betoniaka, który właśnie po dwóch nieudanych próbach dotarcia do wody mi pozostał.

Po kolejnych 20 minutach zbroiłem już spinning na swoim ulubionymi nie ukrywam dość łownym miejscu, które tej jesieni jakoś na-razie mi sprzyja, choć bez żadnych rewelacji. Było już dobrze po jedenastej kiedy pierwsze kopytko wylądowało w wodzie. Tradycyjnie po obu stronach nabrzeża, nad swoimi gruntówkami i batami rozsiedli się 'pogromcy' białej ryby (taki jest niepisany zwyczaj na tym łowisku że środek zostaje dla zwolenników sandacza), jednak i ta była kapryśna, natomiast kolega jazgarz królował na wszystkich haczykach.

Sąsiad po prawej próbował na białe, czerwone nawet kukurydzę i przez gadzinę złowił ich piętnaście, z czego dwa właśnie na kukurydzę, o kurcze niedługo szczupaki będą brały na ciasto. O zgrozo, pomyślałem sobie obserwując sąsiada, ma chłopina cierpliwość, pozazdrościć, jednak ja również poza jednym marnym podbiciem na wyczynowca nie wyglądałem. Czas leciał nieubłaganie, efektów zero, dojechał jeszcze jeden poszukiwacz drapieżców i tak gawędząc, co parę rzutów wódę przecinało kolejne kopytko, to z cięższą główką, to w innym kolorze, kilka kolejnych drobnych skubnięć, wyglądających bardziej na głodnego okonia, niż na polującego sandacza.

Punktualnie o 14-tej ląduje w wodzie żółto czarne kopytko, 5cm z czerwonym ryjkiem i po trzech, no może czterech podkręceniach jest mocne zatrzymanie, zacięcie w tępo i siedzi. Za mały na dugą zabawę, dlatego po chwili jest przy betonie i tu dopiero kpina... Mój podbierak w pokrowcu leży na ławeczce i śmieje się, pewnie ze mnie i kurcze co się dziwić, na dodatek kolega poszedł do samochodu po inne paprochy, a beton do lustra wody ma bagatela 1,5m. Próbuje już zmachanego podnieś na kiju, ale gdzie tam, spinning 5-20g prawie się związał więc decyduje się wytargać go bezpośrednio za plecionkę, najwyżej się uwolni.

Jeden szybki ruch i 53cm sandacza leżało obok ławeczki. Na reakcje sąsiada, specjalisty od jazgarzów nie trzeba było długo czekać, wygrzebał w plecaku starą gumę i też zaczął próbować szczęścia. Zapaliłem zasłużonego papierosa, popiłem resztką, niestety już chłodnej kawy i do pracy, bo czas gonił a o piętnastej musiałem być w domku. Drugi, tym razem o wiele dalszy rzut po przerwie, pierwsze podkręcenie i puknięcie, zacinam i coś jest.

Po holu wyglądało na maluch i skręcając myślę pewnie kolejna trzydziestka, bo tej jesieni akurat takie polubiły moje gumy, jednak gdy zobaczyłem przeciwnika, moja buźka przybrała minkę nr.8 bo zobaczyłem ładnego, ślicznie wybarwionego garbuska, któremu wystawała z pyszczka tylko główka, pazerniak pomieścił całą 5cm gumę. Na zdjęciu była godzina 14,13 z sekundami i było to cholernie miłe trzynaście minut, pewnie to ktoś na 'górze' wiedział że strasznie mnie wkurzyły moje perypetie ze starymi miejscówkami i w nagrodę za taplanie się w błocisku, postanowił mnie wynagrodzić.

Chociaż bardziej jestem skłonny wierzyć w to że beton pasuje do sandacza, a sandacz do mnie, bo przecież nie pierwszy raz połaskotał moją dumę, bo jak się dowiedziałem były to jedyne drapieżniki złowione tego dnia, no nie obrażając p. jazgarzów, tych padło wiele. Kończąc powiem jeszcze że kolega okoń mimo zmieszczenia całej gumki w pysku, zahaczył się tak fajnie że po uśmiechniętej fotce dalej buszuje za drobnicą, o sandacza nie pytajcie, przynajmniej mnie, moja żona musiałaby sie wypowiedzieć na temat jego smaku i jak go przyrządziła, powiem tylko tyle że była milutka...

Właśnie tak czasami bywa że to co zaczyna sie nie ciekawie może zniechęcać, lecz wcale nie musi kończyć się porażką. Co do starych miejscówek, nie należę do tych, którzy po jednej porażce się poddają, dlatego już wiem na-pewno że jak przyjdą przymrozki i breja zamarznie pójdę tam jeszcze raz, a o efektach napiszę, kto wie może będzie o czym...
Wszystkim wielkiej ryby i pozdrawiam.

