Czarujące klenie
Grzegorz Kapuściński (grisha )
2011-10-28
6 metrów szerokości , metr głębokości. Brzeg tak zarośnięty, że trzeba zakładać spodniobuty by dotrzeć tam gdzie jest najciekawiej i to brodząc. Co ja tu robię ? Przecież we krwi mam łowienie na spławik a tu nagle taka przemiana ... Spining a do tego taki do 12 gram, żyłka 0,14 i jeszcze te śmieszne małe woblerki ... Odpowiedź jest banalna ... W tej małej rzece są piękne klenie które na spławik brać nie chcą bo są zbyt ostrożne.
Powolne wypakowywanie z auta, ubranie się w spodniobuty i jestem gotowy. Jeszcze tylko zpsikanie się czymś na komary bo te zaczynają ciąć niemiłosiernie. Na agrafkę zapinam siwego sieka i powolutku docieram nad brzeg. Z brzegu dość głęboko, ale spokojnie wchodzę w wodę i powolutku sunę nią aż na drugą stronę. Gramolę się na dość wysoki brzeg i na kolanach podchodzę w miejsce gdzie będzie mi idealnie obławiać moje ulubione patyki. Wiem, że stoją tam klenie, jazie i bolenie ... Podglądałem je poprzedniego dnia jak waliły w stadka małych uklei. Tym razem cisza, woda spokojna i tylko od czasu do czasu zaoczkuje ukleja. Nie ma ich ? Może jestem za wcześnie ? Słońce co prawda jeszcze się nie pokazało nad horyzontem w całej okazałości. No nic, staram się o tym nie myśleć ...
Na klęczkach zaczynam zabawę. Siek ląduje w nurcie i na naprężonej żyłce pozwalam mu spłynąć pod patyki. 2 ruchy korbką i znowu popuszczam pod patyki ,to znowu kręcę. Cisza ... Tak kolejne kilka rzutów. Miejsce niby pewniak a tu nic ... Po kolejnym rzucie czuję delikatne przytrzymanie, krótki ruch przy zacięciu i wędka miło pulsuje. Chwilkę później winduję niewielkiego jazia. Jestem nieco rozczarowany bo pod patykami czają się znacznie większe ryby a ten mały Jasiek mógł narobić bałaganu i te większe wypłoszyć. Tak też się stało. Po kolejnych pustych rzutach obchodzę moje pewne patyki tak by zbytnio nie hałasować i zmieniam miejsce na podmytą burtkę.
W tym miejscu wydłubuję dwa okonie w przedziale 20cm po czym nastaje cisza. Słońce zdążyło już na dobre rozgościć się na niebie a na zegarku prawie 6. Ciężko podjąć decyzję. Zejść wodą w dół rzeki czy wrócić się pod patyki ? W głowie chlapiące się grube rybki z jednej strony z drugiej chęć zapoznania się z tak jeszcze tajemniczą dla mnie rzeczką. Jednak wracam ! Po cichu dotarłem i siup. Siek ląduje w nurcie i zmaga się z nim spływając pod patyki. 1,2 ruchy kołowrotkiem i nagle czuję potężne kopnięcie w wędkę. Grobowa cisza przeradza się w krzyk adrenaliny. Na to właśnie czekałem, hamulec oddaje kilka metrów żyłki po czym pojawia się niepewność ... Czy tajemniczy gość nie zechce wpłynąć w patyki ? Na moje szczęście wybrał drogę ucieczki z nurtem, nurtem dość silnym ... Bez nerwowych ruchów odzyskuję utracone metry żyłki i mam pierwszy kontakt wzrokowy z rybą. To kleń i jak na rozmiary tej rzeczki spory ! Decyduję się na wejście do wody i wyjęcie rybki podbierakiem który miałem w plecaku.
Delikatnie go wyjmuję i kładę na trawkę. Kilka zdjęć i oddaję go rzece. Niech sobie rośnie i dalej sieje panikę wśród drobnicy. Po wszystkim siadam wygodnie na piasku i rozmyślam nad tym co przed chwilą miało miejsce. Dla takich chwil na prawdę warto zarwać sen i być pokąsanym przez komary.
Tym większa moja satysfakcja, że rzeczka niewielka a rybka złowiona na spinning. Czyżbym miał zamiar odstawić łowienie na spławik kosztem delikatnego spinningu? Kto wie ...