Daniel, to twoja ryba i twoja sprawa
Mirosław Klimczak (Zander51)
2013-12-18
W 2012 roku wybudowano w naszym ośrodku, który kiedyś był koszarami niemieckimi Orlik. I moje dzieciaki od razu chciały tam kopać piłkę. Jeszcze przed oficjalnym porozumieniem dyrekcji placówek Daniel dał nam klucz do bocznego wejścia. Cóż to była za radość dzieciaków kopać piłkę na takim samym boisku jakie pokazują w telewizji. A i ja mam wyrękę, bo wszystkie dzieciaki mam na oku. [/p][p]
Zgadaliśmy się na tematy wędkarskie. Daniel łowił szczupaki na Łynie jeżdżąc rowerem kilkanaście kilometrów. I nie raz prowadził rower, gdy ten odmówił mu posłuszeństwa. Zaimponował mi tym. Wyczułem w nim determinację, albo wręcz zawziętość w pokonywaniu trudności, by osiągnąć sukces. Łowił z brzegu i złowił kilka fajnych szczupaków. Ale jemu marzyły się takie, jakie widział na moich zdjęciach. Z brzegu nie widział większych szans i chciał zrezygnować z wędkarstwa. Ale namówiłem go, by opłacił składki. Zaproponowałem mu wspólne wędkowanie na mojej łódce…
Co prawda wolę łowić sam i do tego przywykłem, że jak coś nie tak pójdzie, to tylko sobie mogę napluć w brodę, ale Daniela zaprosiłem. Za jego serce i wyrozumiałość dla moich dzieci. Poza tym był mi potrzebny, by transportować graty na łódkę. Aż trudno mi w to uwierzyć, że 12-to kilogramowy silnik do łódki był dla mnie takim ciężarem.[/p][p]
Z racji tego, że moja sprawność fizyczna zeszła prawie do zera przede wszystkim trollingowaliśmy. Gdzie zauważyliśmy atak szczupaka, to kotwica na dno i rzuty w to miejsce. Jak było do przewidzenia w strefie brzegowego litoralu buszowały szczupaczki na krawędzi wymiaru. Daniel był w siódmym niebie, ale gdy odkładałem wędkę rozumiał, że to koniec zabawy. Bo mnie taka zabawa od dawna nie bawi. Pływaliśmy „sandaczowym” szlakiem, czyli na krawędzi koryta. Często tam stają duże szczupaki. Ale w tym roku nie było nic…[/p][p]
Po kilkunastu wyjazdach zrozumiałem, że po prostu nie ma w Łynie drapieżnika. A na pewno nie w takiej ilości w jakiej łowiłem go 20-30 lat temu. Jestem przekonany, że to wynik systematycznego zarybiania Łyny sumem. Dla jednych to ryba marzenie, by ją złowić a dla mnie to bezwzględny zabójca, który eliminuje konkurencję, czyli szczupaka i sandacza. Efekt jest taki, że na nocnym wędkowaniu złowiłem na rosówki 6 małych sumków a żadnego leszcza ! A sandacza, czy szczupaka nie widać.[/p][p]
To co teraz napiszę może okazać się śmieszne dla wielu. W tym roku złowiłem 4 wymiarowe szczupaki i jednego sandacza ! Aż żal wspominać lata kiedy łowiłem jednego dnia 11 wymiarowych szczupaków , albo 6 sandaczy…[/p][p]
Wracając do Daniela. Cieszyłem się jego zaangażowania w wędkowanie. W zasadzie po kilku „pustych” wyjazdach, kiedy wiedziałem już, że nic nie złowimy, pływałem dla niego. Lubiłem go obserwować jak się „podnieca” przy byle plusku pod trzcinami. Ma chłopak serce do wędkowania jak nic. Tylko ryb zabrakło.[/p][p]
Ale jednak…
To był 9-ty lipca. Spłynęliśmy tradycyjnie do granicy i z powrotem do przystani bez pobicia. Godzina koło 8-mej, piękne słońce. Daniel zaproponował odwiedzenie okolic , w których spinningował z brzegu. Senny nie byłem jak to bywało zazwyczaj o tej porze, więc popłynęliśmy. Długa to była wyprawa, na pewno dłuższa niż do granicy. Woda płytsza, częstsze zaczepy, ale płyniemy. Dotarliśmy w końcu na miejsce. I co ja widzę. Płycizna przy brzegu. A głębsza woda w nurcie dostępna tylko dobrym sprzętem. No nie wiem jakim cudem łowił Daniel tutaj te szczupaki…
Wracamy i płyniemy środkiem koryta. Ja prowadzę sfatygowanego Mannsa z niebieskim grzbietem ( bo co tu może uderzyć ) a Daniel założył białego Relaxa, którego dzisiaj uzbroiłem. Można powiedzieć, że to jego debiut. Po stu metrach Daniel mówi, że coś jest na kiju. No tak, co może być na kiju niedoświadczonego gościa, który w zasadzie nie wie jak mu idzie guma, jak nie zaczep. Spływamy jeszcze kilkanaście metrów, ale kij nadal wygięty. No nie, zawracam, bo jeszcze mi kija połamie…[/p][p]
Ale „zaczep” ruszył w dół rzeki. Płynęliśmy więc za nim. Jak stanął to i my. Podpowiadam Danielowi co ma robić. Podejrzewam , że to duży szczupak. Walka trwa już dobrych kilka minut. Daniel wciska mi wędkę, chce iść na brzeg, ma już dosyć. Nie był przygotowany na takie napięcie. [/p][p]
Uspokajam Daniela. Wyjmiemy go. Przecież do lasu nam nie ucieknie. I im dłużej trwała walka, tym Daniel stawał się spokojniejszy. Słuchał moich rad, regulował hamulec kołowrotka a sum słabł.
W końcu puścił bąble a po kilku minutach wypłynął. Nie wydawał się aż tak duży jak na opór, który nam stawiał.[/p][p]
Spytał mnie, czy ma go wypuścić. „Daniel, to twoja ryba i twoja sprawa. Ale myślę, że powinieneś go wziąć. Bo to jest morderca. I tak oto Daniel w swoim drugim roku wędkowania złowił życiową, wielką rybę. O której inni mogą tylko pomarzyć...
[/p][p]
[/p]