Opinie (17)

adamosa

ja dopiero w tym roku postanowiłem popróbować swoich sił z sandaczami Jak na razie to większość 40 nie przekroczyła no ale cóż to dopiero początki Ciekawe miny pewnie były wędkarzy łowiących obok jak pan złowił sandaczyka no i ładnego garbatego Pozdrawiam i dalszych miłych chwil nad wodą życzę [2009-11-12 23:51]

użytkownik

Ech ta Cegielinka i ten betoniak!Tam zawsze się coś dzieje i zawsze ktoś złowi jakąś ładną rybę, ale ja mam do niej niestety pecha. Może jak pojadę razem z autorem artykułu na ryby, to odmieni się mój los a przy tym i los sandaczy :)Dobrze napisane Jurek i może do zobaczenia w sobotę. [2009-11-12 23:55]

użytkownik

Ciekawy artykuł rybki fajne daje 5 i pozdrawiam [2009-11-13 00:17]

kostekmar

Widać, że stare miejsca należy odwiedzać. Gratuluję udanej wyprawy. Również złowionych rybek. Pozdrawiam i piąteczka. [2009-11-13 07:34]

mirek2000

Super artykul, musisz cześciej odwiedzać te swoje stare miejscówki bo widac ze sa w nich ryby... Pozdrawiam i zycze samych sukcesów, ode mnie 5........ [2009-11-13 07:46]

użytkownik

.....fajny artykuł ,ryby też ,..pięć..pozdr.. [2009-11-13 07:49]

użytkownik

Kiedyś potrzebowałem wielu godzin, aby "złamać" szyfr łowienia sandacza. I nadal się uczę. To jedna z najtrudniejszych do złowienia ryb drapieznych. Jakby każdy z nas napisal stronę o sandaczu - powstałaby dwutonowa księga - a każda strona byłaby inna. Gratuluję połowu - 5. PS Sandacz to prawdziwy "tlenowy odkurzacz". Potrzebuje go mnóstwo - a więc im zimniej tym lepiej. Nawet w warunkach zimowych warto próbować. Pozdrawiam. [2009-11-13 08:51]

pmizera87

Piękne jesienne rybki! [2009-11-13 09:31]

wiechu1603

Ciekawe opowiadanko i piękne rybki. Życzę kolejnych sukcesów. Oczywiście 5. Pozdrawiam. [2009-11-13 10:23]

Kiris

Gratulacje zdobyczy!!! Bardzo fajny artykuł. nie znam łowiska- nie wypowiadam się mimo, że "cegielinka" pojawia się wielokrotnie. Może się do Was wybiorę.... Pozdrawiam [2009-11-13 10:57]

użytkownik

W mojej okolicy jeszcze sadacz ten duży tak naprawdę nie bierze. Od czasu doczasu trafi się jakiś niedorostek. Czekam aż naprawdę się ochłodzii, może w ówczas. 5 z +.Pozdro. [2009-11-13 16:36]

użytkownik

Artykuł w porządku, ciekawie opisany, nie usypiający. Oceniam go na okrąglutką piąteczkę. Niestety uważam, że sandacz (niczego sobie) lepiej by się prezentował w rękach aniżeli na ziemi i z własnego przekonania punkcik muszę ująć 5-1=4**** Pozdrawiam i kolejnych sukcesów życzę [2009-11-13 17:16]

użytkownik

Dziękuje wszystkim za ciepłe słowa i tradycyjnie wielkiej ryby! maximuss1977 Robiłem zdjęcia komórką i piękniś nie mieścił się w kadrze, mam za krótkie ręce jednak uwaga słuszna, dzięki i pozdrawiam! [2009-11-13 18:00]

KOSTA

wszystko fajnie tylko po co temu garbusowi palucha w skrzela wbijać?? żeby fajne zdjęcie wyszło?? niby do wody wrócił tylko co nam po TRUP?? zastanów się chłopie jak będziesz następną fotkę robił czy rybka to przeżyje a okonie są cholernie wrażliwe więc miej to na uwadze. [2009-11-13 18:56]

Zdzichu

Ładnie opisana relacja. Jak widać stare miejsca bywają niezawodne. Gratki za "sandałka". *****Pozdro ... [2009-11-13 20:33]

Norbert Stolarczyk

Dziękując zaroszenie dodam że artyku bardzo mi się podobał oraz tytuł taki z życia wzięty 13 minut :). Przyznaje *****pozdrawiam. [2009-11-20 18:43]

staszek873

Jeśli czytam,że ktoś goni za sandaczem to muszę to przeczytać.... a jeśli jeszcze nie spotykam trzech błędów w jednym wyrazie,..to naprawdę czytam z przyjemnośćią... Gratuluję "zacięcia" w pogoni za sandałem,jak również wspaniałej polszczyzny,jestem "sandaczowcem"od kilkunastu lat,od kwietnia do listop. mieszkam na rybaczówce w Turawie i tam od czerwca "gonię" łodzią za sandaczem... Jestem byłym szczecinianinem obecnie mieszkającym w Chorzowie. Jeśli chciałbyś zapytać o "mekkę" polskich sandaczowców jaką jest niewątpliwie jez.Duże w Turawie....to wal śmiało... [2009-12-03 15:41]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej

Łowisko Tuszynek

ŁowiskoNa Łowisko Tuszynek wybraliśmy się w drugiej połowie lipca na k…

Weekend nad Odrą

Tydzień temu pisałem, że na starorzeczu coś polowało, a ja nie wiedzia…

Karpie w mgle

Z piątku na sobotę wybrałem się na Jezioro w Wielkopolsce .uszykowany…