Zaloguj się do konta

7:21 - pierwsze zarzucenie sezonu 2915

Zima w tym roku pokazała swoje łagodniejsze oblicze, dzięki czemu wcześniej możemy rozpocząć sezon. Dwa tygodnie temu nie wypaliło, tydzień temu powtórka, mam nadzieje że tym razem wyjazd dojdzie do skutku. Sprzęt już przygotowany, ustawiony w blokach rwie się wręcz do startu w nowy sezon. Wybór miejscówki był oczywisty, ,,Kwadraty’’ nad Wisłą. Weekend zbliża się wielkimi krokami, każdy dzień rozpoczyna się od sms’a od sąsiada na temat stanu Wisły. Wszystko idzie w dobrym kierunku, jeszcze tylko oper teges od naszych kolegów (nie związanych z wędkarstwem) żebyśmy skończyli już pie……ć o tych rybach bo już im się uszami wylewa. Nastała sobota, czas na ostatnie przygotowania. Rano przychodzi sąsiad i pokazuje mi zwitek jakichś upranych papierków, okazuje się że tak na chwilę obecną wyglądają jego karta, legitymacja oraz ubiegłoroczne książeczki. Szanowna małżonka kolegi sąsiada była tak dobra i uprała mu jego odzież wędkarską typu US Army, niestety z zawartością kieszeni. Uprała się również latarka, ale ta o dziwo działa. ,,Nic to ‘’ jak mawiał Pan Wołodyjowski, trzeba jechać i sprawdzić co się da zrobić. Po jakimś czasie sms od sąsiada o treści ,,ja jutro kibic’’, ale jedziemy. Więcej nie było mi trzeba, w samochód i po robale, cos trzeba przecież rybom zaproponować. Reszta soboty dłużyła się niemiłosiernie, nadeszła noc. Nie mogłem usiedzieć na miejscu, a spać mi się nie chciało. Ile czasu można przygotowywać kilka rzeczy niezbędnych na wyjazd już wiem bowiem ja szykowałem je kilka godzin co chwila je sprawdzając i przekładając z miejsca na miejsce a w głowie kołatała się myśl ,,wiem że o czymś zapomniałem, tylko co to takiego?’’. Było już grubo po północy gdy postanowiłem wreszcie się położyć. Ledwie usnąłem a już rozległ się dźwięk budzika, czas wstawać. Nie było z tym żadnego problemu, w końcu jadę na ryby a nie do pracy. Przed 6 melduję się przed domem sąsiadów a tu proszę, moi szanowni kompani gotowi do wyjazdu. Szybki załadunek sprzętu i w drogę. Jak tylko ruszyliśmy zorientowałem się że panel od radia samochodowego został w domu, mówi się trudno będziemy słuchać jedynie siebie nawzajem. Po ujechaniu kilku kilometrów sąsiad rzuca: - a robaki wziąłeś?, zbliżaliśmy się akurat do ronda więc po chwili jechaliśmy z powrotem do domu. Na szczęście po kilku minutach ponownie ruszyliśmy i po krótkiej podróży byliśmy nad Wisłą. 

W tym momencie przyznać muszę że nad rzeką zdziwiliśmy się nieco, nie było dosłownie nikogo. Sąsiad który pracuje w stolicy codziennie widywał masę wędkarzy. Nad zalewem w naszym grajdole trudno znaleźć miejsce nad wodą, a tu nad Wisłą pusto. Byliśmy świecie przekonani że po zimowym poście zastaniemy na miejscu spora grupę zapaleńców, w końcu pogoda sprzyja. A tu nikogo. Ze względu na błotniste i rozjeżdżone dróżki nawet nie próbowaliśmy dojechać nad samą wodę. Ruszyliśmy więc pieszo na rekonesans. Będąc jeszcze na wale dotarło do nas że z łowienia w tym miejscu raczej będą nici. Wysoka woda, zalane główki, szybki nurt, choć znaleźliśmy również miejsca ze spokojniejszą wodą. Niestety, płynące gałęzie i perspektywa ciągłych zaczepów ostatecznie zniechęciły nas do pozostania nad Wisłą. Na szczęście w takim przypadku zawsze mamy dość blisko jezioro Podzamcze. Tam też wyruszyliśmy. Na miejscu byliśmy jedynymi szukającymi wędkarskich wrażeń osobnikami. Przenieśliśmy sprzęt na jedną z miejscówek, rozłożyliśmy wędki i zasiedliśmy w fotelach. Nie zabrakło oczywiście podstawowych wędkarskich atrybutów. W jednej ręce papieros w drugiej browarek. Okoliczności przyrody takie sobie. Po prostu ona, ta przyroda powoli zaczyna budzić się z zimowego snu, co innego my. Do tej chwili pobudzeni jak małolaty oglądający prezenty z pierwszej komunii, po chwil spędzonej nad wodą kompletny luz, normalnie ,,Chillout’’ że tak się wyrażę. Z tego błogostanu wyrwał nas oczywiście młody, który obwieścił. Panowie, godzina 7:21 pierwsze zarzucenie sezonu i machnął wędziskiem zza ucha. To co za chwilę usłyszeliśmy nie pasowało trochę do małolata. Dobry rzut, pierwszy tegoroczny dzwonek wylądował w wodzie. Młody dosyć głośno wyraził dezaprobatę. Machnął z takim impetem że o mało wędka nie poleciała za dzwonkiem. My z sąsiadem jak na seniorów przystało postanowiliśmy jeszcze trochę ponapawać się otoczeniem, sąsiad jako obserwator z upraną kartą i tak przyjechał jedynie w celu ,,napawania’’. Ach jakże nam tego brakowało, nareszcie nad wodą, jesteśmy to najważniejsze, zaczynamy sezon. Po chwili i mój zestaw wylądował w wodzie. Dookoła widać przygotowania do sezonu, pięknie wycięte okoliczne chaszcze, przygotowane worki na śmieci, choć przyznać trzeba że po wycince (szczególnie w rowie) widać że część wędkarzy w poprzednim sezonie miała problem z trafieniem śmieciami do przygotowanych worków. Brak zarośli ujawnił dziadostwo części bywalców. Dziwne to na łowisku, na którym zawsze przygotowane są worki i ogólnie panuje porządek. Widocznie dla niektórych jest problemem zebrać swoje śmieci i zanieść do zbiorczego worka. Wędki nas do siebie nie przywoływały, był więc czas na rekonesans po brzegu. 

