Ciężkie jest życie wędkarza?
WIESŁAW RYKALSKI (zubero62)
2010-05-15
Inny przykład, początek lat 90-tych, jeżdżąc pociągiem na ryby poznałem wędkarza miał dwadzieścia kilka lat, kochał wędkowanie, pobyt nad wodą, był bardzo spokojnym zrównoważonym młodym człowiekiem. No i przyszedł czas na żonę, którą poznał Śląsku, był w niebo wzięty, potem zniknął mi z oczu, spotkaliśmy się cztery miesiące później, na peronie czekając na pociąg, zagadnąłem, i zapytałem, wprost, co się z nim działo, wpierw się miotał i kręcił. Jechaliśmy i łowiliśmy razem, cały dzień, nie wytrzymał i zwierzył mi się, jak księdzu na spowiedzi. Żona po ślubie okazała się despotyczna na punkcie wędkarstwa, twierdząc, że to jego zepsuje, jak jej ojca (teść też był wędkarzem) i zacznie popijać, (choć on był zagorzałym abstynentem) itd. Była to sprawka teściowej, a nasz wędkarz trzymał kije i resztę sprzętu u dalekich krewnych.
Jeździł na ryby ukradkiem, okłamując żonę (miał nienormowany czas pracy), że jedzie na delegacje, a to na szkolenie. Spytał, co bym ja zrobił na jego miejscu? Zaproponowałem mu szatański plan, w którym i ja również brałem udział. Podyktowałem mu list do teścia na pożyczonym papierze od pani kasjerki na dworcu, który przepisał na czysto w pracy, (wtedy telefon komórkowy był nie osiągalny), podając mój adres zwrotny oraz numer telefonu stacjonarnego do mnie (stałem się jego powiernikiem).Opisał swój problem teściowi, i wysyłając list, jako polecony, teściowa nawet nie podejrzewała, od kogo ten list, dwa dni później dzwoni do mnie jego teść, pytając, co się dzieje u jego zięcia? Dwa tygodnie później mój młody kolega wkracza na peron, dumny i pewny siebie, opowiadając mi jak się sprawa potoczyła. Teść zgodnie z moim oczekiwaniem, wziął teściową do pociągu, przyjeżdżając do młodych. Krótka rozmowa i wszystko już wiedział, że to niepracująca teściowa instruowała swoją córkę przez tel. stacjonarny” jak trzymać młodego męża krótko, by się nie popsuł”, jego teściu rozwiązał problem w trybie natychmiastowym, jak, lepiej nie pytajcie?
Ostatni przypadek, zasmucił mnie osobiście, bo dotyczył jednego z moich serdecznych kolegów, który zaczął traktować wędkarstwo, jako odskocznię od codziennych problemów, w złym, tym słowa znaczeniu. Lubił jeździć na wędkarskie -weekendy, wyjeżdżając w piątek po pracy, wracając w niedziele wieczorem. W pierwszą piątkową noc była to po prostu libacja alkoholowa, w sobotę tzw. „klin” w niedziele rano leczenie kaca, piwem. Na początku starał się nie przekraczać pewnych granic, później wpadł w rutynę i spirale alkoholową, która polegała na tym, że gdy dotarł na łowisko, pierwszą rzeczą było „no to po kielichu” potem wędkowanie. Byłem z nim nad wodą kilka razy, ale widząc, że prowadzi auto, na kacu i porannym niedzielnym piwie, zacząłem unikać jego zaproszeń na ryby. Zimą, gdy łowił na lodzie, jeździł pociągiem, a butelka wódki w plecaku była nieodzownym atrybutem.
Pierwsze ostrzeżenie dostał od drogówki, która zabrała mu prawo jazdy, niestety nic to nie pomogło jeździł dalej, 6 tygodni później, następna wpadka, sprawa w sądzie-wyrok w zawieszeniu. Ten chocholi taniec, przerwało czołowe zderzenie z tirem, efekt chyba wiecie, chwili wypadku miał 1,3 promila (o wszystkim dowiedziałem się dużo później), a on zawsze twierdził, że już zdążył wytrzeźwieć. Dziś idąc w niedziele rano na łowisko z pociągu, mijam stanowiska wędkarzy, po nocnym łowieniu, patrzę stoi samochód, jest trzech zmęczonych kolegów z przekrwionymi oczyma, puste butelki, puszki. Zastanawiam się, kto jest kierowcą i czy wie, ile spala się alkohol w organizmie człowieka (tabele czasu w przełożeniu na wypity alkohol znajdziecie na necie-polecam serdecznie) oraz czy będzie prowadził na podwójnym gazie. Nie jestem wrogiem alkoholu, też go lubię, choć staram się zachować pewien umiar, są granice dotyczące różnych spraw naszego życia, których nam przekraczać nie wolno.
Pozdrawiam Wiesław Rykalski.