Zaloguj się do konta

Batoniada - ciekawe zakończenie roku 2008

No cóż, przyszedł taki dzień w roku, niekoniecznie oczekiwany, w którym trzeba sobie powiedzieć „to dziś kończy się dla mnie sezon”. W moim przypadku była to niedziela 21.XII.2008r. Jako łowisko wybraliśmy sobie rzekę Wartę, w okolicy tamy na zbiorniku Jeziorsko, około dwóch kilometrów wzdłuż brzegu od strony wschodniej.
Zbierałem się do niej tydzień wcześniej. Przejrzałem torbę ze sprzętem wędkarskim, a że miał być to wypad spinningowy, stwierdziłem że muszę dokupić parę twisterków, bo pudełka świecą pustkami w potrzebnych rozmiarach. No i tak zrobiłem. W czwartek podjechałem do mojego ulubionego, dobrze zaopatrzonego sklepu. Chodziłem, oglądałem, wybierałem, pytałem sprzedawcy, aż w końcu kupiłem to czego mi brakowało.
Zadowolony z siebie po udanych zakupach pojechałem do rodziców. Po drodze ostatni telefon do Darka, świetnego kompana wędkarskich wypraw, ustaliliśmy godzinę wyjazdu i dogadaliśmy się skąd ma mnie zabrać. Potem juz tylko czekanie na upragniony wyjazd i pakowanie sprzętu.
Tak....
Pewnie wiecie jakie to uczucie, kiedy w ostatnim momencie okazuje się, że wasze najfajniejsze przynęty gumowe gdzieś zginęły. Te jedyne, a zarazem na które tak liczyliście. W tym przypadku była to torebka mojej kochanej dziewczyny.
Ale jakoś się udało, bo zdążyłem dojechać do miejscowego sklepiku przed zamknięciem, i kupiłem jakieś podstawowe kolory.

Mieliśmy jechać na ten wypad w czwórkę. Ja, Darek,Krystian i Daniel.
W niedzielę rano, podjechał po mnie Darek, ale sam. Chłopaki wymiękli. Daniel odpuścił a Krystian nie mógł. Nie wiem, podobno cisnęły go jakieś inne poważne sprawy. Co się stało nie wiem. Trzeba by zapytać Krystiana ;)
Mimo wszystko, zapowiadało się ciekawie i nic tego nie mogło popsuć.
Nad wodą ciemnia, co sie dziwić była godzina 05.45. Do wschodu słońca jakieś 2 godziny. Ja wziąłem się za rozpalanie ogniska, trochę to potrwało, drzewo mokre, do rozpałki tylko gruba tektura i przeszkadzający wiatr. Darek w tym czasie rozłożył zestaw gruntowy. I znów akcja pod tytułem „ o kur...., zapomniałem wziąć....”. Tym razem zgubą były żywczyki. Ale Darecki jest tak twórczy, że nawet to nie stanowiło dla niego problemu. Wymyślił sposób na zdobycie przynęty i zarzucił zestaw. Nie będę tego opisywał... ;)
Na spiningowanie jeszcze za ciemno, więc zrobiłem jakąś kiełbaskę z ogniska. Zanim zjedliśmy już świtało.
Na Darka wędce cisza. Zabieram się za obrzucanie wody twisterkami.
Pierwsza wypadowa sztuką, jaka mogła być, po zacięciu zeszła mi z haczyka i niestety o rybie mogłem tylko pomarzyć. Potem przyszła już kolej na zaciętą rybę. Darek ciekawie przyglądał się wygiętemu kijowi ku wodzie i czekał końca holu. Szkoda tylko, że ta okazała się być martwa, zresztą od dłuższego czasu, bo była cała w osadzie rzecznym. Ze względu na ten kolor nazwaliśmy ja „baton”. Po tym „braniu” ucichło.
Przespacerowałem się brzegiem, nazbierałem gałęzi do ognia, bo przygasał, i upiekłem następne kiełbaski. Napiliśmy się po łyku gorącej herbaty z termosu i kontynuowaliśmy spiningowanie, teraz juz obaj, bo na gruncie nic się nie działo.
W międzyczasie nad wodę przyjechali panowie i dziwnie mierzyli nas wzrokiem, okazało się, że to goście którzy tydzień wcześniej okupowali tę miejscówkę.
Po paru rzutach Darecki mając już przynętę przy brzegu powiedział „szykuj się do podebrania” i przyciągnął do brzegu sandacza. Mały bo mały, wymiaru jeszcze nie złapał, ale ile radości sprawił... Fotka jedna druga i mętnooki powędrował skąd wrócił.
Opłaciło się postępowanie zgodne z zasadami PZW, gdyż juz po paru chwilach mojemu koledze znów szczytówka skierowała się w stronę lustra wody. Ryba wzięła przy brzegu i mocno parła w kierunku nurtu rzeki. Darek miał delikatny kijek więc hol troszkę potrwał. Po 15 minutach Sandacz był u mnie w dłoni.
Dla nas śliczny okaz. Nigdy wcześniej nigdy nie nastawialiśmy się na te ryby i nie było okazji złapać jakiejś większej sztuki. A jaka była złość w tym panu o którym wspominałem, że zajęliśmy mu miejsce. Z daleka było widać jak mu zęby się zacisnęły. Nawet na sekundę nie spojrzał w naszą stronę. Nie wiem skąd się bierze taka głupia zawiść w ludziach... Ale my na koniec wędkowania kulturalnie powiedzieliśmy „Do widzenia”. Odpowiedział, ale ton jego głosu był okropny.

