Czerwiec z rodzicami.
Lechosław Warzyński (patagonia)
2019-09-30
Drugi sposób dostępny jest niestety tylko właścicielom karty wędkarskiej, polega na jednoczesnym łowieniu na dwie wędki. Jedną uzbrojoną na lina, drugą na karasia. Po wybraniu taktyki musimy koniecznie zanęcić łowisko. Istnieje co prawda też sposób mojego ojca na połowy bez zanęcania, ale wymaga on doskonałej znajomości łowiska. Liny i karasie zawsze pływają tymi samymi trasami i kto je zna nie musi specjalnie zanęcać łowiska. Jeśli nie znamy łowiska zanęcenie jest wprost niezbędne. Są dwie szkoły nęcenia łowisk. Jedna polega na nęceniu zanętami kupionymi w sklepie wędkarskim, druga polega na zanęcaniu składnikami naturalnymi ( gotowane ziemniaki, makaron, pocięte rosówki, lub gotowany łubin). Obie są skuteczne, ale ta pierwsza jest o wiele łatwiejsza i wymaga mniejszych nakładów pracy. Nęcimy w obu przypadkach punktowo w konkretne i zawsze w miarę to samo miejsce. Nie dajemy dużo zanęty. Jak sama nazwa wskazuje mamy rybę zatrzymać, przynęcić a nie nakarmić. Szczególnie karasie, gdy zanęty jest zbyt dużo potrafią opuścić łowisko nawet na kilka dni. Nęcimy 6-8 kulkami wielkości mandarynki jednorazowo.
Uwaga nigdy nie nęcimy karasia i innych ryb chlebem. Niestety wielu wędkarzy stosuje ten stary sposób. Chleb przynęci ryby, ale potem nie zjedzony zakwasi łowisko i nie złowimy tam już nic poza drobnicą. Kolejną zasadą czerwca do której należy się stosować, a nauczyli mnie jej moi rodzice jest wczesne wstawanie. Wiem jaki to ból dla młodych ludzi, ale wierzcie mi, że złowienie lina lub karasia jest tego warte. W czerwcu kiedy panują upały nad wodą powinniśmy być już na pół godziny przed świtem ( tj. ok. 3.30 – 3.50 ). Łowimy do godz. 9 – 10, więc po powrocie można się jeszcze przespać i miło spędzić resztę dnia. Łowy wieczorne po upalnym dniu też mogą być wydajne, ale najlepiej nałowimy się z samego rana. Najlepsze brania przypadają na czas między godz. 4 a 6.30 a później między 7.00 a 9.00. Potem brania ustają najczęściej do wieczora chyba, że dzień nie jest słoneczny ale parny i ciepły ( wówczas brania mogą trwać nawet cały dzień). Moi rodzice nauczyli mnie łowić tradycyjnie. Czyli na zestaw złożony z bata ( liny- wędka 5-6 metrów , karaś wędka 4 – 4,5 m) żyłki głównej 0,18 i przyponu 0.14 na lina i żyłki 0.14 z przyponem 0,10 lub 0,12 na karasia. Jako spławika używamy topolowych cacek robionych własnoręcznie przez mojego ojca ( może być też spławik ze sklepu, ale broń boże w jaskrawych kolorach, przecież będziemy łowić na niewielkich głębokościach i mogłoby to płoszyć ryby). Haczyki na lina – nawet o numerach 8-6, na karasia 10 do 14 zależnie od wielkości występujących w akwenie ryb. Jako przynęty najlepsze będą: na liny- czerwone robaki, rosówki, kostka ziemniaka. Na karasie – ciasto, kawałeczek czerwonego robaczka, larwa chruścika lub biały robak. Na łowisku zachowujemy się cicho i bez zbędnych ruchów. Liny są na to bardzo czułe, karasie mniej choć te duże też są bardziej płochliwe. Jeżeli weźmie nam lin starajmy się wyciągnąć go szybko lub odciągając z zanęconego miejsca bo w przeciwnym razie inne liny na pewno od razu uciekną. Liny i karasie biorą bardzo niezdecydowanie dlatego należy być bardzo cierpliwym. Bywa, że spławik kolebie się 5 – 6 minut za czym ryba naprawdę połknie przynętę. Młodzi ludzie są bardzo niecierpliwi więc często tracą największe okazy. Wiele razy miałem brania obok mamy, tylko że ona wyczekała z zacięciem , a ja często zrywałem lina czy karasia za czym nauczyłem się cierpliwie czekać. A teraz mała dygresja. Moi rodzice nie lubią łowić karasi srebrzystych tzw. „japończyków” jeśli łowią to tylko rodzime karasie pospolite, których niestety jest w naszych wodach coraz mniej. Tzw. karasie japońskie zachwaściły nasze wody i wypierają powoli „nasze” karasie, a później niestety karłowacieją. Najwięcej rodzimych karasi znajdziecie w Polsce na Podlasiu , które słynie z powiedzenia , że u nich „tylko laski, piaski i karaski”.
Na koniec przytoczę wam przygodę jaką miałem kilka lat temu z moimi rodzicami nad karasiowym jeziorkiem niedaleko Koszalina. Dzień był pochmurny, zbierało się na burzę, karasie i liny brały jak opętane cały dzień. Wrzucaliśmy je do sadzyków znajdujących się w wodzie. Jakież było nasze zdziwienie gdy o godzinie 15 kiedy szykowaliśmy się do odjazdu okazało się, że nie można ich unieść. Było w nich około 25 kg karasi i 18 linów. Jakiś wędkarz który to zobaczył nie wierzył własnym oczom i powiedział, że musieliśmy to złowić na sieć. Oczywiście ryby były żywe i zostały przez nas wypuszczone by mogły cieszyć następne pokolenia wędkarzy. Wierzcie mi warto łowić z rodzicami. Za miesiąc opowiem wam co moi rodzice łowią w lipcu, czyli w pierwszym miesiącu ulubionych przez młodych ludzi wakacji.