Czy tylko kłusownik!
Mateusz Czeszyn (garsija)
2011-12-30
Rozmyślenia trwają „Czas do domu, bo się żona będzie darła, że mnie cały dzień nie ma i nic dzisiaj nie zrobiłem. Ryby jej pokażę – niech wie jaki ze mnie dobry wędkarz. Kurczę – jeszcze te śmieci, worki, woreczki, zerwana żyłka, puszki. Co z tym zrobić? A położę pod tym drzewem niech leży, bo już ktoś wcześniej zostawił, co będę to ze sobą ten majdan woził.”
Wędkarz ryby zabrał. Do domu jedzie. Żonka czeka z kolacją.
Samochód do garażu, wędki na półki i leci do żony. „Patrz kochanie rybki mam? Żona – świetnie, umyj ręce, zjedz kolację.”
Umył się wędkarz zjadł kolację i myśli : „Cholera, ale jestem zmęczony, co z tymi rybami zrobić? A spytam się żony może sprawi i jutro się zje przy piwku i grillu z kolegą, bo ma przyjść? Nie, takich mu nie pokażę, bo mnie wyśmieje choć sam lepszych nie łowi. Zadzwonię do teściowej niech ona się martwi. ...... Kurcze nie chce ryb. O! Wiem dzwoniędo Franka on ma staw niech sobie wpuści...................Nie! No przecież one już śnięte. Mogłem wcześniej pomyśleć jak zawsze i najpierw do niego zajechać. A może sąsiadowi sprzedam za 10 zł. Przynajmniej karta się zwróci w jakiś sposób albo paliwo na wyprawę..............Kurczę już śpi.
No dobra wyrzucę te ryby. Małe jakieś. A tak w ogóle to za co ja płacę. Za tą drobnicę. Kiedyś to były czasy.”
Daje do zastanowienia ten tekst, prawda?
Napisałem go po to aby uświadomić kolegom, że nie tylko kłusownicy przyczyniają się do tak drastycznego zmniejszenia rybności naszych wód.
Według badań poważnych instytucji zajmujących się tematyką wędkarską w 60 – ciu procentach za taki stan rzeczy odpowiedzialni są siedzący nad wodą „o kiju”.
Proszę przemyśleć ile razy postępowaliśmy podobnie jak nasz bohater artykułu. Ile razy zabieraliśmy z łowiska ryby, mimo że nie były nam potrzebne powiedzmy - do celów konsumpcyjnych. Sprzedawaliśmy je mimo że regulamin nam zabrania? Ile razy braliśmy ryby poniżej ustalonych wymiarów i limitów?
Może inaczej jeszcze, Ile razy widzieliśmy zachowania podobne do zachowań bohatera tej małej opowieści i nic nie zrobiliśmy? Nasze ciche przyzwolenie na taki proceder jest takim samym brakiem odpowiedzialności jak w przypadku naszego bohatera.
Od czasów naszych dziadków i ojców, wynosiliśmy wszystkie ryby z łowiska w różnych celach, czy to spożycia, czy sprzedaży komuś, czy też oddania sąsiadowi bo akurat na ryby nie jeździ.
Wynieśliśmy setki ton ryb z naszych łowisk, niszcząc możliwości samoistnego odtwarzania się populacji,, zachowania równowagi pomiędzy gatunkami. Swoim postępowaniem sami doprowadziliśmy do degradacji wielu gatunków w naszych wodach. Skutki są teraz widoczne. Narzekamy, że nie ma ryb, że kłusownicy, że rybacy. Poparzmy na swoje zachowanie – czy sami nie jesteśmy kłusownikami? Czy nie ponosimy odpowiedzialności za to co nad wodą wyprawiamy?
Moim zdaniem najlepiej zastosować zasadę NO KILL.
Oczywiście powinniśmy mieć możliwość zabrania czegoś z łowiska, ale z umiarem. Nasza niechlubna tradycja mówi na dzień dzisiejszy BIERZ WSZYSTKO CO ZŁOWIŁEŚ.
Czas to zmienić.
Zamiast siatki na ryby zabierajmy aparat fotograficzny, aby kolega uwierzył w nasze opowieści o rybach. Sąsiad niech zacznie zaopatrywać się w ryby w sklepie, a staw przyjaciel niech zostanie zarybiony rybkami ze stacji hodowli.
Należy też pamiętać o tym, że zarybienie tylko wtedy będzie miało sens, kiedy sami wędkarze zrozumieją czym jest wędkarstwo. To nie jest sposób na zagwarantowanie wyżywienia sąsiadom, sobie czy restauracjom , które chętnie niektóre gatunki odkupują od wędkarzy.
Wędkarstwo to sport, to sposób na wypoczynek, hobby.
Pamiętajcie koledzy, że wszyscy pracujemy na to aby nasze dzieci nie musiały jeździć na ryby do Norwegi czy Szwecji. Zostawmy po sobie przynajmniej ryby w naszych jeziorach.
Dzieci będą nam wdzięczne.