Podczas łowienia używaliśmy głównie twisterków, w kolorach podstawowych czyli biały, perłowy, żółty. Kilka rzutów oddaliśmy twisterami w kolorach zielonym, ciemno zielony / jasno zielony - mix , oraz zielony brokat. Wszystko w rozmiarach 5, 6 oraz 10 cm i na główkach 10 z mniejszym lub większym łukiem kolankowym.
Osobiście takie polecam na tę porę roku, miałem też zamiar spróbować kopyt w podobnych rozmiarach i kolorach, ale nie było potrzeby.
Gumki prowadziliśmy w delikatnym opadzie puszczając je z nurtem, pozwalając na swobodną pracę po dnie, co jakiś czas podrywając szczytówką. Żadnego ostrego prowadzenia, ani wzdłuż rzeki, ani też agresywnego opadu.


Dla nas był to najweselszy wypad na ryby. Dla mnie fajne zakończenie sezonu. A Dla Darka pierwsze większe Sandacze.

Ps. DARKOWI dziękuje za fajny wyjazd, a ci co z nami nie pojechali niech żałują.






Opinie (4)

karlolm135

Widzę że wyjazd nawet ostatniego dnia sezonu wam się udał , życzę wam więcej takich udanych wypadów . A tak przy okazji to na co można złapać takiego większego sandacza . [2008-12-22 20:14]

darko85

Marcinie! Dziękuje za świetne opisanie Naszego wyjazdu sandaczowego. Właśnie te piękne ryby były naszym celem ;) i plan został zrealizowany. Muszę się przyznać, że po wielu godzinach spinningu zaczynałem wątpić w nasz sukces, ale zdrowy rozsądek mówił "Tam Są Sandacze!" Wytrwałość, cierpliwość, wzajemne wsparcie i dopiero metody i przynęty. To jednak temat na dłuższego bloga, który mam nadzieję że się pojawi, jako uzupełnienie "Batoniady" ;) Nie ma bowiem nic lepszego niż rady udzielane na podstawie własnego doświadczenia. Wracając do przynęt. Karolu gama przynęt jest wielce urozmaicona. Wydaje mi się, że najlepsze były te z torby Pauli Marcina ;) Ja osobiście stosowałem dość duże twistery. Standardowymi kolorami był biały, perłowy, żółty, brokatowy. Wielkość przynęty ok 10 cm. Główki ciężkie nawet do 10 g. Chodziło nam o połów z opadu, dlatego też taki dobór obciążenia. Osobiście jestem zwolennikiem kolorów naturalnych. Ku złośliwości mego przekonania Marcin zaciął (przepuszczamy) 3 kg sztukę na kolor twistera jak kolor odblasku na kurtkę. Są dni, w których sandacz zupełnie nie żeruje. Z doświadczenia jednak wiem, że można go skusić na miniaturową gumkę. Mi się to teraz udało na złotego paproszka 3 cm, o dwóch ogonkach, wiązanego systemem paternoster. Marcin czekam na koleją wyprawę i również dziękuje za mile spędzony czas.! [2008-12-22 21:29]

hubi

Panowie jaki to ostatni raz,to tylko mała przerwa do nowego roku niewolno tak twierdzić,nawet gdy nie wędkujemy to zawsze mamy gdzieś w głowach wedkarstwo .Pozatym dobry artyuł i tak trzymać,życze wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku pozdrawiam serdecznie. [2008-12-23 07:40]

wędkarstwo moja pasja

hej bardzo fajny i miły artykuł coraz więcej mamy wedkarzy którzy wypuszczają ryby i to jest pocieszające sam tez wypuszczam każdą rybe obojętnie może to być szczupak 10 kilo moze to być lin na rekord polski i bóg wie co jeszcze obowiązuje mnie zasada noo kill i tego się trzymię za rok przyjade na to samo łowisko znowu sobie złapie ale niestety nadal jest dośc dóżo kłusowników np jezioro powidzikie woj wielkopolskie takie doże jezioro a tylko łowi się tam wzdręgi i okonie i to jeszcze pod trzcinami i to jest ten ból bardzo często tam jestem i z roku na rok tej ryby jest mniej kiedyś tam złapałem kłusowników na tym jeziorze to zanim przyjechała straż rybacka to gośćie mnie gonili po całym powidzu bo im siatke gwizdłem do kłusowania ale co tam ważne że wędkarzy na przybywa pozdrawiam Jarosław Bartomiejczak [2008-12-23 10:46]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej

Łowisko Tuszynek

ŁowiskoNa Łowisko Tuszynek wybraliśmy się w drugiej połowie lipca na k…

Niesamowity połów

Pod koniec września pojechałem z tatem i wujkiem nad rzekę Nysę Kłodzk…