Bornholm, trocie i spinningowa przygoda
Sebastian Kowalczyk (Sebastian Kowalczyk)
2014-06-28
Bornholmskie srebro dla zuchwałych
Czy wylegiwanie się z wędką na pomoście Cię odrobinę nie nudzi? Czy przerzucanie kolejnych szczupaków i okoni nie stało się już rutyną? Jeśli tak, to znaczy że potrzebujesz trochę urozmaicenia. Odskocznią może być wyprawa nad kamienistą wyspę Bornholm i polowanie na bałtyckie trocie. Najlepszym okresem jest wczesna wiosna i późna jesień. Podobno dla prawdziwych trociarzy, ryby z Bornholmu się nie liczą. Być może. Jednak wracając po tygodniu zwiedzania kamienistych plaż z trzynastoma rybami na koncie, czułem się jak prawdziwy zwycięzca. Zmęczony, o kilka kilogramów lżejszy ale z naładowanymi akumulatorami na cały sezon. Brodzenie w Bałtyku odkryłem na nowo i już odliczam miesiące do kolejnej wyprawy. Kto lubi prawdziwie wyzwania i walkę z samym sobą, musi koniecznie spróbować bornholmskiego srebra dla zuchwałych.
Kamienista wyspa
Bornholm to duńska wyspa o powierzchni prawie 600 kilometrów kwadratowych. Położona jest w południowo - zachodniej części Bałtyku. W okolicach wyspy organizowane są wyprawy na dorsze i łososie, najciekawsze jest jednak łowienie troci w płytkich wodach przybrzeżnych. Oprócz troci trafiają się również pstrągi morskie. Przed sezonem letnim dopłynięcie na wyspę jest trochę utrudnione. Ze Świnoujścia można dostać się do Ystad, a następnie przepłynąć szybkim katamaranem do Bornholm - Sassnitz. Licencje na wędkowanie kosztują w przeliczeniu na złotówki około 70zł. Można nabyć je nabyć w informacjach turystycznych. Dobrze jest wykupić ubezpieczenie. Podczas łowienia z kamieni wybicie sobie zębów lub złamanie nogi, jest całkiem prawdopodobne. Koniecznie trzeba odwiedzić miejscowy sklep wędkarski i kupić blachy Hamery i Bornholmpilkery. Nie są drogie i właściwie kilkoma sztukami można łowić cały tydzień. Najbardziej znanymi miejscowościami, w których łowi się morskie trocie z plaży są Arnager i Snogebeak. Cała sztuka polega jednak na poruszaniu się po wybrzeżu samochodem i poszukiwaniu ryb. Żadna teoria nie zastąpi wiedzy doświadczonego przewodnika wędkarskiego. Jeśli ktoś chciałby uniknąć badania wyspy na własną rękę i straty czasu, podaję numer telefonu do mojego kumpla Janka, który załatwił promy, licencje, zorganizował kwaterę z sauną, basenem i jacuzzi, a następnie zaprowadził nas za rączkę w miejsca, w których ryby pojawiały się w zależności od kierunku wiatru i temperatury wody, co pozwoliło każdemu złowić wymarzoną rybę. Janek Sitnicki kom 510395758
Surowe warunki
Zanim wpłaciłem kasę za prom i kwatery poszperałem trochę na temat Bornholmu na forach. Opinie na temat łowienia na kamienistej wyspie są podzielone. Niektórzy pogoń za srebrną rybą bardzo sobie chwalą, inni byli zdecydowanie niezadowoleni. Wszystko chyba zależy od wędkarskiego temperamentu. Jeśli ktoś lubi przykleić się do rumpla i śledzić "łuczki" na echosondzie, może być grubo zawiedziony. Całodzienne brodzenie po obślizgłych kamieniach i walka z falami o każdy centymetr stabilnego podłoża, to wędkarski sport ekstremalny, wystawiający na próbę zarówno wędkarza jak i jego sprzęt. Z rybami też jest różnie. Niektórzy łowią trocie prawie codziennie, inni po upływie tygodnia mają na koncie jedną, dwie lub trzy ryby. Zdarzają się również pechowcy, którzy nie łowią nic. Nam się udało. Po tygodniu łowienia w osiem osób złowiliśmy ponad 50 ryb.
