
Otwarcie sezonu ... - zdjęcia, foto - 5 zdjęć
Za oknem już listopadowa szarówa i nadeszły pierwsze przymrozki, więc nadszedł czas odłożyć wędki w kąt, porobić porządki w sprzęcie i podsumować miniony sezon, który pod znakiem karasia stał. Jeszcze na początku tego roku nie przypuszczałem, że tak mnie on zaskoczy. Jak zwykle przed sezonem przyjąłem taktykę, jakiej będę się konsekwentnie trzymał. Postanowiłem wędkować głownie na 2 jeziorach z wcześniej odremontowanych pomostów. Pierwsze z nich było mi dobrze znane, na którym wcześniej odnosiłem bardzo dobre wyniki (min. życiowy rekord karaś 2.74kg) natomiast drugie to nowe jezioro, w którym wiedziałem, że też bardzo ładne ryby są. Wspólne z kolegą jeszcze w styczniu i w lutym, kiedy był spory lód przygotowaliśmy stanowisko w ładnych niedostępnych z brzegu zatoczkach. Wspólne prace były już pierwszą okazją do teoretycznych przygotować, co umilaliśmy sobie ogniskiem i kiełbaską popijając ciepłą kawą. Niby nic takiego, ale przy temperaturze -5, -10°C było naprawdę regenerujące i przyjemne. Do tego głucha cisza wkoło i biały poblask śniegu dawały niesamowitą atmosferę. Pracę nabrały tępa jak zaczęły się pierwsze odwilże i dosłownie kończyliśmy nasz spory pomost na ostatnim lodzie.
Na pierwsze zasiadki wybraliśmy się na nowe miejsce już 3 tygodnie po zejściu lodu. Z relacji miejscowych wędkarzy wynikało, że spore karasie łowiono z otwartej wody toteż obraliśmy taktykę na 2 tradycyjne gruntówki z koszyczkiem i sprężyną. Zestawy posyłaliśmy w głąb jeziora gdzie rzeczywiście było najwięcej brań, ale spodziewanych karasi i karpi jeszcze nie zastaliśmy. Za to ładne leszczyki nie pozwalały nam się nudzić jak na haku był czerwony robak.
Podczas kolejnych słonecznych dni doszły nas słuchy o pierwszym dużym karasiu złowionym nad znanym dobrze sąsiednim jeziorem, dlatego też postanowiliśmy się tam wybrać z samego rana. Z samego rana to dla nas była godz. 3-4 co w ostatnim tygodniu marca brzmi trochę szalenie. Ale chcieliśmy być pewni, że uda na się zająć nasze miejsce, bo informację tu się rozchodzą szybciej niż kulisy M-jak Miłość. Pamiętam jak by to było wczoraj na wodzie zameldowaliśmy się już o 3.30 i tradycyjne rozpoczęcie sezonu przy ognisku, kiełbasce i symbolicznym piwku. Przygotowaliśmy zanętę i stanowisko i pół godziny przed wschodem słońca posłaliśmy nasze koszyczki i sprężyny w pobliże pasa trzcin gdzie w poprzednich latach łowiliśmy najwięcej ryb. Pozostało się tylko wygodnie usiąść i popijając kawę z termosu podziwiać wschód słońca i pierwsze śpiewy ptaków, przerywane hałasem zjeżdżających się kolejnych wędkarzy. I wreszcie w 3 rzucie nastąpiło płynne podniesienie sygnalizatora, co skwitowałem zacięciem. Poczułem to za czym tęskniłem po zimowej przerwie ten tępy opór i pompowanie. Po delikatnym holu kolega ląduje w podbieraku mojego pierwszego otwierającego sezon karasia. Uścisk dłoni całus na szczęście i ryba o wadze 1.20kg wraca do wody. Ogromnie ucieszeni, śmiejemy się do siebie, że ryby nas nie zawiodły i są punktualne jak co roku. Po chwili i Adam wyjmuje swojego zwiastuna sezonu. Teraz już spokojni, że i ten sezon będzie dobry łowiliśmy jakże sprawiedliwie na otwarcie po 4 karasie z „jednej klasy” - wszystkie 1,20-1,30kg. Nie uszło to uwadze sąsiednim wędkarzom, którzy to nam prawie przez żyłkę już rzucali i jak kończyliśmy łowić o godz. 11 to już stali za nami i czekali aż sobie „nareszcie” pojedziemy. Na niebie pojawiło się słońce, czyli wiedziałem, że brań już nie będzie, więc ustąpiliśmy presji stojących.
