Boleniowa burza mózgu
Krzysztof Kloc (ryukon1975)
2012-07-05
Do spinningu przykręcam kołowrotek i szybko przeprowadzam żyłkę przez przelotki.Wtedy po raz pierwszy tego dnia słyszę znajomy tak charakterystyczny i wyczekiwany dźwięk,uderzenie bolenia.Nie odwracam nawet głowy,wyciągam z pasa spinningowego jedno z dwóch pudełek chwytam w palce przynętę startu wobler Gloog Hermes i wiążę poprzez agrafkę do żyłki.Zapinam pas,ubieram wodery,podnoszę leżący na plecaku już gotowy do "walki" kij.Jeszcze na sekundę zatrzymuję się na samym dole wysepki by przed wejściem do wody ocenić sytuację i ewentualne zmiany na planowanym do łowienia odcinku.Nic jednak nie przykuwa mojej uwagi poza unoszącymi się majestatycznie nad wodą oparami mgły.
Wchodzę do wody z prawej strony wyspy to jedna z dwóch ustalonych opcji początku łowienia,druga to marsz wzdłuż lewego brzegu.Wchodząc do wody oddaję pierwszy rzut kontrolny.Wyspa się skończyła,tu gdzie jestem rzeka płynie już całą szerokością koryta.Kilkanaście metrów niżej ogromny podwójny pień unosi się ponad wodą.Pamiętam jak wiele lat temu ten potężny pień był ogromną wierzbą rosnącą na brzegu ale przyszli ludzie i wierzby już nie ma od wielu lat.Nie wiem jak ale przez te wszystkie lata,powodzie i inne niekorzystne sytuacje pień mimo iż odsunął się o kilka metrów od brzegu tkwi w tym miejscu niestrudzenie.Za tym pniem w prawym brzegu powstała nieduża zatoczka,zatoczka uklei i boleni w głównym krycie też zresztą nie brakuje ani jednych ani drugich.
Rzucam wzdłuż prawego brzegu starając się poprowadzić wobler jak najbliżej brzegu na jak najdłuższym odcinku.Nie jest to łatwe bo utrudnia mi to ten ograniczający manewry kijem w prawo pień i głębokość ona pozostawiła mi już tylko drogę w tył.Kilkanaście minut nie przynosi ryb nie widzę też żadnej sensownej możliwości podania przynęty a bolenie powoli się rozkręcają.Żeby wygrać muszę się wycofać skąd przybyłem czyli na wyspę.Tu w "bazie" otwieram plecak wyjmuję wodę mineralną i pijąc myślę nad drugim uderzeniem.Jest to tu zazwyczaj uderzenie prawdy,trudne ale przynoszące często kapitalne wyniki.Ponownie schodzę w dół wyspy ale tym razem w lewo.Przechodzę prostopadle przez wodę i idę wzdłuż lewego brzegu w odległości dwóch pięciu metrów od niego.Poruszam się w pasie wody o głębokości jaka mi na to pozwala.Jestem tu gdzie chcę zacząć.Robię zwrot w stronę przeciwnego brzegu,stoję na wprost pnia i mam otwartą drogę do zatoczki w przeciwnym brzegu.Stąd widać wszystko jak na dłoni.W zatoczce woda dość spokojna a zaraz za nią główny nurt,ociera się on o pień idzie wzdłuż zatoczki i sunie po znajdującym się niżej brzegu.
Bolenie najczęściej uderzają właśnie spod tego brzegu poniżej zatoczki a jego spotkanie z nią to miejsce gdzie uderzają największe.Rzucam prostopadle w zatoczkę aż pod drugi brzeg,jest dobrze nie ma zaczepów.Głębokość zmienna przy samym brzegu głębiej za pniem tworzy się płycizna a po wyjściu z niej w główny nurt najgłębiej.Brań jednak dalej nie ma,schodzę niżej i staje naprzeciwko dolnej części zatoki.Rzucam w jej górną część aż pod brzeg prowadzę wobler po jej przekątnej gdy wchodzi w główny nurt tu następuje pierwsze mocne uderzenie.Ryba szybko schodzi w dół rzeki na jej środek,pięknie pracuje już dobrze pojadła po tarle i zregenerowała siły.Doprowadzam ja pod nogi nie jest to kolos,średniak ale cieszy.Cały czas nie dają mi spokoju te największe żerujące w głównym nurcie przy wyjściu zatoczki w jej dolnej części.Jednak woblery jak je zwę "proste,siłowe" o pracy typu Hermes, Thrill nie prowokują ich do ataku.Trzeba znaleźć inne rozwiązanie i odpowiedni tor prowadzenia przynęty.Schodzę wzdłuż brzegu jeszcze niżej i zajmuję miejsce poniżej zatoczki.Chcę rzucić w jej górny lewy róg przy brzegu,przeprowadzić wobler po jej przekątnej a po jego wyjściu z zatoczki jak najdłużej prowadzić głównym nurtem wzdłuż przeciwnego brzegu.Potrzebny jest do tego finezyjny wobler lusterkujący bokami.na pierwszy ogień idzie już sprawdzony wobler od kolegi Kobi niestety nic z tego.Wobler jest zbyt lekki i nie mogę nim dorzucić do planowanego miejsca.Jako drugi idzie do walki Tender.I to jest strzał w dziesiątkę.Przy pierwszym rzucie w dokładnie "ustalonym i zaplanowanym" miejscu następuje potężne uderzenie.Na szczęście ryba walcząc kieruje się w stronę głównego nurtu nie zatoki a to ułatwia mi zadanie.Ta ryba jest już dużo większa,nie chwytam jej w wodzie cofam się na wyspę i tam ją chwytam.Już dobrze rozgrzany szybko wracam na "pole bitwy".Dużo nie myśląc staram się powtórzyć szczęśliwy rzut,jednak brań nie ma.W kolejnym rzucie zmieniam scenariusz po wyjściu woblera z zatoczki przestaję kręcić,przytrzymuję sztywno kij i pozwalam by nurt niósł wobler wzdłuż brzegu w wybranym miejscu robię dwa obroty korbką.Tylko dwa bo kolejny boleń nie pozwolił na więcej.Też nie jest mały więc kolejny spacer "na wstecznym" w kierunku wyspy.
Była to ostatnia ryba tego poranka po niej brania ustały.Pomimo że od tego dnia minęło ledwo kilka tygodni nie pamiętam już dokładnej daty.Dawno przestałem robić notatki.Zostałem wędkarskim wolnym duchem.Nad wodą żyję chwilą.