Boleń na gumę - inicjacja
Krzysztof Kloc (ryukon1975)
2012-06-06
Przy kolejnej wizycie w sklepie wędkarskim kupuję dziesięć białych twisterów i główki do nich.Zaopatrzenie sklepu w temacie przynęt boleniowych żadne pokomunistyczna bieda.Nie ma jeszcze wiele z zachodu a to co jest drogie i dostępne tylko dla wybranych nie dla mnie smarkacza.Kupuje jeszcze żyłkę 0,23 mm czarna,taką zaproponował autor artykułu na którym się wtedy głównie oparłem.Nazwiska i źródła niestety nie pamiętam.W domu składam zestaw z tego co mam kij to teleskop z włókna szklanego 3 m 10-50 g i kołowrotek ze stałą szpulą nieokreślonej marki.Nawijam żyłkę,biorę wędkę i tych kilka przynęt w kieszeń,jadę rowerem na swoje pierwsze boleniowe łowy.
Stanowisko do pierwszych rzutów wytypowałem ot tak prosto jak mi wskazywały warunki nad wodą gdzie nie przeszkadzały mi drzewa i mogłem swobodnie stanąć by oddać pierwsze rzuty.Wielkości gum i główek dopasowałem w sklepie więc wszystko pasuje.Nie ma dziś gruntowców,cieszy mnie to.Stoję jakieś 40 metrów poniżej mielizny Zakładam przynętę i rzucam w górę rzeki.Gdy przynęta wpada do wody natychmiast zaczynam zwijać żyłkę przy uniesionej wysoko szczytówce by nie szorować gumą po dnie.Nazywa się to szczęściem początkującego za trzecim czy czwartym rzutem łapie mi się ryba,łapie się bo trudno nazwać to złowieniem.Boleń zacina się sam przy mocnym uderzeniu a ja nie mam większych problemów z wyholowaniem go stosunkowo mocnym sprzętem.Jednak nie to jest najważniejsze,liczy się tylko radość początkującego z pierwszego bolenia.To był pierwszy i jedyny boleń tego dnia.
Minął tydzień,złowiłem już kilka boleni już nie jestem całkiem zielony w temacie.Dziś stoję na żwirowej mieliźnie i mam zamiar rzucać w dół rzeki woda się gotuje od drobnicy i żerujących drapieżników.Nagle ptak spada niczym kamień w kierunku płytkiej wody i wbija swoje szpony w grzbiet jednego z żerujących tam boleni.Natychmiast próbuje zerwać się do lotu ze swoją zdobyczą jednak prawa fizyki są niepodważalne,ryba waży kilka razy więcej od niego ,widzę wyraźnie cały grzbiet i utkwione w nim szpony są nad powierzchnią wody.Szamocząc się trwają przez chwilę w śmiertelnym uścisku,w pewnym momencie ptak poddaje się i puszcza.Boleń znika w głębinie a ptak rusza w przestworza po nieudanym ataku.Wszystko trwa krótką chwilę,prawdziwa orgia śmierci na którą patrzyłem jak w hipnozie ucząc się rzeki.Nie zastanawiam się nad tym zbyt długo,jestem młody przyszedłem tu łowić więc zaczynam.Szybko łowię dwa pierwsze bolenie.Niestety później na zaczepie rozginam ostatni hak jigowy.Jednak to nie przeszkoda zaginam go i łowię nadal.Kolejne branie jednak koryguje moje zamiary ryba w czasie holu wypina się,to samo dzieje się z następną.Nie mam już więcej główek jigowych muszę poprosić kogoś o pieniądze i pojechać kupić nowe.Zwijam wędkę spoglądam jeszcze przed odejściem na żerujące tak bliskie ale już poza moim zasięgiem ryby.Co nas nie zabije to nas wzmocni tak hartuje się przyszły prawdziwy wędkarz.
Dziś jak spoglądam na swoje pudła pełne przynęt wspominam czasem tamten dzień gdy zabrakło mi tego jednego tak potrzebnego jiga.
Dziś jak stoję na brzegu ze spinningiem w dłoni i spoglądam na żerujące bolenie widzę przeszłość,myślę o tym co przyniesie przyszłość.
Dziś jest mój czas "mam i mogę" ,jednak trzeba wyciągnąć odpowiednie wnioski z historii i myśleć o młodych którzy nie mają i tych starszych którzy nie mogą. Przecież każdy z nas był jednym z tych młodych i stanie się jednym z tych starszych.