Byczek w namiocie

/ 4 komentarzy

Był początek września, noce były już chłodne, a ja miałem pierwszy raz wyjechać na wędkarski biwak, nad jezioro Woświn. Nie miałem funduszy na nocowanie w jednym z trzech ośrodków wypoczynkowych, położonych nad tym akwenem, postanowiłem więc, że rozbiję się gdzieś na dziko, tak jak robiłem to do tej pory, nad innym jeziorem.

W poprzednich latach obozowałem na Długim, ale już mi się tam znudziło, szczególnie dźwiganie łódki pod stromą górę, na której, ze względu na położenie terenu, musiałem przebywać. Kierował mną jeszcze inny powód, a mianowicie to, że we wrześniu na Woświnie powinien brać okoń, moja ulubiona, nieprzewidywalna ryba, w przeciwieństwie do Długiego, gdzie okres żerowania garbusów właśnie się kończył. Za to ze szczupakami było zupełnie odwrotnie.

Kiedyś, podczas rozmowy o rybach, sąsiad wspomniał, że w czasach kawalerskich mieszkał na wsi położonej przy samym jeziorze, na które miałem się udać i do tej pory utrzymuje kontakty z autochtonami. Kiedy napomknąłem mu, że będę przebywał w tym rejonie, obiecał że załatwi mi noclegi. Dotrzymał słowa, właśnie jechałem wyładowanym po brzegi samochodem w stronę zabudowań, na które namiary dał mi znajomy. Przywitałem się z miłym gospodarzem, oczywiście zgodził się na zakwaterowanie mnie w czystej, ale skromnej przybudówce i w dodatku nie chciał słyszeć o żadnych pieniądzach. Mam pewne zobowiązania wobec pańskiego sąsiada i miło mi będzie tu pana gościć, a jeśli chodzi o zapłatę, to jakby brała ryba, to podrzuci mi pan parę i będzie dobrze.

Od budynku do brzegu jeziora było około kilometra, zastanawiałem się intensywnie, jak codziennie rano będę przemieszczał się z łódką, bo przecież nad brzegiem nie mógłbym jej zostawić. Dowiedziałem się, że właściciel gospodarstwa posiada łąki przy samym akwenie, podzielone na działki i ogrodzone. Od paru lat chłopom z wioski bardzo opłacała się sprzedaż tych poletek, bo były one bardzo atrakcyjne dla turystów z miasta i cena stale wzrastała. Jak usłyszałem , że te łąki są przygotowane do handlu i na razie stoją puste, od razu bardzo uprzejmie podziękowałem za noclegi w chałupie i z całym wędkarskim majdanem przeniosłem się na najbliższą wodzie ogrodzoną działeczkę.

Na środku rosło rozłożyste drzewo, które dawało dużo cienia, a wokół rozciągał się prymitywny płot z drewnianą bramką po środku przez którą można było przejechać samochodem. Do linii brzegowej jeziora miałem około dwudziestu metrów i problem z łódką rozwiązał się sam, ale najważniejsze było to, że miałem tu ciszę i spokój. Niepokoił mnie jedynie mały byczek, który pasł się przez cały czas na moim obozowisku. Co prawda gospodarz zapowiedział, że go przeniesie, ale na razie miałem swojego zwierzaka, który spoglądał na mnie co jakiś czas, z wielkim zaciekawieniem. Na razie nim się nie przejmowałem, namiotu też jeszcze nie rozkładałem, wziąłem spinning i z łódką na plecach pomaszerowałem na rekonesans.

Pływałem po stoku podwodnej górki, którą dobrze znałem z wcześniejszych wypraw i próbowałem zachęcić okonie do współpracy. Na płytszym stoku brań nie było, zmieniłem więc miejsce i zacząłem obławiać o wiele głębszą, północną stronę podwodnego wzniesienia. Sytuacja nadal się nie zmieniała, niby warunki pogodowe były dobre, wiał zachodni wiatr, ciśnienie ustabilizowane, ale jednak nie miałem nawet puknięcia. Cały czas łowiłem na gumki, teraz przerzuciłem się na obrotówki meppsa. Może okonie przeniosły się w inny rejon akwenu. Już miałem zamiar odpłynąć ze swojej miejscówki, ale ostatni raz posłałem błystkę w toń jeziora. Gdy dotknęła dna, poczekałem kilkanaście sekund. raptownie podniosłem ją szczytówką i wreszcie doczekałem się na branie. Ale to chyba nie był garbus, opór był o wiele za duży, pewnie szczupakowi pod nosem błysnęła paletka od wirówki i zaatakował.

