Czerwonoocy Arystokraci
Magdalena (Szpulka28)
2013-08-12
"W podwodnym gąszczu tworząc szeregi
Leniwymi, na pozór, ruchami ogona
Dostojnie przemierzają podwodne tereny
Tak by nie spadła żadnemu korona.
Przeczesują szlaki wśród roślin, w szyku
Umięśnione cuda w kamuflażu z zieleni
Czasem skorupiak wzrok zdoła przykuć
Pełzając apatycznie po liściach grążeli.
Dla nich dno płytkiej zatoczki częstym stołem
W miękkości mułu zimą spokoju poszukują
W bentosu różnorodności przebierają latem
Cmokaniem przesadnie obecność anonsują.
Królewskie odzienie przewagę daje linowi
A gdy spojrzeć w głębię filigranowego oka
Zawsze w okolicy serca mocno gdzieś zakoli
Wnet ogonem machnie, wdzięczny zacmoka.
Złotem zaprawiony wód wyrafinowany władca,
Uważny i przystojny panicz na swych włościach
I tych jego ruchów przemożna gracja.
Moja Muza, Lin - Arystokratyczna Dusza."
.................................................... by SzpulA
Kolejny wypad na ryby tym razem nad jezioro Trzcinowe. Pogoda obiecująca. Lekkie zachmurzenie, prawie zero wiatru. Jedziemy. Na miejscu "nasza" plażyczka niestety zajęta. Ale nie odpuszczamy i idziemy dalej. Kolejne też obstawione. Docieramy wreszcie do rozgałęzienia. Jeden wędkarz na łodzi ale poza tym jest dla całej trójki gdzie usiąść. Rozkładamy się i przygotowujemy zanętę wybieram - lin-karaś. Pierwsze rzuty i czekamy. Słoneczko coraz wyżej a tu pierwsze branie. Zacięcie i siedzi mała płoteczka. Kolejna próba przynosi ku mojej wielkiej uciesze pierwszego linka 23cm. Uzupełniam zestawy,które lądują w wodzie i po krótkim oczekiwaniu następne linki się meldują. 27cm i 25cm. Szybka sesja, mierzenie, buziak i do wody. Są to tak piękne rybki, że nie można im się oprzeć. Mężczyzna na łodzi też wyciąga ale większego niż moje dotychczasowe przystojniaki. Nie wiem co wyciąga. Albo leszcze albo liny. Dobrze nie widzę.
Mija godzina ale liny nie odpuszczają. Brania są zdecydowane. Powolne podnoszenie piłki pod kija. Zaletą miejsca jest brak krąpia, który na innych jeziorach nie odpuszcza aż do zmroku i ściąga przynętę zanim zdąży opaść na dno. Płotka bierze też rzadko. Woli pobierać z toni o czym przekonaliśmy się jak kolega rozwinął spławikówkę. Trafił się też niejeden leszcz wystawiając i prowadząc spławik.
Po chwili spokoju znów lin zaczyna brać. 28cm i 26cm. I uspokaja się. Postanawiam odłożyć jedną z gruntówek i też wyjmuję spławik. Chwila zabawy z uklejką i cisza. Patrzę na gruntówkę i dziwię się, że tak długo nie miałam brania kiedy u Wozia zameldował się już linek 20cm. Odkładam spławik i ściągam zestaw z gruntu. No tak zestaw poplątany. Płoteczki już wiedzą jak utrudnić mi wędkowanie. Poprawiam przypon i robaki. Dwie gruntówki znów przygotowane na brania. Jedna dalej, druga bliżej. Zobaczymy gdzie żerują. I branie na wędce rzuconej bliżej. Ryba silnie szarpie i szaleje. Hol nie trwa długo i mam w podbieraku okonia 30cm.
Kolejny przerzut zestawów i długie oczekiwanie na branie. Zrywa się wiatr i robi się fala. Pan zwija się i odpływa łódką widzę, że od czasu do czasu rzuca blaszką. A ja twardo czekam. I wreszcie kolejne branie. Piłka dość szybko wędruje pod wędkę. I siedzi. Jak żyleta pruje to na lewo, to na prawo. Oj! Zaplątał się. Chyba ściągam też zestaw w drugiej wędki. Pech - będzie odplątywanie. Podbierak w wodzie i rybka w podbieraku. Jest leszcz. 40cm. Aż się zakrwawił od zmiany ciśnienia. Podczas wyczepiania ryby zauważam, że piłka na drugiej wędce sterczy sztywno pod patykiem (myślę, że to przez to, że podczas holu ją zahaczyłam i może coś zaplątałam), ale szybko odkładam wędzisko i zacinam na wszelki wypadek. Oooo! czuję duży opór i na szczęście też drgania-Ryba walczy wszystkimi siłami. Dobrze, bo bałam się, że to zaczep. "Ta walka będzie dłuższa". Żyłka ucieka z kołowrotka. Kilka obrotów korbką i znowu krótki odjazd. Chwilę później zaczyna się współpraca. Mam rybę blisko ale jeszcze jej nie widzę. Wchodzę do wody na ile pozwalają mi gumaki. Ryba robi zwrot i nurkuje. Jeszcze jeden odjazd w stronę trzcin i wracamy do współpracy (Ufff). Jeszcze jedna chwila i rybka w podbieraku. Widzę jej piękne barwy. Ciemnozielony grzbiet. Trochę jaśniejsze boki. Złocisty połysk, żółciutki brzuszek. Zakochałam się. Mój wybranek ma 43 cm. Ręce mi się trzęsą ale usta tkwią w szerokim uśmiechu. Trzeba go jeszcze zważyć. Ma 0,92kg i jest piękny. Empatia jeszcze bardziej się we mnie nasila. Chyba na prawdę się zakochałam.
Po tym następuje głucha cisza na moich zestawach. Za to chłopakom idzie jeszcze lepiej. Widocznie wyczerpałam swój limit na szczęście.
Woziu wyciąga jeszcze 3 liny 36, 32 i 30cm i płoteczkę. Chwile bezcenne.
Hehe i ja mam jeszcze się z czego pocieszyć. Chwytam linki po 38, 20, 23 i 25cm i też płocinkę do kolekcji.
Sumując przez moje ręce tego dnia przeszło 10 linów, 2 płotki, okoń, leszcz i kilka uklejek. W sumie schwytaliśmy we troje 17 linków do tego 9 leszczy i przewinęło się sporo płotek złapanych głównie przez Bambusa na spławik-nie liczone. Z łowiska wygonił nas wiatr, który zerwał się znienacka niosąc chmury wróżące burzę.
Muszę przyznać, że wypad się udał.
Do mojej kolekcji doszedł też leszcz złapany nad ranem po całonocnej zasiadce nad Omulewem w Wiknie o wadze 2kg i długości 57cm. Czekam już na następny wypad. Oby tak dalej...
Pozdrawiam serdecznie SzpulA[/p]
<strong>jak łowić liny</strong>