Czerwcowe świnkobranie, czyli życiowy rekord
Grzegorz Broclawik (Killer45)
2010-06-26
Na dodatek widziałem na niej świnki. Tak więc decyzja: pojutrze tu zawitam;0. I jak powiedziałem, tak też zrobiłem. 26 czerwca pojawiłem nad rzeką. pogoda sprzyjająca, chmurki i lekki wiatr. Rozłożyłem swój sprzęt: zwykłą spławikówkę z żyłką 0.16 i przyponem 0.12. Spławik 1g. Na haczyku nr 12 biały robak z czerwoną pinką. Rozrabiając zanętę, dodałem do niej melasy, a by ją lepiej skleić. Nie używam żadnych klejów do zanęt, melasa i koniec;) wrzuciłem kilka kul i do roboty. Grunt ustawiłem na jakieś 120cm. Rzut. Spławik spływa, nie sygnalizując brań. Nastepny i następny. Aż w końcu w piątym rzucie coś siedzieje. Jakieś 10 sekund po zarzucie spławik lekko przytopił się. Potem się wyłonił, a jakieś 3 sekundy póżniej zdecydowanym ruchem spławik niknie pod wodą. Zacinam... Tak, to jest to.
Ryba przepięknie walczy, muruje do dna. Staram się ją podciągnąć bliżej powierzchni, aby 'nabrała powietrza'. Pokazała mi się. Świnka! Ale jaka! Podciągam ją do podbieraka, ale ta w ostatniej chwili robi gwałtowny odjazd. Szczęście, że hamulec był poluzowany. Udało się. Ryba wyłożyła się w nurcie na bok i grzecznie wpłyneła do podbieraka. Nie moge ochłonąć. Szybkie mierzenie. Miarka pokazuje równe 52 cm. Tak! To mój rekord połowów w rzece. Jeszcze tylko fotka i do wody . Szczęśliwy zabieram się do dalszego łowienia. Tym razem na haczyku ląduje ziarno kukurydzy z pinką. Chwilę po wrzucie spławik bez żadnej zapowiedzi ucieka w wode. Znowu zacięcie i ... chwila moment, coś jes nie tak. Czuję mocno naprężoną żyłkę i żadnego ruchu w wodzie. Zaczep? Ale po chwili 'zaczep' rusza. Czuję, jak ryba potrząsa łbem, jak próbuje przycupnąć na dnie.
Czyżby to była brzana? Ale moje rozwarzania przerywa gwałtowny i szybki odjazd pod prąd. Myślę: nieważne co to, ważne by to wyciągnąć. Po 10 minutach ryba jest w podbieraku. I ku mojej wielkiej radości to była świnka. Mierzenie: 54cm. Pobiłem swoj własny, ustanowiony 30 min wcześniej rekord. Dla takich chwil żyje wędkarz. Fotka i do wody. Pózniej w ciągu dwóch godzin złapałem jeszcze kilka świnek od 45 do 49 cm. A potem? Potem musiałem uciekac przed burzą. Tak więc mam już swoją rekordową świnkę.
Może niektórzy z was pomyślą, że co to jest złapać taką rybę. Prościzna. Ale ja polowalem na nią już dwa lata, a radość ze złowienia życiowej świnki z tak małym, bo tylko 5-cio letnim doświadczeniem jest ogromna. Również Wam, bracia wędkarze, życzę takich życiowych rekordów. Z wędkarskim pozdrowieniem KILLER45