Jeszcze odbyliśmy 2 takie wyjazdy wczesno poranne, aż zaskoczył nasz pewien dziwny fakt. Dotychczas zawsze rozpoczynaliśmy wędkowanie przed świtem. Wybieraliśmy w miarę możliwości dni z zachmurzonym niebem, gdyż słońce ewidentnie nie sprzyjało żerowaniu naszych ryb. Cały nasz „system” został przewrócony i zdawało nam się, że nic nas nie zaskoczy w tym temacie aż do momentu, gdy postanowiliśmy przyjechać nad wodę o godz. 22 aby zająć miejsce na poranną zasiadkę. Wiem, wiem że to szalone, ale takie czasy i presja u nas. Nie było co robić za bardzo, więc postanowiliśmy rzucić po zestawie już do wody. Po włączeniu sygnalizatorów poszliśmy rozpalić ognisko aż tu po 5 minutach naszą uwagę przykuły niemilknące sygnalizatory. Szybko wróciliśmy na stanowisko przekonani, że to płocie jeszcze spać nie poszły i tu ogromne zdziwienie, bo na obydwu zestawach coś wyraźnie wisi. Dwa szybkie zacięcia, dwa sile opory i po holu na ślepo (latarki jeszcze mieliśmy spakowane) podbieramy dwa piękne karasie po 1.5kg.!!! Po prosu dla nasz szok. Nigdy jeszcze nam się to nieudało w nocy, a tu 2 grubaski od razu!!?? Adrenalina buzowała w nas, po czym ogarnęliśmy sytuację i rozłożyliśmy nasze stanowisko jak należy. „Oświetleni” już rzuciliśmy nasze zestawy po raz kolejny i poszliśmy rozpalić ognisko uznając to zdarzenie za przypadek. Jeszcze dobrze ognisko nie zapłonęło, a sygnalizatory znowu nas wołają. Doskoczyliśmy do wędek tak gibko jak antylopy i udaje się zaciąć kolejnego pięknego karasia. Wiedzieliśmy już w tym momencie, że to nie przypadek i czeka nas pracowita noc!!. Ledwo zdążyliśmy zjeść dużymi kęsami kiełbaskę z ognia, bo już byliśmy tak podekscytowani, że nogi się same rwały na stanowisko. Ryby brały pięknie. Złowiliśmy po kilkanaście pięknych energicznych amatorów kukurydzy, a kilka się spięło po godnej walce. O 3:30 z wody nas wypędza deszcz. Ale i tak była to jedna z najlepszych nocnych zasiadek, jakie mieliśmy. Od tej pory nasze wyjazdy przenieśliśmy na godziny nocne i naprawdę było to dobre posunięcie, bo takie łowne nocki nam się jeszcze kilka razy powtórzyły. Taka zamiana pory żerowania ryb mocno nas zaskoczyła. Albo w poprzednich latach mieliśmy ogromnego pecha nie łowiąc nic, albo rzeczywiście coś się w przyrodzie tego roku zmieniło. Mogę to już z pewnością stwierdzić, ponieważ na drugim naszym jeziorze też duże karasie zaczęły brać nocą. Proporcja wszystkich brań wyniosła 70% do 30% w dzień. Najlepszą porą roku okazały się kwiecień oraz czerwiec.
I tak siedząc przy tym opowiadaniu w listopadowym czasie zaczynam się zastanawiać, czym jeszcze mogę być zaskoczony i co przyniesie kolejny rok? Spoglądając w pogodę sezonową wnioskuję, że wiosna roku 2012 przyjdzie bardzo szybko. Czas więc uzupełnić braki sprzętowe, dokształcić się jeszcze bardziej i powoli przygotować taktykę, bo to jeszcze niby 3-4 miesiące pozostały, ale taki czas pozwala na systematyczne gromadzenie sprzętu, co mniej obciąża kieszeń i można wszystko dobrze przemyśleć, bo w sezonie już czasu na to niema.
Czytając to na pewno wielu z was przypomni sobie takie dziwne wędkarskie przypadki, ale za to jakie przyjemne. Tego też życzę wam wszystkim, aby nasze hobby nie stało się monotonnym i opanowanym przez najnowsze nowinki techniczne, ale żeby nas potrafiło czymś miłym zaskoczyć. Bo chyba z tego czerpie się najwięcej przyjemności jak się uda coś takiego wypracować mniej lub bardziej. Czasami jakaś mała lub większa zmiana potrafi przynieś upragniony skutek.
Pozdrawiam
Autor tekstu: Tomek Franek
![]() | camelot |
---|---|
Bardzo ciekawy wpis, doskonale oddający atmosferę wędkarskiego hobby. Czytałem naprawdę z wielką przyjemnością. Oczywiście ***** piątka ! Pozdrawiam serdecznie ! (2011-11-30 15:09) | |
![]() | darek300 |
No szczerze gratuluję:) Taki karaś walczy lepiej niż karp. Ryby są nieprzewidywalne niczym kobiety:)o czym jeszcze nie raz się przekonamy. *****pozdrawiam! (2011-11-30 15:11) | |
![]() | Kasza23 |
Ciekawy artykół 5-teczka nic tylko pozazdrościć..pozdr (2011-12-08 17:38) | |
![]() | rataj333 |
NO KILL TAK TRZYMAĆ ***** (2012-04-14 19:07) | |