Duże przynęty na klenie
Jakub W (Jakub Woś)
2013-10-01
Dla mnie sierpień to czas spinningu i klenia. Jak co roku woda znacznie opada a ja ruszam na przelewy w pogoni za wygłodniałym kleniem.
Mój ulubiony przelew
Wiadomo kleń to małe przynęty i w miarę delikatny zestaw. W zeszłym roku na jednym z przelewów na woblera miałem potężne branie. Ryba zrobiła kilka kółek o średnicy ok 2 metrów. Po czym stanęła przy dnie. Sprzęt miałem kleniowy, delikatny więc nie próbowałem siłowego holu. Po chwili ryba ruszyła i nagle przynęta wyskakuje z wody. Spięła się. Jeszcze lekko drżący od adrenaliny siadłem na brzegu i doszedłem do wniosku że musiała być to brzana. Wracałem przez kilka dni w to miejsce i jeszcze dwa razy spotkało mnie podobne branie które skończyło się tak jak to pierwsze. Czyli siedzeniem na piachu z przegraną miną.
W tym roku to ja będę górą.
Wędka mocniejsza. Na kołowrotku plecionka a na końcu wobler. Model i kolor ten sam co w zeszłym roku, tylko większy – bo przecież ryba też urosła. Ustawiłem się powyżej od przelewu na małej przykosie aby móc obławiać przelew ciągnąc przynętę od przelewu pod prąd. Kilka rzutów i pierwsze branie. W silnym nurcie ryba postawiła spory opór zrobiła ze dwa małe kółka ale po chwili wiedziałem że to jeszcze nie ta na którą czekam. Jeszcze kilkanaście sekund i kleń 45 cm ląduje w moich rękach. Ładny ale to nie na niego czekałem.
Wykonywałem kolejne rzuty. Niestety bez efektu. Brzana siedzi na dnie więc pomyślałem że dam coś co schodzi głęboko. Może spinmad wirujący ogonek... Pierwszy rzut, przynęta wpada do wody i od razu branie. Ryba robi w nurcie dwa kółka, daje się podprowadzić na płytszą wodę. Na tyle płytką że mogłem ocenić jej długość na około 60 cm. Gatunek? Ciężko stwierdzić ciemny grzbiet... błysnęła na złoto. Może to kleń, może boleń a może brzana. Ryba stanęła w poprzek nurtu i po chwili spinmand jak pocisk wyskoczył w moim kierunku. Znów siedzę na piachu z przegraną miną.
Kolejny dzień, kolejny ranek i znów żyłuję rower zbierając kropelki mgły i pajęczyny na twarz. Po 6 km jestem na miejscu. Kilkanaście rzutów woblerem – nic. Kilkanaście spinmadem – nic
Przelew niewielki, może ryba uciekając przedostała się na drugą stronę a tu już nie ma tych większych? Różne myśli chodziły po głowie. Stwierdziłem że zapoluję na szczupaka w rynnie za przelewem. Zamiast spinmada dałem przypon i Morsa 2. Kilka rzutów i pierwsze uderzenie. Po krótkim holu ryba ląduje pod nogami. Zaraz zaraz... to nie szczupak to znowu kleń. Tym razem miarka pokazała 47 cm.
Tydzień później znów 6 km przejażdżka. Staję przed przelewem zakładam swojego kenarta 7 cm i biczuję wodę. Po kilkudziesięciu rzutach uderzenie. Ryba tak jak poprzednio robi dwa kółka i staje w nurcie. Tym razem przynęta nie wyskoczyła z pyska i ryba musiała ustąpić. Po chwili walki z rybą w silnym nurcie na brzegu melduje się kleń 49 cm.
Tymczasem na drugim brzegu pojawił się znajomy. Przyszedł sprawdzić czy szczupak już ruszył. Założył morsa i obławiał rynnę przed przelewem. Ja siadłem na powalonym drzewie. I zajadając się kanapką obserwowałem jego poczynania. Po kilku rzutach widzę energiczne zacięcie i słyszę „siedzi pierwszy” Przeciąganie liny chwilę trwało i widzę coś srebrnego pod jego stopami. Położył wędkę wziął rybę rękami w pół. Dwie rzeczy które zauważyłem zanim ryba rzuciła sie i z pełnym saltem wylądowała w wodzie. Jedna to czerwone płetwy a druga że ryba była tak wielka ze rosły chłop nie mógł objąć jej dwoma rękami. To był kleń którego ocenił na grubo powyżej 50 cm.
W tych dniach zrozumiałem dwie sprawy. To nie na brzanę tyle czasu polowałem ale na pół metrowe klenie które w szybkim nurcie dają nieźle popalić. Druga sprawa to że na jesieni klenie nie bawią się w smużaki. One są głodne i chcą czegoś konkretnego. Przynęty na które brały mi klenie w ten jesienny czas to Kenart Dynamic 7 cm, Polspin Mors 2, SpinMad wirujący ogonek 12g i Obrotówka Dragon Viper 3 16g.