Uzbrojony po zęby
Oprócz umiejętności, dużo zależy od użytego przez nas sprzętu wędkarskiego. Z morskimi falami nie ma żartów, każde niedociągnięcie lub źle dobrany sprzęt może całkiem uniemożliwić łowienie. Trzeba przyjąć jako pewnik, że przynajmniej raz dziennie będziemy pływali. Kołowrotek nie przystosowany do takich warunków przestanie się kręcić, buty z nieodpowiednią podeszwą, mogą całkiem uniemożliwić brodzenie, kiepskiej jakości kurtka będzie przemakać. Aby nam było ciepło i sucho (przynajmniej przez jakiś czas) należy zabierać nad wodę dwa komplety ciuchów. Nawet jeśli zdarzy się wywrotka, lub fala zabierze nas z kamienia, można się szybko przebrać i łowić dalej. Podstawą jest bielizna termoaktywna. Chociaż na początku kwietnia było w miarę ciepło, miałem na sobie dwa termoaktywne komplety. Do tego jedna lub dwie bluzy z kapturem, w zależności od temperatury i siły wiatru. W samochodzie musimy mieć zawsze drugi taki zestaw. Tak samo z kurtkami do brodzenia.
Specjalnie na wyjazd nabyłem kurtki termoaktywne do brodzenia Daiwa Game Breathable i Vizion Light Brown. Nie przemakają, nie przepuszczają wiatru i nawet podczas wzmożonego wysiłku nie zalewałem się w nich potem. Podstawą wyposażenia są dobrej jakości śpiochy. Brodzenie w zwykłych woderach odpada. Podczas całodziennego łażenia po prostu byśmy się w nich zamęczyli. Na Bornholm zabrałem śpiochy Ikon Waders firmy Vizion i buty Loikka Gummi & Stud. Śpiochy są niesamowicie wygodne, a specjalna podeszwa butów uzbrojona w wolframowe kolce, pozwala utrzymać się na najbardziej śliskich kamieniach i kamiennych płytach. Niestety choć zestaw bardzo komfortowy (buty nie raz uchroniły mnie od kąpieli), nie należy do najtańszych, a trzeba mieć jakiś zapas, gdyby śpiochu uległy podarciu i nie dały naprawić się na miejscu. Na zapas zabrałem neoprenowe spodniobuty Tim Cormoran. Co najważniejsze ten model posiada specjalną podeszwę z filcu, która również umożliwia komfortowe brodzenie i jest niezłym rozwiązaniem, gdyby temperatura powietrza gwałtownie spadła.
Do oddawania dalekich rzutów trzeba zabrać ze sobą długie wędzisko i nieczuły na morską sól kołowrotek, oczywiście razy dwa. Moim podstawowym zestawem była wędka Daiwa Exceler Sea Trout 3.15m, 15-45gr i kołowrotek Daiwa Caldia SHA 2500 z nawiniętą plecionką Daiwa Tournament 0.12mm. Taki przekrój plecionki, umożliwi oddawanie bardzo dalekich rzutów. Całości dopełnią okulary polaryzacyjne, przynajmniej 3 pary neopranowych rękawiczek na zmianę i oczywiście duży trociowy podbierak.
Goniąc króliczka
Pobudka o 4 rano. Szybka kawa, śniadanie i nad wodę. Ale nie od razu. Najpierw komputer i prognoza pogody. Najważniejszym zagadnieniem jest kierunek wiatru. Najlepiej aby wiał w stronę brzegu na którym mamy zamiar łowić. Z kamienisk i raf, fale wymywają niewielkie żyjątka, uruchamiając podwodą stołówkę. Trocie można oszukać wahadłowymi blachami i sztuczną muchą. Sprawa jest właściwie banalnie prosta. Wystarczy być o odpowiedniej porze w odpowiednim miejscu. Rano i wieczorem ryby są blisko brzegu. W ciągu dnia trzeba poszukać ich trochę dalej. Długość rzutu spokojnie wystarcza. Jeśli w ciągu godziny nie ma brań, najlepiej pojechać w inne miejsce. Nie ma szans aby w końcu nie trafić żerującego stada. Proste, prawda? Teoretycznie. Pierwszą rybę wymęczyłem dopiero czwartego dnia, chociaż bardzo się przykładałem i siedziałem w wodzie od bladego świtu, do ciemnego wieczora. Pierwsza troć rozwiązała worek pełen ryb. Chociaż dzień wcześniej byłem już bliski załamania nerwowego, hol srebrnej torpedy dodał mi sił i wiary w siebie.
