Zaloguj się do konta

Dlaczego wędkarstwo ?

Jeden z kolegów, Groszek, zadał pytanie:

Dlaczego wędkarstwo? Jak to się zaczęło?

Nie pamiętam ile to było lat temu, ale coś ok. 20stu ( mam 30). Wówczas stawek na Parkowej był zarządzany przez spółdzielnie mleczarską z Góry, której pracownikiem do dziś jest niejaki Kaziu D. Żona tego Pana pracowała z moim tatą i pewnego dnia tato zabrał mnie nad ten staw, gdzie spotkaliśmy się z Kaziem. Wtedy hitem było posiadanie Delfina czy brązowego teleskopu ZSRR, sprowadzanego na zamówienie lub sprzedawanego z pod lady.

Pamiętam jak pozwolono mi połapać, hehe. Tato co chwila nakładał mi robaki, a ja podczas tego zabiegu na lewo i prawo wymiatałem wędką, co kończyło się bolesnym i głębokim wbiciem haczyka w palec .

Mój tato przepracował pół życia w ZOZ-ie, gdzie kiedyś było sporo wędkarzy. Pozdrawiam z tego miejsca Renia Lacha/klakier/, Zenka U. którego nazywałem kiedyś /gązo/, Andrzeja L..Pleban. Wytrwałego Henia W.Janka B. Józka S. reszty niestety już nie pamiętam. Tak się składa, że mój tato nie wędkował, raczej dla browarka jeździł na ryby. To właśnie pod okiem wymienionych wyżej zdobywałem szlify w dziedzinie wędkarstwa. Nie wiem dokładnie od kogo, ale pierwsza wędkę, bambusa dostałem chyba od Wytrwałego. Potem mama mi przywiozła coś od Rusków i tak skompletowałem cały sprzęt.

Nie zapomnę numeru jaki wyciąłem kiedyś dla Zenka, haha. Miał on kiedyś takie swoje miejsce koło tamy na ośrodku w Ryczeniu gdzie zawsze łowił kapitalne okazy kleni, jazi i innych ryb. Jakoś się tak zgadaliśmy że mieliśmy się tam właśnie spotkać na wspólnym wędkowaniu. Zenek miał przyjść z robakami, grochem, pszenicą. Dzień w domu się dłużył i postanowiliśmy pojechać tam wcześniej, aby zrobić sobie zawody kto złowi szybciej 30 uklejek. Ryba brała w zakarmionym przez Zenka miejscu ( groch, pszenica) coś kiepskawo i wpadłem na fenomenalny pomysł wykorzystania wiadra otrąb pszennych, które mieliśmy w maluchu. Otręby smużyły wyśmienicie, zawody z tatą wygrałem, ale Zenek do końca sezonu ryby raczej tam nie złowił, hehe. Może Zenek dowie się o tym teraz po latach.

Bardzo znacząca postacią w moim wędkarskim światku jest Świętej Pamięci Czesław Czerniak, niech mu ziemia lekką będzie. Jakieś 15 lat temu zmieniłem wraz z rodzicami miejsce zamieszkania, gdzie na 4 piętrze mojego bloku mieszkał Czesiek. Jak tylko słyszałem dźwięk czarnej WSK wylatywałem w kapciach przed blik, by zobaczyć co złowił. Z czasem każdą wolną chwilę zacząłem spędzać u niego cały wolny czas, przeglądałem jego pudełka, czasopisma wędkarskie. To on nauczył mnie pierwsze węzły wędkarskie. Wiązanie haka uczyłem się bardzo długo, pewnego dnia zamiast żyłki 18stki dał mi linkę służącą do suszenia prania, a zamiast haczyka wygięty kawałek stalowego pręta z rozklepaną końcówka jako imitacja łopatki haka. Właśnie na takim powiększonym zestawie zakumałem o co w tym wszystkim chodzi.

Czesiek był kapitanem sportowym i nadszedł czas zawodów. Były to zawody o Mistrza koła, ja wówczas byłem już juniorem i mogłem w nich startować. Zakombinowałem z Cześkiem, że udamy się do moich rodziców, aby ich przekonać do tego, że powinienem jechać. Cały problem tkwił nie w samych zawodach, a w przygotowaniach do nich. Czesiek wraz z kumplami jechał dwa dni wcześniej, aby dać w szyję, czego nie mogliśmy powiedzieć mojej mamie. Umowa była taka, że idziemy razem do moich rodziców, ja mam tylko słuchać i przytakiwać. Tak też się stało. Wyobraźcie sobie całą sytuacje, ja stoję i słucham co ten Czesiek wygaduje. Rodzice zachowali się jak karp, połknęli przynętę bez ukłucia w podniebienie. Zastanawiacie się co Czesiek powiedział, tak?? A co miał powiedzieć, oznajmił że przed zawodami trzeba zakarmić 50 stanowisk, a do tego trzeba ludzi.

Czesiek potem zachorował na raka, nie miałem z kim jeździć na ryby. Pamiętam jak mama mi powtarzała idź synu odwiedzić sąsiada w szpitalu on jest chory. Wielu rzeczy wtedy nie rozumiałem, przez 3 miesiące mama mi przypominała, a ja tylko potrafiłem powiedzieć, że idę grać w piłkę, idę do kolegi, cały czas przez 3 miesiące powtarzałem, że pójdę do Czeska jutro.

Nigdy więcej na ryby z nim nie pojechałem....

Wśród kolegów mam takich co to wybrali na swoje hobby piwo, nocne lokale, itp używki. Ja używkę mam jedną - właśnie wędkarstwo. Przynajmniej nie błądzę jak inni.

Pozdrawiam wszystkich, Winter

Opinie (7)

rysiek38

ach pamietam czasy gdy delfin byl marzeniem -u nas na slasku bylo troszke lepiej-sklepy gornicze,jak sie mialo znajomego mozna bylo dostac ABU,TRAFIALY SIE TEZ MUSTADY [2009-01-13 10:10]

użytkownik

Gratuluje wspomnień. Piękna i prawdziwa historia. Zawsze tak jest że pójdzie się do kogoś jutro a on już nie żyje. Wspominasz go pewnie ciepło co widać w opisanym artykule. Serdecznie pozdrawiam [2009-01-13 15:32]

hubi

Piekne wspomnienia warto powspominac kiedys to były czasy jak podkresla mój stary kolega i wedkarstwo lepiej smakowało jak go pytałem dlaczego to mi odowiedział jak sie człowiek natrudził z zakupem sprzetu to i lepiej się siedzialo nad wodą a i ludzie do siebie byli bardziej życzliwi pozdrawiam [2009-01-13 17:29]

mucha_25

Opowiadanie na piątkę. Tylko szkoda że pana Czesia już nie ma. [2009-01-14 09:02]

cosmaty

Bardzo dobry artykuł. Jeden z lepszych jakie czytałem z tego typu tematów. Pozdrawiam [2009-02-20 09:09]

spines21

piękni napisałeś,dzięki 5 [2009-02-20 23:46]

maciek306

Opowiadanie pierwsza klas!!! Super się czytało, proszę o więcej.... Pozdrawiam [2009-02-25 12:48]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej

Tolerancja

Tak buszuję sobie na Naszym Portalu, czytam wypowiedzi niektórych blogger…