Bociek na skraju miasta

/ 1 komentarzy / 5 zdjęć


Bociek na skraju miasta
Mieszkając jeszcze za młodych lat w Lublinie uwielbiałem wyjazdy na podlubelską wieś do swoich dziadków, praktycznie o każdej porze roku. Czy to wiosną, czy to latem zawsze coś ciekawego działo się w przyrodzie. Byłem świadkiem rzeczy które dla młodego chłopaka były niezmiernie ciekawe, zadziwiały swoim pięknem, swoją zmysłowością, kolorami. W związku z tym, że nie było wówczas takiego dostępu do telewizji, książek przyrodniczych, nie mówiąc o internecie, wszystkie te zjawiska oglądało się z ogromnym zaciekawieniem, wprost z otwartymi ustami, starając się jak najwięcej zapamiętać i nic nie uronić. Tam na kanale Wieprz-Krzna i pobliskich torfowiskach stawiałem swoje pierwsze kroki jako wędkarz. Tam uczyłem się czytać przyrody. Dobrze m.in. pamiętam majestatyczne gniazda bocianie usytuowane na wielu stodołach. Każdego roku pieczołowicie poprawiane przed sezonem lęgowym. Do dzisiaj mi się wydaje, że jakby jeszcze wczoraj słychać klekot parki bocianów nad głowami niezdarnych piskląt w chwili przyniesienia pokarmu z pobliskiej łąki i rozlewiska. Pierwsze ćwiczenia skrzydeł wykonywane przez młode bociany w gnieździe. Jak żywy mam przed oczyma obraz bocianów cierpliwie brodzących w wiosennych kałużach na podmokłych łąkach lub świeżo zaoranych polach w poszukiwaniu pokarmu. Nie wspomnę o pierwszych, niepewnych lotach młodzieży bocianiej oraz jesiennych kluczach bocianów zbierających się przed odlotem w kręgach i wykorzystujących wznoszące prądy pod pierzastymi chmurami w tzw. kominach termicznych. Kto mógł by przypuszczać, że takie wspomnienia tak niespodziewanie powrócą. Spowodował to zwykły i dla mnie szczęśliwy zbieg okoliczności. Niedaleko osiedla, na którym mieszkam jest jeszcze kawałek pola i zwykłej łąki przeciętej miejscami rowami melioracyjnymi, w których z różnym natężeniem płynie woda. Właśnie w takim miejscu, w pobliży powstającego kolejnego osiedla tydzień temu zauważyłem bociana-pełne zaskoczenie! Wspomnienia powróciły i wówczas to obiecałem sobie, że bez fotki się nie obejdzie. Dzisiaj wracając z rynku spotkałem go ponownie, prawie w tym samym miejscu. Powrót do domu po aparat fotograficzny i czym prędzej na skraj osiedla. Bociana już nie było. Szkoda myślę, że nie poczekał ale wiedziony intuicją męską wysiadłem z samochodu i postanowiłem zrobić sobie mały spacerek po łące wzdłuż wspomnianego rowu. Rów jak to rów, nic szczególnego. Dużo glonów zapewne wskutek nawozów z otaczających pół, roślinności jeszcze niewiele. Przy bocznym odcinku rowu wypoczywa tylko pojedyncza kaczka krzyżówka i kosy uganiają się za jakimś mięskiem. Za zakrętem rów się zwęża i woda płynie w wysokim wykopie. Już miałem zawiedziony zawracać, gdy w końcu go zauważyłem. Stał na skraju wykopu potrząsają podniesioną do góry głową, w tak charakterystyczne pozie dla połykania zdobyczy. Nie chcąc spłoszyć ptaka cofnąłem się do tyłu, przeszedłem rów i wykorzystując wyrwę doszedłem bliżej wody w gotowości do zrobienie zdjęcia. Był to ostatni dogodny moment, gdyż bociek był już prawie na szczycie skarpy. Szybka fotka, jest, bociek przystanął, co umożliwiło mi zrobienie drugiego zdjęcia i z chwilę lekkim koszącym lotem odleciał na pobliskie pole. Tak zakończyła się moja przygoda z boćkiem na skraju miasta.

 


3.3
Oceń
(15 głosów)

 

Bociek na skraju miasta - opinie i komentarze

u?ytkownik70140u?ytkownik70140
0
5 (2013-05-10 14:10)

skomentuj ten artykuł