Boleń z Wisły, kotwica w palcu.
Mateusz (Czaja91)
2016-05-27
Witam :)
Będzie to mój pierwszy wpis na tej witrynie. Mam nadzieję, że się spodoba! Ciekawa historia.
Wróciłem z Gdańska w sobotę, gdzie studiuję i pracuje. Długo nie musiałem rozmawiać z tatą, obaj byliśmy pewni, że "jutro z rana jedziemy"!
Niedziela 5:00 pobudka, zabieram sprzęt, wsiadamy do samochodu, zajeżdżamy po dziadków (tak, tak, babcia też wędkuje, ma piękne szczupaki na swoim koncie ;)). Jechałem z nastawieniem ściśle boleniowym. Tata tak jak i dziadkowie tego dnia postanowili poszukać leszcza i płoci w wiślanej wodzie. Chwilę po 6:00 jesteśmy już nad wodą. Szybkie zbrojenie wędziska, spodniobuty , i idę w swoją stronę wzdłuż brzegu szukając dobrej, przerwanej, kamienistej główki. Pierwsze miejsce. Skradam się po cichu, pierwszy rzut w kierunku warkocza, i po chwili piękne pobicie. Myślę sobie: „będzie dobry dzień” :). Chwilę później, przy kolejnej główce wyciągam pierwszego tego dnia bolenia. Nie był duży szybko wrócił do wody, ale satysfakcja była!
Chwilę później zrobiło się już dobrze po 8... Wyjątkowo, idąc do kolejnej ostrogi, postanowiłem stanąć między nimi i obrzucać brzeg. Strome zejście, znalazłem przychylne miejsce i rzucam. Kilka rzutów później czuje mocny strzał, zacięcie, i już wiedziałem że będzie to mój największy boleń. Niestety, na tego cwaniaczka poluje dopiero od zeszłego roku. Dobra walka, chwilę później bolek jest już na brzegu i zaczyna się historia :).
Postanowiłem włączyć kamerę, którą położyłem na torbie. Zaczynam prezentować bolenia. Chwilę później postanowiłem uwolnić rybę ... W tym momencie boleń zrobił fikołka, a ja czuję silny ból, ukłucie w mały palec :D. Głośny krótki krzyk i widzę kotwice w swoim palcu. Modliłem się, żeby tylko bolek nie miał ochoty na kolejne figle, bo on jak i ja jesteśmy spięci woblerem. Okaz szybko odhaczyłem i wypuściłem (z nerwów i bólu nie pomyślałem, żeby go mierzyć czego bardzo żałuję). Mam filmik z tego całego zamieszania, lecz niestety ze względu na język, jaki używam w nerwach nie nadaję się do opublikowania w internecie :D.
Zrobiło mi się ciepło i słabo. Kilka głębszych wdechów i wychodzę na łąkę, żeby coś z tym zrobić. Jak wszyscy wiemy, droga była tylko jedna. Kotwicy na pewno nie wyciągnę z powrotem…
Na szczęście, miałem dobrego multitool’a w torbie. Kotwica ucięta, a ja zastanawiam się co dalej. Nic, tylko starać się przebić na wylot i wyciągnąć od góry.
Niestety, nie było to takie proste. Po dobrej godzinie walki z kotwica (z nadzieją, że mi się uda i wrócę nad wodę), postanowiłem wrócić do taty. Mówię mu, że niestety musimy kończyć dzisiaj przygodę, bo trzeba wybrać się na SOR. Chwilę jeszcze staraliśmy się z tym uporać, ale niestety ból był bardzo silny, a zadzior nie chciał wyjść przez skórę. Wróciłem do domu, szybkie "ogarnięcie" i pojechałem do szpitala.
Wchodzę na SOR - jak to zwykle w niedzielę, dużo osób czeka na swoją kolej do dyżurującego lekarza. Podchodzę do recepcji a Ratownik mówi: „uuuu, miałem to samo”. Krótka rozmowa o rodzaju woblera, o boleniach i Wiśle itd... Kolega po kiju był tak dobry, że postanowił sam zająć się moją kotwica. Pierwsza próba wyjęcia na żywca bez skutku. Szybkie znieczulenie i po chwili było już po wszystkim. Okazało się, że kolega ma łódź na Wiśle i zapytał, czy nie mam ochoty jechać z nim na drugi dzień trochę porzucać. Od razu się zgodziłem :) Tego dnia bolenie nie chciały współpracować. Po obrzucaniu kilku główek udało mi się dorwać jednego szatana. Adrian organizuje przygody wędkarskie po Wiśle, więc jeśli ktoś byłby, zainteresowany zapraszam do kontaktu priv J.
Krótkie streszczenie sytuacji na załączonych zdjęciach. Tak jak pisałem wyżej filmik nie nadaje się do publikacji... w nerwach nie panuje nad językiem :D
Ta przygoda nauczyła mnie, że w takich sytuacjach nie warto czekać, tylko od razu udać się do lekarza lub na SOR szybka akcja i po wszystkim, a także, żeby zawsze mieć przy sobie szczypce zarówno do wypinania ryb jak i ucięcia kotwicy ;)