Czy Rapalę polubią Mazurskie drapieżniki?
Artur Sadłowski (Artur z Ketrzyna)
2015-03-08
Zapewne ten wpis, tak jak każdy mój poprzedni, podniesie ciśnienie nie jednemu użytkownikowi tego portalu. Zaryzykuję, w końcu jestem wędkarzem takim samym jak Wy.
Wędkarstwo nasze wspólne hobby, dla mnie to porostu relaks nad wodą. Nie przywiązywałem kiedyś uwagi do tego by uwieczniać swoich zdobyczy na zdjęciach. Ot tak po prostu łowiłem ryby. Dziś w nadal nie przywiązuję do tego większej wagi, bo dla mnie ważne jest wędkowanie. Jakiś czas temu zalogowałem się na tym portalu i otworzyły się nowe możliwości. Jakie? Można brać udział w najróżniejszych konkursach, mieć konto Vip i dzięki temu zdobyć jakiś sprzęt do przetestowania. Podzielić się z innymi swoim spostrzeżeniami i uwagami. Jak wszystko ma to dobre i złe strony ale ten wpis jest tylko o tych dobrych. O tym jak ciekawą i zajmującą zabawą jest testowanie nowych przynęt i sprzętu.
Wielu z was powie, że znów się wygłupiam, i piszę bzdury, że nie mam sumienia honoru. Takie jest podejście wielu zalogowanych tu osób. Moje podejście jednak się różni. Dlaczego?
Otóż, jestem wędkarzem, jak każdy wędkarz lubię wędkować. Lubię także być na bieżąco z pojawiającymi się nowymi technologiami, rozwiązaniami, nowym sprzętem w sklepach. Z tym, że nie zawsze człowiek może sobie pozwolić na ich kupno. Na szczęście wedkuje.pl wychodzi nam na przeciw.
Pomyślałem, czemu nie spróbować? Spróbowałem i okazało się, że to jest coś co lubię. Jestem nad wodą, łowię ryby, nie zależy mi na zapełnieniu lodówki, a jedynie na łowieniu. Łowieniu i sprawdzaniu tego sprzętu, który mam, który dostałem. Więc zakładam niedawno otrzymane woblerki na przypon, i zarzucam. Sprawdzam ich pracę, i zachowanie się przy różnych technikach prowadzenia. Pierwsze wrażenie pozytywne, przynęta wykonana schludnie, pracą i wyglądem przypomina prawdziwą rybkę. Kolega w łódce, też patrzy z zaciekawieniem. Na to coś co mam na końcu wędki. Co dalej? Kurcze, mnie i koledze, przypadła do gustu, a czy rybom też? Nie przekonamy się jak nie sprawdzimy, i decyzja podjęta. Obaj łowimy na te przynęty. Kolega dostaje tęczaka,w końcu, nie chce by był lepszy ode mnie, ja o barwie karasia. Biczujemy nasze miejscówki. Nie minęło 5 minut i pierwsze uderzenie. Jakie było moje zdziwienie, wobler który barwą nie przypomina pokarmu skusił zębatego do ataku. Krótki hol i Damian ma zaliczoną pierwszą rybę. Obławiamy jeszcze przez chwilkę tą miejscówkę i zaliczamy po jednym spadzie. Zmiana, płyniemy dalej. Przez jakiś czas cisza, więc zmieniamy przynęty, na te sprawdzone. Lecz i one nie przyniosły nam sukcesu. Kolejna zmiana miejscówki i powrót do testu. Tym razem mi się poszczęściło, tak więc 1:1. Nie no, długo nie cieszyłem się remisem, bo Damian holuje następnego. Znów presja, ja też muszę mieć zaliczenie. Tak zaliczenie, bo rybki honorowo wracają do wody.
Innym razem, mamy już dopracowany sposób prowadzenia, wyniki tez są całkiem zadowalające. Bo może nie mamy wymiarówki, ale w porównaniu do innych mamy zaliczenie. By moje testy były dość wymiernie, nie ograniczam się do połowu tylko na te wobki. Lubię swoje gumki, i z chęcią do nich wracam. Tak więc, cóż, nie zawsze jest dane zaliczyć, i nie każdy wypad zakończamy sukcesem. Nie jest to wina przynęty, a nasza. Dlaczego?
Tu przypomina się nasz kolejny wypad. Pogoda chimeryczna bardziej niż kobieta, wiatr kręci łódką, że człowieka szlak trafia i o wędkowaniu w dryfie nie ma mowy. Używamy 2 kotwic, by móc ustabilizować łódkę i w miarę możliwości obłowić miejscówki. Ta pogoda i na nas ma wpływ. Rezygnujemy. Poddajemy się i kotwice w górę. Siedzimy obdarci z nadziei, niech nas niesie. Co jakiś czas wiosłami nakierowując łódkę na cel, miejsce cumowania łódki. Tysiące myśli kłębi się w głowie, a jedna coraz wyraźniej daje o sobie znać. My wędkarze się nie poddajemy. Płomyk nadziei zamienia się w płomień, coś może się uda złowić. Od czasu do czasu obławiamy potencjalne pewniaki. Tyle ze się nie zatrzymujemy. Nagle Damian wzdryga się, kołowrotek zaczyna świergolić. Zacięcie. Jakieś dziwne. Ryba wyskakuje i trzepie pyskiem, w tym czasie przynęta frrru. A ryba robi nam pa pa. Co się stało? Spad. Myślałem o okoniu i poluzowałem hamulec... Kurcze Damian, ty go porostu nie zaciąłeś. Nie luzuje się hamulca by złowić okonia. Porostu używa się delikatniejszego sprzętu. Teraz już to wiem. To była jedyna rybka, z która mieliśmy kontakt tego dnia i to naprawdę fajna...
Innym razem dostałem innego wobka do testów. Izumi, Niemalże identyczny jak te pozostałe, różnica tylko tak, że ten ma ster. Tak samo ten jak i poprzednie, przyniosły wiele frajdy z testowania. Mimo, że różniły się tylko sterem, to jednak ten ster sprawiał ,że można było nim obłowić głębsze partie wody. Inaczej też reagował na poszarpywanie. Okazało się, że to było to, te jego odskoki, świetna sprawa do sprowokowania drapieżnika.
Więcej zdjęć jak i opis tych przynęt, możecie naleźć na moim blogu.
Ps. Testowanie przynęt to też coś fajnego w wędkarstwie. ;-)