Długo wyczekiwany wyjazd
Konrad (gravediggie)
2013-06-03
Na trzy tygodnie przed planowanym urlopem pojawiła się opcja zamienienia namiotu na przyczepę kempingową nad innym jeziorem. Zabawne jak szybko, planowana od miesięcy wyprawa uległa gruntownemu przemeblowaniu…
Plan był prosty – wyjazd ze Szczecina bladym świtem, około 8mej jesteśmy na łowisku i łowimy do bólu. Jednakże na skutek przeróżnych perturbacji przybywamy na miejsce dopiero około 11tej. Szybko bierzemy sprzęt i pędem na łowisko. Po ok. 10 minutach drogi Łukasz pyta mnie czy wykupiłem zezwolenie. Nie wykupiłem oczywiście, jedyne o czym myślałem to jak najszybsze dotarcie nad wodę i zarzucenie wędki. Z powrotem więc do ośrodka w poszukiwaniu kierownika ośrodka który zezwolenia wydaje. W międzyczasie kierownik gdzieś wybył na pół godziny a ja czuję że za moment zacznę toczyć pianę z ust. Zmontowaliśmy więc z Łukaszem wędki i czas w oczekiwaniu na zezwolenia minął nam w miarę znośnie.
Na łowisku zarzucam gumkę, Łukasz spławikuje, a woda obdarza nas kilkoma uklejami i małym okoniem. Zmieniamy miejsce i po jednym z pierwszych rzutów następuje pojedyncze uderzenie. Zacinam i czuję w miarę silny opór. Po kilku chwilach ryba ląduje w podbieraku. Miarka pokazuje 29cm – to mój największy złowiony do tej pory okoń. Zdjęcie, odpięcie i do wody. Zapominam o straconych porannych godzinach i niepowodzeniach na poprzednim łowisku i biczuję dalej. Do końca dnia odnotowuję jeszcze z trzy brania – żadnego jednak nie udaje mi się zaciąć.
Następnego dnia pobudka o 3ciej , celem jest szczupak na podwodnej górce wskazanej nam przez wędkarzy z ośrodka. Miejsce lokalizujemy bez problemu, niestety ryby nie chcą dać się złowić. Przy brzegu nie jest lepiej. Trzy brania okonia, żadne nie zacięte skutecznie. Na pocieszenie Łukasz łowi swojego pierwszego szczupaka. Ryby nie mierzymy nawet, gołym okiem widać że do pełnego wymiaru jej jeszcze daleko. Nie licząc krótkiego okresu lekkiego spławikowania to jest ostatni tego dnia kontakt z rybą. Pocieszam się że jutro też jest dzień i na pewno będzie lepiej.
Ostatniego dnia w ciągu kilku godzin udało mi się złowić jednego małego okonia. Następnie nastąpiło oberwanie chmury…
Pomimo dosyć skromnych wyników wyjazd uważam za bardzo udany. W przerwach między łowieniem był czas na gitary, grilla i granie w karty. Z innymi wędkarzami wymieniliśmy się doświadczeniami, udało się nam nieco poznać nowe łowiska. Miały miejsce wspólne wygłupy, udało się też pobyć trochę samemu. Cieszę się już na myśl o kolejnym przyjeździe tutaj. A może następnym razem wybierzemy się jednak pod ten namiot na wyspie…
Pozdrawiam,
Konrad