Batoniada - ciekawe zakończenie roku 2008
Marcin Cichosz (marianmc2)
2008-12-22
Zbierałem się do niej tydzień wcześniej. Przejrzałem torbę ze sprzętem wędkarskim, a że miał być to wypad spinningowy, stwierdziłem że muszę dokupić parę twisterków, bo pudełka świecą pustkami w potrzebnych rozmiarach. No i tak zrobiłem. W czwartek podjechałem do mojego ulubionego, dobrze zaopatrzonego sklepu. Chodziłem, oglądałem, wybierałem, pytałem sprzedawcy, aż w końcu kupiłem to czego mi brakowało.
Zadowolony z siebie po udanych zakupach pojechałem do rodziców. Po drodze ostatni telefon do Darka, świetnego kompana wędkarskich wypraw, ustaliliśmy godzinę wyjazdu i dogadaliśmy się skąd ma mnie zabrać. Potem juz tylko czekanie na upragniony wyjazd i pakowanie sprzętu.
Tak....
Pewnie wiecie jakie to uczucie, kiedy w ostatnim momencie okazuje się, że wasze najfajniejsze przynęty gumowe gdzieś zginęły. Te jedyne, a zarazem na które tak liczyliście. W tym przypadku była to torebka mojej kochanej dziewczyny.
Ale jakoś się udało, bo zdążyłem dojechać do miejscowego sklepiku przed zamknięciem, i kupiłem jakieś podstawowe kolory.
Mieliśmy jechać na ten wypad w czwórkę. Ja, Darek,Krystian i Daniel.
W niedzielę rano, podjechał po mnie Darek, ale sam. Chłopaki wymiękli. Daniel odpuścił a Krystian nie mógł. Nie wiem, podobno cisnęły go jakieś inne poważne sprawy. Co się stało nie wiem. Trzeba by zapytać Krystiana ;)
Mimo wszystko, zapowiadało się ciekawie i nic tego nie mogło popsuć.
Nad wodą ciemnia, co sie dziwić była godzina 05.45. Do wschodu słońca jakieś 2 godziny. Ja wziąłem się za rozpalanie ogniska, trochę to potrwało, drzewo mokre, do rozpałki tylko gruba tektura i przeszkadzający wiatr. Darek w tym czasie rozłożył zestaw gruntowy. I znów akcja pod tytułem „ o kur...., zapomniałem wziąć....”. Tym razem zgubą były żywczyki. Ale Darecki jest tak twórczy, że nawet to nie stanowiło dla niego problemu. Wymyślił sposób na zdobycie przynęty i zarzucił zestaw. Nie będę tego opisywał... ;)
Na spiningowanie jeszcze za ciemno, więc zrobiłem jakąś kiełbaskę z ogniska. Zanim zjedliśmy już świtało.
Na Darka wędce cisza. Zabieram się za obrzucanie wody twisterkami.
Pierwsza wypadowa sztuką, jaka mogła być, po zacięciu zeszła mi z haczyka i niestety o rybie mogłem tylko pomarzyć. Potem przyszła już kolej na zaciętą rybę. Darek ciekawie przyglądał się wygiętemu kijowi ku wodzie i czekał końca holu. Szkoda tylko, że ta okazała się być martwa, zresztą od dłuższego czasu, bo była cała w osadzie rzecznym. Ze względu na ten kolor nazwaliśmy ja „baton”. Po tym „braniu” ucichło.
Przespacerowałem się brzegiem, nazbierałem gałęzi do ognia, bo przygasał, i upiekłem następne kiełbaski. Napiliśmy się po łyku gorącej herbaty z termosu i kontynuowaliśmy spiningowanie, teraz juz obaj, bo na gruncie nic się nie działo.
W międzyczasie nad wodę przyjechali panowie i dziwnie mierzyli nas wzrokiem, okazało się, że to goście którzy tydzień wcześniej okupowali tę miejscówkę.
Po paru rzutach Darecki mając już przynętę przy brzegu powiedział „szykuj się do podebrania” i przyciągnął do brzegu sandacza. Mały bo mały, wymiaru jeszcze nie złapał, ale ile radości sprawił... Fotka jedna druga i mętnooki powędrował skąd wrócił.
Opłaciło się postępowanie zgodne z zasadami PZW, gdyż juz po paru chwilach mojemu koledze znów szczytówka skierowała się w stronę lustra wody. Ryba wzięła przy brzegu i mocno parła w kierunku nurtu rzeki. Darek miał delikatny kijek więc hol troszkę potrwał. Po 15 minutach Sandacz był u mnie w dłoni.
Dla nas śliczny okaz. Nigdy wcześniej nigdy nie nastawialiśmy się na te ryby i nie było okazji złapać jakiejś większej sztuki. A jaka była złość w tym panu o którym wspominałem, że zajęliśmy mu miejsce. Z daleka było widać jak mu zęby się zacisnęły. Nawet na sekundę nie spojrzał w naszą stronę. Nie wiem skąd się bierze taka głupia zawiść w ludziach... Ale my na koniec wędkowania kulturalnie powiedzieliśmy „Do widzenia”. Odpowiedział, ale ton jego głosu był okropny.
Podczas łowienia używaliśmy głównie twisterków, w kolorach podstawowych czyli biały, perłowy, żółty. Kilka rzutów oddaliśmy twisterami w kolorach zielonym, ciemno zielony / jasno zielony - mix , oraz zielony brokat. Wszystko w rozmiarach 5, 6 oraz 10 cm i na główkach 10 z mniejszym lub większym łukiem kolankowym.
Osobiście takie polecam na tę porę roku, miałem też zamiar spróbować kopyt w podobnych rozmiarach i kolorach, ale nie było potrzeby.
Gumki prowadziliśmy w delikatnym opadzie puszczając je z nurtem, pozwalając na swobodną pracę po dnie, co jakiś czas podrywając szczytówką. Żadnego ostrego prowadzenia, ani wzdłuż rzeki, ani też agresywnego opadu.
Dla nas był to najweselszy wypad na ryby. Dla mnie fajne zakończenie sezonu. A Dla Darka pierwsze większe Sandacze.
Ps. DARKOWI dziękuje za fajny wyjazd, a ci co z nami nie pojechali niech żałują.