Dragon HM80 Electra Dream
Piotr Strzałkowski (piotr-strzalkow)
2012-10-17
Wędkowanie to hobby, które pozwala wypocząć, oderwać się od rzeczywistości dnia codziennego, przebywać na łonie natury, spotkać się z kolegami (rzadziej koleżankami) dzielącymi pasję i poznawać nowych ludzi. Wszystko to, wygląda rewelacyjnie, jest jednak jedno „ale”.
W większości przypadków, jest to sport kosztowny. Poczynając od sprzętu, kończąc na kosztach związanych z wyprawami; zanęta, robactwo (ok. 7-8pln za opakowanie rosówki!), paliwo, zakwaterowanie i szeroko rozumiana „micha”. W zależności od upodobań i rodzaju techniki połowy, koszty będą się nieco różniły, ale w każdym przypadku można śmiało powiedzieć, że nie ma górnej granicy cenowej, którą można przeznaczyć na nasze ukochane hobby.
Szybka analiza rynku pokazuje, że można kupić kij już za kilkanaście PLN, ale można też wybrać model za kilka lub kilkadziesiąt tysięcy. Podobnie jest z resztą sprzętu; kołowrotki, linki, akcesoria i zanęty. Jeżeli przyjdzie nam ochota na zakup łodzi, to już w ogóle szaleństwo. Przedział cenowy, niemal nie zna granic. Ostatnia kategoria zakupów, nieco odchodzi od tematu, ale dla chcącego, nic trudnego. Zatem do sedna.
Większość z nas, chciałaby być szczęśliwym posiadaczem sprzętu przynajmniej ze średniej półki. Mowa tu o kilkuset złotowych kwotach. Niezmiernie często zdarza się jednak, że zakup takiego sprzętu jest absolutnie wykluczony z punktu widzenia domowego budżetu. Jednak załóżmy, że jakimś sprytnym sposobem udało się nam wysupłać wymagane środki na zakup wymarzonego sprzętu; nadgodziny, dodatkowe fuchy, oszczędzanie na innych przyjemnościach, itp. Pomysłów na uciułanie grosza jest tyle, ilu nas na tym forum. Są oczywiście i tacy, którzy bez najmniejszego problemu wchodzą do wędkarskiego, wybierają, co im się podoba, płaca i wychodzą, ale nie o nich tu mowa.
Załóżmy, więc że mamy kwotę, która pozwoli nam kupić np. nowiuśki, piękny bat na widok, którego doznajemy niemal że ekstazy. Idziemy do sklepu, płacimy dajmy na to 600-700pln i co dalej? Wracamy do domu i słyszymy: „Co tam masz? Ile to kosztowało?! Moje buty be, ale nowa wędka, owszem?!”. Pyta oczywiście nasza lepsza połowa.
Możliwości jest wiele, ale biorąc pod uwagę, że wiedza zdecydowana większość damskiej części populacji na temat sprzętu wędkarskiego jest na podobnym poziomie, co znajomość kolejności wtrysków silnika V12, to spokojnie możemy powiedzieć, że ów kij kosztował np. 100pln. Jeżeli wiemy, że nasza partnerka, tudzież opiekunka ma skłonności do sprawdzania rachunków, można powiedzieć, że kij nie był już potrzebny koledze i w wyjątkowo okazyjnej cenie odkupiliśmy go od niego. Poza tym jest stary i najprawdopodobniej będzie wymagał niewielkiej naprawy, którą oczywiście wykonamy sami. Dzięki temu nie dość, że nie wydaliśmy dużo lub nic, to jeszcze rośniemy w oczach wybranki do miana inżyniera. Przykład bata jest dużym uproszczeniem, bo bez względu na cenę, ich wygląd jest niemal identyczny. Jednak rzecz może podobnie wyglądać w przypadku innego sprzętu.
Jak już wspomniałem, możliwości na zatajenie wartości sprzętu jest wiele. Jedyne podejrzenia, może wywołać fakt tego, że w naszej kolekcji przybywa sprzętu. Druga sytuacja, to niefrasobliwy kolega, który w obecności wiadomej osoby palnie jakieś głupstwo na temat ceny lub nienaturalnie zacznie się ślinić na widok np. kołowrotka. Wtedy niestety trzeba wykazać się nadludzkimi zdolnościami i finezją, aby bez uszczerbku wyjść z opresji. Oczywiście kolega musi wynagrodzić gafę w postaci dobrego chmielu lub innego trunku.
Powyższy tekst powinien być traktowany jako humorystyczny i w żadnym przypadku nie przedstawia faktów ani osób, które istnieją naprawdę. Wszelkie podobieństwa są przypadkowe.