W sumie to wszystko co można napisać o naszej pierwszej wyprawie, wędki nawet nie drgnęły. Przewidzieliśmy taki scenariusz, choć przyznać muszę, że z pewną taką nieśmiałością liczyłem chociaż na nikczemnych rozmiarów uklejkę i obiecałem sobie w duchu odtańczyć taniec zwycięzcy. Wyszło na to ze taniec musi poczekać do następnego wyjazdu lub dłużej. Około 11 zarządzliśmy odwrót . W domu moja prywatna osobista kobita, co to ją nająłem na żonę jakieś dwadzieścia parę lat temu z szelmowskim uśmiechem zapytała czy przywiozłem jakieś ryby. Cóż miałem zrobić, odpowiedziałem że słoik śledzi w oleju . A żona sąsiada w poniedziałek rusza do Starostwa po nową kartę dla męża, który pierwszy wyjazd wytrzymał bez kija w ręce ale już się odgraża że następnym razem pokaże nam jak się ryby łapie. Pierwszy wyjazd za nami, a kiedy pierwszy połów? 

Pożyjemy, zobaczymy. Połamania. Pozdrawiam

sezon wędkarski 2015

Opinie (8)

użytkownik

Na połów też przyjdzie czas, najważniejsze że wypad po mimo kilku sprzeciwności losu można zaliczyć do udanych. Ps. Ocene wystawie puźniej ponieważ jestem na telefonie i coś mi tu szwankuje :) [2015-03-03 14:33]

rysiek38

No to witaj w klubie ,ja raz na lodzie a raz ze spinem i DUPA ! ale czas na wypadzik trzeci a jak mówi przysłowie ???do trzech razy (rybka ) pozdrawiam P.S. licze na weekend i podtrzcinowe krasnopiórki [2015-03-04 00:06]

LeoAmator

Ja też do klubu przystępuję.Nad wodą już w tym roku parę razy byłem ale wyników żadnych także i mój taniec zwycięstwa czeka na lepsze dni,ale one na pewno nadejdą.Tylko to mnie trzyma :) [2015-03-05 21:44]

zwir73

Pasja to pasja***** [2015-03-07 20:44]

rysiek38

He he pasja pasją a ja z nadzieją na dziś i pierwsza krasnopiórkę ale tak coś ta czuje że może jeszcze z tydzień za wcześnie ale pewne jest że w domu nie wysiedzę i i tak mnie poniesie :-) [2015-03-08 01:22]

krisbeer

Rysiek38, natchnąłeś mnie tymi krasnopiórkami. Dziś miałem siedzieć na zbiorniku obficie porośniętym trzcinami ale znów dupa. Choroba mnie zmogła. Z nosa leci jak z hydrantu, ledwie żyję. Korzystając z przerwy zrobiłem sobie projekt stojaka na wędki. Efektem oczywiście pochwalę się na forum. pozdrawiam [2015-03-08 08:58]

rysiek38

Mi tez nie wyszło niestety ,kumpel nawalił a przynety to jego działka tak że też pozostało mi sie zając sprzetem w domu no ale za pare dni 100%nad wodę [2015-03-08 22:44]

SlawekNikt

Papieros i browarek to nie są nieodłączne wędkarskie atrybuty, wszystko kwestią gustu jest ;-) [2015-03-11 08:22]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej

Łowisko Tuszynek

ŁowiskoNa Łowisko Tuszynek wybraliśmy się w drugiej połowie lipca na k…