Bombowe Glinianki w Zielonce
Piotr Strzałkowski (piotr-strzalkow)
2012-11-04
Po 8:00 byłem już na miejscówce przy wyspie, gdzie od czasu do czasu widywałem efektowne akrobacje całkiem sporych szczupłych (ok. 3-4gk). Żywiec na hak i do wody. Papierosek i nadszedł czas na obserwację. Piękne słoneczko, niemal bezwietrznie i cała masa kolegów po fachu. Zdecydowana większość zdecydowała się na bombki właśnie. Zdecydowanie widać, że szczupakowo-sandaczowy szał ogarnął całą okolicę. Tylko gdzieniegdzie można było spotkać karpiarzy lub spinningistów.
Na mojej wędce, jak zwykle cisza. Żywiec pięknie pracował i kierował się w stronę trzcin, dlatego co kilka, kilkanaście minut musiałem przerzucać zestaw. Mijały kolejne minuty. W międzyczasie na horyzoncie pojawiła się łódka z dwoma jegomościami. Też oczywiście nastawili się z żywcówkami. Oni mieli zdecydowanie więcej szczęścia. W ciągu pół godziny zdążyli wyjąć 3 szczupaki. Na oko, wyglądały na „wymiary”, ale z odległości 100m można się pomylić. Tuż po godzinie 9:00 postanowił się do mnie przyłączyć kolega Tomek. Przyjechał w sumie tylko potowarzyszyć, ale gdy zobaczył swoją wędkę, którą uzbroiłem „tan na wszelkie wypadek”, od razu za nią chwycił i zarzucił.
Z powodu braku brań w naszym rewirze, postanowiliśmy przenieść się na „kwadrat”. Tak kolejne pół godziny i nic. Podobnie sytuacja wyglądała o kolegów zajmujących sąsiednią miejscówkę. Daliśmy sobie jeszcze 45 minut i zapadła decyzja o kolejnej zmianie miejsca. Wybraliśmy się niedaleko mostku. Bezwietrzny zakątek. Tam mieliśmy skończyć naszą przygodę.
I znowu… z każdej strony bombki, ale niestety, żadna nie chciała zanurkować. Przed nami przepłynęła „szczęśliwa” łódka, na której widać było jakieś wyniki. Przepłynęli dosłownie kilkanaście metrów, gdy nagle usłyszeliśmy, że osobnicy zostali wezwani do pomostu. Okazało się, że wzywał ich patrol SSR i Policji. Widać było, że na kontrolę przyjechali specjalnie dla tych dwóch z łódki. Gdy tylko przycumowali, posypały się zarzuty; połów niedozwoloną ilością wędek (5szt. !), niewymiarowe dwa szczupaki na pokładzie, i jeszcze chyba ze dwa, których nie dosłyszałem. Panowie zostali poinformowani, że sprawa nie skończy się na upomnieniu, po czym wraz z patrolem oddalili się z łowiska.
Patrol został wezwany przez poirytowanych wędkarzy, których krew zalewała na widok nieprzepisowo łowiących delikwentów. Jak widać, w Zielonce sporo się dzieje. Szkoda tylko, że bardziej obyczajowo, niż na kiju.
Kilkanaście minut po zdarzeniu, zaczęło padać. Nie pozostało nic innego jak zwijać manele i zjeżdżać do domu. Jeśli tylko pogoda dopisze, to w tym tygodniu spróbuję znowu szczęścia. Może uda się w końcu, w tym sezonie trafić coś większego niż 2kg… może karpik ;)