Asunden - Szwecja - ciężka jesienna orka
Piotr Lisicki (underdog)
2008-10-27
Na wstępie dodam, że nie będzie to ani typowy poradnik jak wędkować w Szwecji, ani też komercyjny tekst zachwalający każde szwedzkie łowiska. Poniżej spodziewać się możecie raczej krótkiej amatorskiej relacji z tygodnia świetnej zabawy. Zastrzegam sobie również możliwość używania zwrotów i określeń rozpoznawalnych jedynie dla uczestników wyprawy :-)
Przygotowania:
Tak jak każdy, kto po raz pierwszy wybiera się do Szwecji, postanowiłem skompletować sprzęt na DUŻE okazy, czyli mówimy tutaj o wielkich "kabanach", które planowałem wkładać do łódki za pomocą hydraulicznego podnośnika :-). Jako, że nie dowierzałem posiadanemu już wcześniej sprzętowi…błąd… i aby nie wypaść na totalnego ćwierćwałka w tej dziedzinie… racja… w grę wchodziły jedynie nowe zakupy.
Tak, więc:
- wędki 2 szt. - jedna do spina do 35 g, druga do ciągania za łódka do 150 g
- kołowrotki 2 szt. – o wielkości 3500 i 4000
- plecionki – tutaj różnie, ale ogólnie o wytrzymałości min 11-13 kg
- duże gumy – 4.5 - 6 cali
- duże woblery
- przypony o dużej wytrzymałości i długości min 35-40 cm (nie polecam niestety przyponów firmy Dragon – częste zrywanie przyponów przy zaciskach, a także niewygodna agrafka przy zapinaniu dużych główek z grubymi oczkami)
- główki do gum – ciężkie 20-40 g - wielkość haka 10-12
- blachy – wahadła i obrotówki – też oczywiście wielkie, bo jakby inaczej
- ciuchy – kurtka i spodnie ocieplane, wodo i wiatroszczelne
….uffff…obkupiłem się jak tralala …JESTEM READY pomyślałem….byłem pewien, że po tych zakupach akcje banku, w którym posiadam kartę zwyżkowały o parę punktów procentowych, a ja być może będę musiał do końca miesiąca walczyć o jedzenie z gołębiami na pobliskich parapetach. W obliczu jednak ekstremalnie długich i pasjonujących holów, które wieńczyć będą codzienne wyjścia nad jakże łowne jezioro Asunden w Szwecji wydawało mi się to błahą sprawą, nad którą nie warto się zastanawiać.
Manewry czas zacząć!
Dojechaliśmy! 12- stu niezłomnych wyszło ze swoich blaszanych rumaków i oczom ukazał im się widok jak z bajki, piękne jezioro, lasy, domki, łosie ….. tak to musi być tu….. ONE TU SĄ! …. są wszystkie szczupaki których na próżno szukać w polskich łowiskach. Nie sposób było nie uczcić tego honorową lampką m.in.:żołądkowej gorzkiej! Szybki wypakunek i ładujemy się na naprawdę dobre aluminiowe łódki z porządnymi silnikami. Do zmierzchu jeszcze 2-3 godziny także czasu niewiele. Po 10 minutach pada pierwsza ryba, 70 cm szczupak. Z niedowierzaniem patrzę na kolegę z łódki, jeżeli już po 10 minutach siada ryba to przez cały tydzień będzie tego tyle, że niewykluczone będzie uzupełnienie przynęt o kolejne kilogramy gum i ze 2 km wolframu. Dzień się kończy - rezultat ryba sztuk jeden. Nie jest źle, przecież to dopiero początek.
Jeśli chodzi o kolejne dni łowienia to naprawdę można by wiele pisać, jezioro ciężkie do wędkowania, typowo szczupakowe spady przy skalnych ścianach, duży wiatr, prześwietlona woda, być może ktoś wodę za bardzo najonizował lub to kwestia nieodpowiedniego zanęcania przez podbierak, no nie wiem. Ja postaram się to opisać krótko i spójnie, albo na razie tylko spójnie:
2 dzień – jedna ryba na 12 łowiących
3 dzień - 4 ryby na 12 łowiących (największy semi-kaban – 75 cm)
4 dzień – 5 ryb na 12 łowiących, dodatkowo zanęciłem wodę własną echosondą która z niewiadomych przyczyn wolała opuścić łódkę i zamieszkać w jeziorze (podejrzewam, że był to klasyczny akt desperacji)
5 dzień – sam nie wiem ilu łowiących i ile ryb, ale stolarz po kontakcie z piłą mechaniczną zliczyłby je na pewno na jednej ręce
6 dzień – szkoda pisać
a teraz krótko, ale po szwedzku:
Asunden baznadziejnunden bezrybunden , klasiken penisonunden!!!
Tia….. myślę, że dokładnie to samo powiedziałby zapłakany Szwed łowiący 6 dni u mnie w wannie.
To byłoby chyba na tyle, jeśli chodzi o wędkowanie. Natomiast w obszarze towarzysko- turystycznym wyjazd obfitował w bardzo wiele atrakcji. Poznaliśmy wielu nowych ludzi, nie brakowało dobrego i wysublimowanego żartu, a także klasycznych opowieści wędkarskich. Każdy z nas teraz wie, że nie należy grzebać w niebieskim worku pozostawionym przy wyjściu z domku, słowo password nabrało szerszego kontekstu, jak również na hasło Cola z lodem każdy reaguje zgoła odmiennie.
Dziękuję i pozdrawiam wszystkich, z którymi miałem okazję uczestniczyć w tej wyprawie jak również tych, którzy dotrwali do końca czytając ten tekst.
Jak to mówią Szwedzi: „spanie na łóżku z Ikei jest bardzo dobre, ale w nieswoim Jeepie jednak najlepsze”
pozdro
underdog
p.s.
jeżeli kogoś interesują jednak jakieś inne aspekty wyjazdu to zapraszam do kontaktu