Do góry płetwami-brak ryb w łowiskach PZW
Piotr Berger (piotr_berger)
2015-05-11
Od dłuższego czasu obserwuję ogólną nagonkę na PZW. Cały zestaw zarzutów sprowadzających się do jednego – NIE MA W WODACH RYB! Beton, kolesie, nieroby mający w dupie wędkarzy, zależy im(działaczom PZW) tylko na kasie, uprawiają sieciarstwo za kasę wędkarzy, zarybienia robią na papierze i wiele tym podobnych mniej lub bardziej obraźliwych inwektyw. Nie jest zaskoczeniem, że oskarżenia przekazuje się głównie „pocztą pantoflową” nad wodą. Pewnie wsadzę kij w mrowisko chcąc zastanowić się nad ogólnym stanem gospodarki wędkarskiej. Chciałbym OBIEKTYWNIE opisać wszystkie „za” i „przeciw” stanu naszych wód, decyzji i zachowań z nią związanych.
Temat jest ogromny i mam szczerą nadzieję, że koledzy podzielicie się swoimi konstruktywnymi przemyśleniami. Od razu dodam, że nie jestem działaczem PZW i nie piastuję żadnych funkcji! Jak wspomniałem chcę zachować wątpię jednak czy wszyscy czytelnicy tak właśnie ten materiał potraktują i nie zaczną szukać „drugiego dna.” Wiem, że ogrom materiału nie pozwoli rozwinąć wielu wątków, ale trudno! Jednak zaryzykuję.
Materiał podzielę na trzy części; o nas szeregowych wędkarzach, o gospodarce prowadzonej przez PZW, Gospodarstwa Rybackie, gminy oraz o kłusownikach, kormoranach i meliorantach.
PZW liczy w swych szeregach aktualnie ponad 600 tysięcy „dusz.” Podejrzewam, że co najmniej 2/3 członków jest niezadowolonych z działań władz Związku. Choćby chore porozumienia pomiędzy Okręgami. Ilu a wędkarzy robi cokolwiek, żeby ten stan zmienić? Wybrać ludzi bardziej zaufanych i operatywnych? Moje Koło liczy coś około 260 wędkarzy. Kiedyś 30, 20 jeszcze „naście” lat temu na zebrania sprawozdawczo-wyborcze Koła było wynajmowana sala gimnastyczna w szkole, tylu kolegów chciało uczestniczyć w zebraniu i formowaniu Związku. Na sali wrzało! Zgłaszano kilkanaście osób na jedno stanowisko we władzach Koła! Ile różnorakich wniosków dotyczących wędkarstwa było zawartych w protokole zebrania! Ludzie rwali się do pracy. I tak było wszędzie jak Polska długa i szeroka. Od kilku lat na zebrania przychodzi nie więcej jak dwudziestu wędkarzy, a często mniej.
ATY kolego, który czytasz ten artykuł byłeś w tym roku na zebraniu w Kole, czy tylko opłaciłeś kartę wędkarską? Wiesz, kogo wybrano do władz Koła, żeby reprezentował Twoje interesy? Wybrałeś delegata do władz wyższych PZW? Czy wiesz, chociaż kto jest tym delegatem? Jak zostały rozdysponowane Twoje pieniądze ze składek na bieżący rok? Jak zrealizowano zarybienia? Ile i gdzie wpuszczono ryb? Jaki jest telefon do Straży Rybackiej na Twoim terenie? Nie wiesz? Nie przejmuj się! Dowiesz się od takich, którzy też nie są zainteresowani poznaniem spraw u źródła, ale wiedzą wszystko najlepiej. Szlag mnie trafia, jakie wędkarska „poczta pantoflowa” sprzedaje nad woda bzdury, dyskutuje o problemach bez zielonego pojęcia. To jest jak szara propaganda opierająca się na podpowiedziach ludzi lubiących się w ten sposób wartościować.
Przykłady, których byłem świadkiem. „Panie, jak te s… zarybiły. Panie brzegi białe do zdechłych ryb. Co najmniej 200 kg kilogramów płoci i leszcza poszło się je….” „Widział to Pan?” „A jak, tylko się spóźniłem i już prawie na brzegu nic nie było. Mój kumpel to widział!” Można kontakt do niego? Dzwonię. Okazuje się, że to widział kolejny kumpel i kolejny. W końcu ten „łańcuszek” wraca do mojego… pierwszego rozmówcy! Dzwonię do Okręgu. Tak zostało wpuszczonych 160 kilogramów płoci i leszcza. Niestety jakieś 10% leszcza padło, głównie tego mniejszego, co mieści się w dopuszczalnej normie zarybieniowej dla tych gatunków. Koniec przykładu. Następny. „Panie u mnie w Kole nic się nie dzieje. Tylko pieniąchy biorą, ale żeby zorganizowali jakieś zawody albo wycieczkę?” Dzwonię do prezesa Kazimierza Freta. „Trzy razy odwoływaliśmy wyjazd i przekładaliśmy zawody, bo nie było chętnych. Ogłoszenia wiszą od lutego.” Koniec przykładu. Następny. „Tu w ogóle nie ma ryb, bo w tym roku nie wpuścili nic.” „Skąd Pan o tym wie?” „Skąd? Wszyscy wiedzą.” „Ale ja byłem przy zarybieniu tego zbiornika, jako obserwator. Wpuszczono (tu wymieniam gatunki i ilości).” Mój rozmówca milknie, ale za chwilę oburzony. „To, dlaczego nie biorą?!”. K…. nie wiem! Może facet nie umie łowić ryb, może zbiornik jest na tyle żyzny, że ryby pływających i tych w mule robaczków mają do oporu? Może ryby już mocno przetrzepane? Może pogoda? Nie, ryby mają brać duże, dużo i cały czas!
Przykłady można mnożyć, ale mianownik jest jeden, gros wędkarzy nie interesuje, co się wokół nich dzieje, nie chcą brać udziału w jakimkolwiek działaniu Związku. Wolą szukać wroga w PZW, bo wygodne. Zanim napiszę następny materiał kilka uwag, żebyście koledzy nie sądzili błędnie, że całe zło upatruję tylko w wędkarzach. Cenię aktywnych nie tylko nad wodą. Chylę czoła przed OSĄ, Klubem Głowatka, chłopakami z Towarzystw Wędkarskich, Cześkiem Mularczykiem, co pilnuje jezior przed kłusolami w Borach Tucholskich i wielu mu podobnymi aktywnymi wędkarzami w kraju. Mam wielki szacunek dla animatorów wędkarstwa wśród dzieci i młodzieży. Gdy piszę ten materiał właśnie wsparłem jedną z takich imprez. Na pewno nie pochwalam wielu działań PZW! Wściekam się, gdy jakiś wygodnie posadzony teoretyk wydaje dyspozycje zza „biurka” do działań w terenie. Jestem źle nastawiony na niektóre działania Partii Zielonych i Wydziału Ochrony Środowiska. O tym będzie!
PB.