Zaloguj się do konta

Drapieżniki z Miedwia

12 Drapieżniki z Miedwia


Był koniec maja. Kolega z pracy pochwalił się, że zrobił sobie dużą metalową łódź i już kilkakrotnie ją sprawdził pływając po Miedwiu, jeziorze leżącym blisko Stargardu.
Poprosiłem go o wspólne wędkowanie, bo w tym czasie nie miałem dojścia do żadnego, solidnego pływadła, nie licząc pontonu, który nie nadawał się do wędkowania na tak dużym i niebezpiecznym jeziorze. Pierwszy i zarazem ostatni raz łowiłem na Miedwiu z pontonu w pewny ciepły, bezwietrzny, majowy dzień, Było pięknie, zero wiatru, a i szczupaki co jakiś czas siadały na moim spinningu. Czego więcej potrzeba do szczęścia? Okazało się, że gwałtownej burzy i ponadmetrowej fali, która robiła ze mną i z pontonem co chciała. Straciłem wtedy siatkę z rybami, spinning, ale i tak szczęście, że nie straciłem życia.
W niedzielę pojechałem swoją starą Panonią do miejscowości Wierzbno, gdzie mieszkał Stasiu, a jego dom stał przy samym brzegu akwenu. Kolega czekał na mnie, wskoczyliśmy do wielkiej krypy i hajda na drapieżniki. Wiatru nie było wcale, a woda gładka jak lustro.
Z daleka zobaczyliśmy stado mew i duży ruch w wodzie. Okonie wypłynęły na śniadanie. Stasiu powiedział, że to normalny widok. Szybko dopłynęliśmy do celu i już za chwilę nasze wirówki zaczęły czesać wodę pod stadem uklejek szalejących na powierzchni. Biedne rybki, uciekając drapieżnikom, wpadały w dzioby szaleńczo atakujących z nieba mew i rybitw.
Za to my z dołu atakowaliśmy dość pokaźne garbusy, a brania były agresywne i pewne.
Ławica rybek ciągle się przemieszczała, okonie płynęły za nimi, a my za pasiakami, nie licząc wrzeszczących ptaków. Wiosłowaliśmy tak za całym towarzystwem i ciągle spinningowaliśmy, aż do czasu, gdy zerwał się wietrzyk i zmarszczył powierzchnię wody.
Uklejki, okonie i mewy gdzieś się rozpierzchły i zostaliśmy sami, ale już bez brań.
Nawet nie wiedzieliśmy na jakiej głębokości wędkowaliśmy, okazało się, że było tu bardzo głęboko, więc postanowiliśmy, że udamy się na stok litoralu i tam poszukamy ryb.
Zakotwiczyliśmy na sporym spadzie i zaczęliśmy kombinować z przynętami, bo na razie w wodzie nic się nie działo. Wiatr uspokoił się całkowicie, więc z nadzieją patrzyliśmy na jezioro szukając wzrokiem mew. Ale już takiego widowiska, jak wczesnym rankiem, nie ujrzeliśmy. Za to niedaleko od łódki zrobiła się jakaś sztuczna fala i posuwała się w naszą stronę. Potężne stado leszczy, liczące około sto sztuk, płynęło w stronę płycizny, chyba na tarło. Takich trzy, czterokilowych łopat, na raz, jeszcze nie widziałem. Kiedy leszcze dopłynęły do płytszej wody i stanęły rozegrało się istne piekło. Ogromne szczupale chyba musiały podążać za stadem i kiedy ono zaczęło im się wymykać, to zaatakowały i rozpoczęło się wielkie żarcie. Woda się aż gotowała, a my niewiele myśląc wyciągnęliśmy kotwice i szybko udaliśmy się w ten rewir. Założyłem największą obrotówkę jaką miałem w swoim arsenale i rzuciłem w sam środek zamieszania. Essoxy nawet nie zauważyły bliskości naszej łodzi tak zajęte były polowaniem. Błystka przepłynęła pięć metrów i nagle tak szarpnęło kijem, że ten o mało nie wypadł mi z rąk. Nawet nie zdążyłem wykonać zacięcia, ale wędka i żyłka wytrzymała pierwszy odjazd drapieżnika. Po piętnastu minutach Stasiu zręcznie podebrał mi ośmiokilogramowego szczupaka. Po pięciu minutach i on miał porządne branie, ale jego żyłka nie wytrzymała, tym bardziej, że nie miał dobrze ustawionego hamulca.
Później leszcze uciekły na głębszą wodę, a my w tym czasie już nic nie złowiliśmy.
Gdyby nie te widoczne wydarzenia, pierwszy raz z okoniami, a drugi ze szczupakami, to nie wiem, czy byśmy mieli tak wspaniałe wyniki. Oboje nie znaliśmy jeszcze dobrze tego akwenu, a ryby łowiliśmy przypadkowo. Zresztą w tak dużym jeziorze ryby często się przemieszczają i żeby regularnie je łowić to trzeba mieć albo mnóstwo szczęścia, albo znać dobre miejscówki, w których ryby zawsze się trzymają. Każdej wody trzeba się nauczyć i świetnie ją poznać, a efekty w postaci regularnie łowionych ryb, przyjdą same.

Opinie (2)

mapet77

Jest to wspaniały przykład czytania wody i wyciągania odpowiednich wniosków ze zjawisk nas otaczających. Często przy poszukiwaniu drapieżnika staram się zauważyc chocby minimalny ruch na powierzchni wody (oczkująca drobnica) i wówczas mam większe szanse, że szczupaki są nieopodal "stołówki". W tym przypadku żerujące okonie i idące na tarło lescze były wyznacznikiem Waszego sukcesu. Powodzenia w wypatrywaniu podbnych zjawisk. [2009-03-04 23:18]

rysiek38

cala prawda podana na talerzu jak jestem nad woda pierwszy raz to czasem ide sobie brzegiem obserwując wode i dopiero zaczynam przygode ze spinem jak wypatrze cos ciekawego choc przyznam ze czasem nawet taka intuicja zawodzi [2009-03-04 23:29]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej