Czerwcowe karpie
Marek Chmielewski (maras74)
2012-06-11
Najpierw oczywiście telefon do Henia czy aby na pewno aktualne jest nasze czerwcowe wędkowanie. Heniek oczywiście potwierdza i ponownie serdecznie zaprasza, wiec następny telefon do Kuby i za godzinę umawiamy się w sklepie wędkarskim. Robimy zakupy wędkarskie głównie kulki, pelety, jakieś drobiazgi, akcesoria, których jak zawsze brakuje ;). Ja stawiam na sprawdzone już wcześniej przynęty, a więc kulki "Dynamite Baits" – "Robin Red" i "Green Lipped Mussels" do tego dipy, do nęcenia kupuje pelety również "Robin Red", "GLM" i dorzucam jeszcze Halibuta. Kuba stwierdza, że lepsze będą smaki słodkie i owocowe, stawia więc na "Banana Cream", "Scopex" i "Truskawkę".
Ja jutro raniutko pojadę jeszcze na rynek i kupie kukurydzę, która po zaparzeniu i wymieszaniu z peletem, moim zdaniem, jest najlepszą zanętą na grubą rybę. Wpadłem do domu jak bomba, pakuje się i jak zwykle zrobiłem bałagan w całym domu … wiadomo: wędki, torby, namiot, akcesoria, kulki, pelet, dipy, duperele jest tego cała masa , zresztą karpiarze dobrze wiedzą ile to zajmuje miejsca…moja dziewczyna patrzy na mnie z politowaniem i tylko kiwa głową …teraz trzeba jeszcze zdipować kulki (ja dipuje co najmniej na 24 godziny przed łapaniem i oczywiście nawiercam kulki przed dipowaniem, bo niektóre strasznie twardnieją w dipach).
Wszystko gotowe i spakowane, cały przedpokój zastawiony w „bambetlach” ledwo co można przejść ale do rana jakoś damy radę. Czekam na czwartek i jedziemy na nasze Eldorado.
Od 21 z minutami próbuje usnąć…ni cholery, nie dam rady… po 22 telefonuję do Kuby pytam go jak u niego: „k…a nie mogę zasnąć, kręcę się jak gówno w przeręblu!!! A ty jak??? Słyszę w słuchawce Kubę, no to chyba nie ma na co czekać...
Postanawiamy wyjechać o 23,00 przecież i tak nie zaśniemy, a tak to zaczniemy łowić już nad ranem. Kuba jest u mnie o 22,45 pakujemy klamoty i lecimy 400km na południe .
Jazda idzie dość sprawnie, w nocy mamy pustą drogę i przed 5 meldujemy się pod bramą heńkowego jeziorka. Gospodarz czeka na nas z szerokim uśmiechem: „ cześć chłopaki widzę, że się spodobało :) (jak miało się nie spodobać, po tym co przeżyliśmy poprzednim razem?!), chodźcie szybko bo Aleks zrobił kawę i usmażył jajecznice, a jak wystygnie to będzie nie smaczne.
Po szybkim śniadaniu wskakujemy do łódki, stawiamy markera i dość mocno nęcimy kukurydzą z peletem i pokruszonymi kulkami do tego całe kulki na które będziemy łowili, ale nie dipowane tylko zwykłe suche.
Dużym plusem tego łowiska jest to, że Heniek nie dokarmia ryb i oczywiście to, że nikt poza gronem najbliższych znajomych tam nie wędkuje.
Ale do rzeczy, moje stanowisko wymaga dalekich 70~80m rzutów gdzie za pasem trawy jest czyste twarde dno, głębokość ok. 6,5m. zarzucamy zestawy, mój to sprawdzony z zeszłej zasiadki „helikopter” na wędziskach Shimano Tribal XTR-A 13350 DL z kołowrotkami DAIWA Infinity 5500BR z nawiniętą plecionka 0,18.
Zaczynamy karpiowy festiwal!!! Pierwszy karp melduje się u Aleksandra ma 11,6kg za dosłownie 5 minut ja mam mocny odjazd i w podbieraku ląduje 6kg „lustrzeń”. Kuba nie ma żadnych brań kulki owocowe i słodkie na tej wodzie widocznie się nie sprawdzają, ale ambicja bierze górę i Kuba odrzuca moją pomoc i nadal łowi na swoje kulki.
Aleks ma jeszcze trzy brania ale ryby schodzą z haka :(.
Następnego dnia w południe mam bardzo dynamiczne branie po zacięciu ryba rwie do przodu nie jestem w stanie nic zrobić – muszę przeczekać ten szaleńczy odjazd na dobre 80m. Ręce mi się trzęsą, marzy mi się ta magiczna dwudziestka….niestety 17,5kg piękny pełnołuski karp blisko mojego osobistego rekordu, a zarazem tak daleko do tej wymarzonej 20-tki…
Aleks łowi następnego 14,8kg, za chwilę dokłada jeszcze dwie 10-tki zapada noc….
Rano o 5 oglądamy festiwal szczupaków „biją” w drobnice od dołu i co niektóry wyskakuje na powierzchnię - widok oszałamiający. Szybka decyzja i zbroję jedną z wędek na „żywca” ale w „ferworze walki” zapomniałem „stalek” … jak to bywa w takich sytuacjach potrzeba jest matką wynalazków … wyciągam z buta sznurówkę i robię z niej przypon na żywca, pewnie nie jeden z was potraktuje mnie jak ostatniego „gamonia”, który wciska wam tu niezły kit, ale mówię wam naprawdę tak było. Nie minęło 5 min i mam branie zacinam i już wiem, że nie jest to osesek tylko kawał szczupłego…i na tą to sznurówkę z buta wyjąłem niemal metrowego szczupala (dokładnie 97cm). Później łowimy jeszcze po kilka karpi a Kuba szczupaka blisko 80cm.
Sobotniej nocy miałem potężne branie (według Heńka był to prawdopodobnie amur +30kg), ale podczas zacięcia przytrzymałem ręką szpulę kołowrotka, poczułem na kiju takie mocne uderzenie jak jeszcze nigdy, a po 3 sekundach luz, zszedł z haka, wyjąłem zestaw z wody i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem, że KARPIOWY hak jest odgięty!!! Zawsze myślałem, że haki karpiowe są ultra mocne i hartowane mogą co najwyżej pęknąć ale żeby się odginały??? Tak na marginesie był to hak firmy CORMORAN PRO CARP – nie polecam firmy!!!
Po tej porażce nogi mi się trzęsły jeszcze przez dobre 5 minut, tak to bywa te największe zostają zawsze w wodzie… Później nie było już brań i postanowiliśmy położyć się wcześniej spać, po dwóch nie przespanych nocach ledwo co chodziliśmy.
W niedzielę o 5 rano budzi mnie sygnalizator wyje jak szalony-wyskakuję na boso z namiotu i biegnę do wędek, mocne zacięcie kij gnie się w pałąk i hamulec kołowrotka gra piękną melodię, ryba wyjechała na niemal środek jeziorka a mnie kończy się plecionka!!! Drę mordę: KUBA!!!KUBA!!!KUBA!!! A to Gamoń śpi w najlepsze!!! A ja potrzebuje łódki!!!
Na szczęście (dla Kuby) ryba stanęła – powoli zaczynam odzyskiwać plecionkę i po jakiś 10 minutach mam go z 50m od brzegu ale nagle ryba rusza znów na środek 100m pojechała bez żadnej kontroli z mojej strony – nic nie mogłem zrobić poza lekkim przytrzymywaniem ręką szpuli mojego kręcioła aby stawić większy opór i bardziej zmęczyć rybę. Walka trwa już ponad 30minut, naprawdę karpie tam mają taką siłę i kondycję jakiej jeszcze nigdzie nie spotkałem, no może na Wiśle, ręka zaczyna mi drżeć ale i on zaczyna słabnąć po dalszych 10minutach ukazał mi się potężny karp pełnołuski, mam go w podbieraku!!! Naprawdę jest wielki!!! Będzie nowa życiówka – tylko ile waży??? Najpierw kładę go na macie i delikatnie wypinam i dezynfekuję miejsce po haku. Próbuję go zmierzyć ale metrowa miarka jest za krótka!!!
Ważymy go 18,9kg – wprawdzie to nowy „personal best” ale ciągle mi brakuje do tej wyśnionej 20-tki…
Wrócę tam jeszcze na jesień, może wtedy mi się uda, a jak nie...to trudno, spróbuję też swoich sił z drapieżnikiem, który tam jest i to nie mały.
Po powrocie jak zwykle zdam wam relację z heńkowego ELDORADO.