Najgorsze było to, że nie zabrałem ze sobą podbieraka, ciekawe jak sobie teraz poradzę z podebraniem ryby. Czym bliżej łajby tym hol był coraz bardziej wyczerpujący, a ja już z niecierpliwością patrzyłem w wodę, by za chwilę ujrzeć cień wielkiego okonia. Pasiak zaczepiony był za jeden grot kotwiczki, tylko za skórkę wargi. No pięknie, jak się mocniej ruszy, to będzie po nim, jak amen w pacierzu. Swoimi pesymistycznymi myślami wywołałem wilka z lasu, podłożyłem dłoń pod rybę, ale ta w ostatniej chwili dała susa i tyle ją widziałem. Przez zapominalstwo straciłem okonia życia. Jeszcze długo kląłem na siebie, odechciało mi się już w tym dniu spinningowania i wróciłem na działkę rozbijać obozowisko.

Myślałem, że cielaka już nie będzie, ale on spokojnie skubał trawę, a później położył się pod drzewem i przeżuwał swój obiad. Rozłożyłem namiot, napompowałem materac, zrobiłem kolację i ciągle zły na siebie, poszedłem spać. W nocy zrobiło się zimno, co chwilę budziły mnie jakieś koszmary, a nad ranem śniło mi się, że wielki okoń wchodzi do namiotu. Obudziłem się zziębnięty i z bolącym kręgosłupem, od niewygodnego materaca. Otworzyłem oczy i zdębiałem, połowa namiotu była zapadnięta, a na niej wygodnie leżał byczek zadowolony z fajnego posłania i wpatrywał się we mnie swoimi wielkimi ślepiami. Takiego numeru jeszcze nie widziałem, przegoniłem cwanego zwierzaka z mojej sypialni i zwinąłem przenośny domek już na stałe. Postanowiłem, że na drugą noc przeniosę się do samochodu, rozłożę siedzenie i wymoszczę wygodne łóżeczko, na pewno to będzie lepsze, niż spanie razem z byczkiem.

Od rana biczowałem wodę, lecz w dalszym ciągu brań nie było. Połowię jeszcze do południa, a jak dalej będzie takie bezrybie, to przerzucę się na Długie. Najgorsze, że obiecałem gospodarzowi jakąś rybkę, ale na tym akwenie nie widziałem szans nawet na małą uklejkę.
O trzynastej, nie mówiąc nic nikomu, po cichutku wyjechałem na Długie, odległość nie była zbyt duża, bo tylko piętnaście kilometrów. Chciałem zobaczyć , co tam słychać z rybami i pod wieczór wrócić z powrotem. To moje zapasowe jezioro, jak zwykle mnie nie zawiodło. Złowiłem trzy, ponad dwukilogramowe szczupaki, które zawiozłem specjalnie gościnnemu chłopu. To jednak zaczęły brać, a nasze chłopaki ze wsi od tygodnia nic nie łowią!

Myślał, że te ryby są z Woświna, a ja nie wyprowadzałem go z błędu. Pożegnałem się i powiedziałem, że z powodu bólu kręgosłupa wracam do domu, ale jeszcze wieczorem byłem z powrotem na szczupakach. Namiotu już nie rozwijałem, bo jakby wlazł do niego jakiś jeleń, to by mnie zgniótł na amen Miałem niemiłe wspomnienia, związane z byczkiem i nie chciałem ryzykować, tym bardziej, że byłem w samym środku lasu, gdzie zwierzyny nie brakowało.
W samochodzie było bardzo wygodnie, wyspałem się jak nigdy.

W następne dni łowiłem szczupaki, a co dziwniejsze, nawet niezłe okonie, które brały na żywczyki. Od tej przygody z byczkiem, na dzikich i samotnych biwakach nie spałem już nigdy w namiocie. W samochodzie jest mi się o wiele lepiej i bezpieczniej, na okna zakładam specjalne siateczki, przez które nie przechodzą komary i w takich spartańskich warunkach jest mi najlepiej. Jakby to żona zobaczyła, to od razu kazałaby mi wracać do domu, do wygodnego i ciepłego łóżeczka, ale gdy jestem sam na sam z przyrodą i moimi rybami, żadne warunki nie są złe.

 


4.4
Oceń
(17 głosów)

 

Byczek w namiocie - opinie i komentarze

zegarzegar
0
Nooo. niezłe przeżycie z tym byczkiem. Ciekawe co by było jak byś na wietrze rozbijał ten namiot a on zaczął by łopotać?.:):):). Pewnie ruszył by w twoją stronę . Dobre opowiadanko, pozdrawiam (2009-07-01 17:56)
ZdzichuZdzichu
0
Fajną miałeś przygodę i ..... "towarzysza", nie ma to jak sam na sam z naturą, też to uwielbiam. Garbus pewnie byłby rekordowy, ale co tam, podrośnie i może się jeszcze spotkacie. Pozdro ... (2009-07-01 22:15)
u?ytkownik15311u?ytkownik15311
0
Heh, to się nazywa obcowanie z naturą, spać z bykiem - to jest to, godne aborygena :D Szkoda okonia, ale jak Kol. Zdzichu napisał - podrośnie i będzie jeszcze większy! Fajnie się czytało, 5 gwiazdek. Pozdrawiam! (2009-07-02 01:36)
u?ytkownik70140u?ytkownik70140
0
5 (2013-05-24 11:02)

skomentuj ten artykuł