Bez kija nie podchodź
Nasi przewodnicy Janek i Kamil na bornholmskich kamieniach zjedli zęby. Rewelacyjnie sprawdzili się w roli przewodników i wystarczyło tylko dokładnie słuchać ich wskazówek aby prędzej czy później złowić rybę. Chociaż dokładnie przeczytałem przesłaną przez Kamila listę potrzebnych na wyjazd gratów, zapomniałem o kijku do brodzenia. Niby pierdoła, ale po trzech krokach wgłąb bardzo spokojnej wody stwierdziłem, że nie dam rady się obrócić i wrócić z powrotem na brzeg . Aby było śmieszniej, zanim wlazłem do wody, wywaliłem się na hałdzie wyrzuconych przez wodę na brzeg śmierdzących glonów. Uważać trzeba cały czas, zarówno w wodzie jak i na lądzie. Całe szczęście, że Janek pożyczył mi swój zapasowy kijek. Podczas pierwszego dnia brodzenia, ładziłem po kamieniach jak paralityk. Po jakimś czasie skakałem po nich jak kozica, wypatrując w wodzie najdalszych kamieni, do których dałoby się dotrzeć i w jakiś sposób na nie wdrapać.
O jeden kamień za daleko
Z grupy "świeżaków" pierwszego dnia troć złowił Majki P. Ryby nawet nie wychodził lecz wypływał. Upatrzony przez niego kamień był odrobinę za daleko. Chociaż jakieś dwa metry przed nim stracił grunt pod nogami, postawił wszystko na jedną kartę i do kamienia podpłynął. Taki już jest Majki P. Z kamienia zszedł z rybą i to wcale nie małą. Troć miała ponad 70cm. Jak na bornholmskie warunki to całkiem spory okaz. Duńczycy wchodzą do wody właściwie tylko po kolana. Polacy włażą jak najdalej, chociaż czasami nie do końca jest to potrzebne. Pęd do najdalszego kamienia kończy się różnie. Chwila nieuwagi i delikwenta zabiera nawet niewielka fala. Wywalić się można nawet w wodzie po kolana. Najgorzej jest wstać. Nawet jeśli fala przewali się przez głowę i zmieni miejsce naszego położenia, najważniejsze to nie wpaść w panikę. Dobrze ubrany wędkarz zachowuje się w wodzie jak korek. Utonięcie nam raczej nie grozi, co najwyżej wlanie się zimnej, morskiej wody w rękawy kurtki lub w śpiochy. Przed wlaniem się wody do śpiochów lub spodniobutów, może uchronić założony bezpośrednio na kurtkę pas ortopedyczny. Ponieważ przed wyjazdem nie znalazłem rozmiaru na siebie :D ratowałem się zwykłym pasem wojskowym, który również sprawdził się w swojej roli. Rano i wieczorem ryby potrafią podchodzić pod sam brzeg. Obławianie trzeba właśnie zacząć od płycizn. O tych porach nie ma co się od razu ładować na dalekie kamienie, bo można po prostu rozminąć się z żerującymi na płyciznach trociami.
Pierwsza ryba
Pierwszą troć wyłaziłem czwartego dnia. Niewielka ryba cieszyła, jakbym przynajmniej złowił metrowego szczupaka. Co ciekawe, chyba tą zdobyczą odczarowałem sobie wodę. Kolejnego dnia złowiłem trzy kolejne trocie, a następnego, aż 9 sztuk. Nie były to żadne potwory. Moje trotki miały miedzy 40 a 60 cm. Takich ryb na bornholmskich plażach łowi się najwięcej. Wiem, że jest jednak po co wracać. Mój kumpel Majki P - właściciel sklepu wędkarskiego pleciona.pl, złowił troć o długości 78 cm. Piękne ryby powyżej 70 złowił również Kamil. Rzadko ale trafiają się nawet okazy około metrowe. Takie ryby łowione "z ręki" to jest coś. Dla tego muszę na Bornholm jak najszybciej wrócić, jeśli nie jesienią to na pewno na wiosnę.
Tekst ukazał się w miesięczniku Wiadomości Wędkarskie