Ciężarki
użytkownik 6247
2009-01-29
Zaczęliśmy przedwczoraj próbną wersję ciężarków. Rysiek przyniósł ołów, dzień wczesniej pozbawił mnie czterech łyżek-dwóch dużych i dwóch małych, by zrobić formy. Ja poszłam na zakupy. Wróciłam i zastanawiałam się na schodach czy nie wzywać straży pożarnej, bo skądś strasznie śmierdziało!! Im wyżej, tym gorzej! Co stopień to utwierdzałam się w przekonaniu, że to z mojej chałupy! I to prawda, bo jak weszłam to nie widziałam nic i nikogo, taki był dym i smród! A wśród tego zarys Ryśka.
Zaraz pootwierałam okna i dopiero wtedy zauważyłam co on robi, a mój facet stał nad kuchenką gazową z miną szczęśliwego dziecka, dzierżył w dłoni puszkę po kukurydzy w której bulgotał roztopiony ołów. W drugiej ręce w kombinerkach były moje łyżki, tzn.już forma do ciężarków z otworkiem wielkości łebka od gwoździa i w ten otworek Rysiek wlewał ołów. Po chwili ostudzenia ciężarek był gotów.
Potem zaczęłam mu pomagać. Robilismy je długo w noc. Rezultaty są widoczne na poprzednim wpisie. Skutkami ubocznymi tego przedsięwzięcia jest kaszel mojego odlewnika, porozrzucane wszedzie materiały produkcyjne, zapisany zamówieniami kajet i zapackana kuchenka gazowa, ale nie macie pojecia jaka to radocha widzieć produkt, który się samemu zrobiło!!!!
Może moje wpisy są nieciekawe, nudne, może myślicie, że zależy mi na punktach czy czymś innym. Nie!!! Jestem kobietą wędkarza skazaną na ryby i sprzęt, ale wiem, że nasze drobne chałupnictwo da rezultaty. Przyrzekłam sobie, iż za pierwszą zarobioną stówę kupie mojej teściowej( ona nam pomogła) ogromny bukiet kwiatów ona w nas uwierzyła i dzięki jej za to.
Dodam tylko, że chcę przetestować sama nasze ciężarki. Prowadze te moją manufakture i jeśli pójdzie pierwszy transport do kogoś z Was i będziecie zadowoleni to chyba sie upiję.
Pozdrawiam i przepraszam za te moje refleksje.