Definitywne zakończenie
Roman Dryk (Rodryk)
2014-09-29
Jest ciemno. Kot wyszedł na spacer, nie ma z kim porozmawiać i dlatego muszę to opisać. Po sobotnich zawodach w spławiku, pozostało mi trochę zanęty i robaczków. Ponieważ niedziela zaczęła się słonecznie, spakowałem do samochodu tyczkę ze stanowiskiem i ruszyłem nad zbiornik Brzegi 3. Zamierzałem dotrzeć na groblę rozdzielającą zbiorniki Brzegi 3 od Brzegów 1, żeby na zbiorniku Brzegi 3 czatować na okonia, płotkę, leszcza lub karpia, tym razem na głębokiej wodzie. Myśląc o karpiu wziąłem nawet wzmocnioną tyczkę z grubą gumą. W wybrane miejsce ruszyłem drogą od strony zbiornika Brzegi - należącego do Małopolskiego Związku Wędkarskiego. Szło gładko, szlaban był otwarty, nikt nie sprawdzał, kto i gdzie jedzie, poruszałem się wokół zbiornika MZW po utwardzonej kamieniami drodze. Znałem ją, bo to nie pierwszy raz w tym roku. Na końcu zbiornika MZW miałem skręcić w prawo, nad wodę mojego Związku. Pierwszą drogę w prawo odpuściłem. Nie wyglądała na przejezdną. Dominowały wypełnione wodą doły i koleiny. Druga droga w prawo - tak samo, za duże ryzyko, że utopię samochód. Trzecia droga była najlepsza. Przetoczyłem się chyżo przez pas graniczny i już miałem wjeżdżać na groblę, gdy rozpoznałem, że to jest wjazd na półwysep. Wycofałem, skręciłem w prawo, ruszyłem, przyspieszyłem i dopiero się zaczęło. Samochód ustawiło w poprzek drogi, brzuchem na pasie rozdzielającym koleiny. Z przodu i po bokach woda. Nie pomógł zwiększony prześwit i dołączany napęd na 4 koła. Próby wyrwania się z tej matni spowodowały pokrycie samochodu warstwą błota. Wyczerpałem możliwości silnikowe. Została tylko łopata, która w założeniu miała pomóc w przygotowaniu miejsca do osadzenia stanowiska nad wodą, a została użyta tylko do odkopywania samochodu. Dałem radę, ale trwało to dwie godziny. Oczywiście przeszła mi ochota na łowienie, a przyszła ochota na wielkie mycie. Dobrze, że żyję w wielkim mieście, gdzie myjnie czynne są w niedziele. Wczoraj zacząłem od samochodu a dzisiaj skończyłem na praniu spodni, butów, swetra i kamizelki. Gdy już zakończyłem zabawy z wodą, przeszedłem do poważnej fazy śledztwa. Nie mogłem pogodzić się z faktem, że zniknęły mi zdjęcia z sobotnich zawodów w momencie kopiowania z karty pamięci do komputera. Informatyk zapewne wiedziałby, co się stało. Ja jestem humanistą i muszę inaczej. swoją nadzieję wiązałem z założeniem, że Windows 7 jest inteligentny i dlatego nie mógł stracić kopiowanych zdjęć, jeżeli wymazał je po skopiowaniu z karty nośnika. Jeżeli tak, to gdzie je zapisał? Szukałem i nie znalazłem. Dlatego postanowiłem przeprowadzić eksperyment procesowy. Wykonałem dwa zdjęcia i poddałem je kopiowaniu przez Windows 7. Tym razem przeczytałem wszystko, co w oknie pisze i znalazłem miejsce docelowe. Był to katalog ostatniej czynności kopiowania. Znalazłem zdjęcia z sobotniego zakończenia sezonu spławikowego i dołączam je do niniejszych wynurzeń. Nie doszedłbym dziś do tych plików, gdyby nie brak utwardzonej drogi i wczorajsze, wszechsilne wrogie błoto.