Część połowu ;) - zdjęcia, foto - 2 zdjęć
Nie wiem jak nazwać doświadczenie z dzisiejszego połowu. Dzień wolny, więc wyprawa na pomost na Pointe Denis. Niczego szczególnego się nie spodziewałem. Pewno, jak zwykle, trochę maluszków. I tak też było. Wszystko zaczęło się normalnie, z tą różnicą, że brało więcej małych tuńczyków. Zwłaszcza na nowo zakupiony zestaw śledziowy ale na haczyku, niewielka, dwu-centymetrowa imitacja krewetki. W zestawie cztery, jak brały jeden lub dwa tuńczyki, zestaw wytrzymywał ale przy trzech już zerwania. Dwa zestawy stracone ;) Jednak sporo tuńczyków złapanych. Tak wiec było miło, do południa. Zaczęło padać. Najpierw mżawka, w sumie fajnie w tych temperaturach. Ale potem lało. i tak przez trzy godziny. Masakra. Na dodatek poważna strata. Jak się na dobre rozpadało postanowiłem schować telefon (Nokia e 71) w nieprzemakalnej kieszeni mojej torby. Zapomniałem dopiąć suwak… Nokia przemokła. Teraz ją suszę, bo może jednak zadziała (ma ktoś dobrą radę?). Mało tego, te godziny w deszczu sprawiły, że zacząłem marznąć. Mimo temperatury ok. 24 stopnie, po prostu zimnica jak cholera. Całą powrotną drogę do domu miałem włączone ogrzewanie w samochodzie! W tropiku ;). Połów bardzo ciekawy, dużo zabawy ale okoliczności fatalne. Więc jak nazwać taki dzień?
Autor tekstu: Jacek Dybała