Duży leszcz na spławik - zdjęcia, foto - 1 zdjęć
/ Dla początkujących wędkarzy/
Leszcz też ryba!
Zacznę od modyfikacji mojej zasady-reguły:
-W wędkarstwie nie ma reguł, ale…… są i obowiązują zasady.
Dziś o leszczach, ale i (po trosze) o braku wędkarskich reguł, pewników, czyli wiadomo o czym - o urodzie wędkarstwa.
Tym samym – wszystko, co poniżej, to subiektywne (z naciskiem na „subiektywne”) oceny, spostrzeżenia, delikatne sugestie – nie reguły. Ot, co!
Tyle „osobistych” usprawiedliwień, a teraz do rzeczy.
Ostatnie dwa sezony, tak się dziwnie składało, że bądź to z powodu pogody, bądź stanu wody lub braku dostatecznej ilości wolnego czasu, nawet rozpoczynając wędkowanie na innych łowiskach, często lądowałem w „matecznikach” dużego leszcza. Po kilkunastu latach przerwy, znów zaprzyjaźniłem się (z wzajemnością) z tą lekceważoną i często niedocenianą wędkarsko rybą. Nie ukrywam, że z przyjemnością, po pewnym czasie, odświeżyłem sobie ślady pamięciowe, ułożone w mej korze mózgowej, z dawnych lat, doświadczeń zdobytych nad wielką i średnią, słodką wodą.
Zacząłem, jak to zwykle bywa, od leszczowych średniaków. Apetyt rósł podczas jedzenia. W tym sezonie odwiedziło mój podbierak kilkudziesięciu smyków powyżej 40cm. Dużo to, czy mało? Biorąc pod uwagę fakt, że działo się to w ciągu tylko dwudziestu kilku wypadów, myślę, że jest to wynik nie najgorszy.
No, mogę do tego dołożyć, trudną do określenia, ilość tych ponad 30cm.
Najskuteczniejszy był wypad lipcowy, gdy w ciągu jednej, krótkiej nocy odwiedziło moje stanowisko 54. leszcze, o wspólnej wadze 42,4kg.
Drugi, pod względem intensywności brań, był wyjazd z przełomu czerwca i lipca, opisany w felietonie „W wędkarstwie nie ma reguł 43 sztuki, o wadze 31,70kg. Trzeci to pobyt na mojej wiślanej „półce”, w połowie lipca, z wynikiem 27. sztuk, wszystkie „w okolicach” 40 – 50-ciu centymetrów. Do tych, sympatycznych dla mnie zdarzeń, wrócę w dalszej części moich wynurzeń.
Na marginesie. Tylko mitem jest teoria, że ryby zwrócone wodzie, w trakcie wędkowania, w miejscu jej współpracy z wędkarzem (nawet w wąskich korytach) płoszą resztę ichtiofauny. Nic głupszego, większość natychmiast wracała do macierzy, a brania nie ustawały.
PORA DNIA, a intensywność brań.
Różnych teorii nasłuchałem się i naczytałem na ten temat. Moim zdaniem, jak zwykle, nie wolno oddzielać od siebie wielu innych czynników, mających równie znaczący wpływ na schematy zachowań naszej ryby, ale spróbujmy to jakoś ująć w karby.
Przyjmując zasadę, że mamy środek sezonu (czerwiec, lipiec, sierpień) moje leszcze zachowywały się bardzo różnie, na różnych rodzajach wody.
Na średniej rzece zdecydowanie preferowały godziny nocne. Zaczynały swój taniec tuż przed zmrokiem (średniaki). Nasilały żerowanie po zmroku, „rosnąco” do ok. 1-2 godziny po północy (duże okazy). Następnie mała przerwa i „do boju”, do godzin wczesnoporannych (mieszanka).
Dla wymienionych wyżej dwóch najintensywniejszych wypadów: noc 90% brań. Po wschodzie słońca stopniowo, powoli osłabiały swe zainteresowanie zanętą, by do przypadku ograniczyć brania w okolicy południa. W chłodne poranki, żerowanie kończyły tuż o świcie. Woda całkiem zamierała. Nawet drobnica nie interesowała się przynętą. Czyżby słynny skok temperatury? Może. Tylko podczas deszczowego dnia ten schemat ulegał częściowemu zachwianiu – słabsze brania nocą, intensywne brania w godzinach dopołudniowych (dwukrotnie; nie nazwę tego regułą). Pozwolę sobie jednak na podejrzenie, że na tym korycie, o szerokości około 12 – 15. metrów, nie bez znaczenia na jakość i „moc” brań miało naświetlenie lustra wody. Na zbiornikach typu Solina, Chańcza, czy Brody najbardziej korzystnym okresem był czas tuż przed świtem i pierwsze godziny poranka (duże okazy).
W pozostałych porach dnia brania były dużo rzadsze, prawie przypadkowe (nie licząc drobnicy tego gatunku).
Podobnie rzecz się miała na Wiśle, w okolicach Połańca, Osieka, Annopola.
Zaliczałem nocne przyłowy sumików, ba nawet jazi, kilku karpi i karasi(sic!), zaś leszcze mogę policzyć na palcach obu dłoni. W porze przed- i popołudniowej były to także pojedyncze sztuki. Po zmroku raptem, w tym sezonie, 3 sztuki. Ciemną nocą zapoznały się z przynętą tylko 4 „łopatki” (podczas kilku wypadów; nie biorę zupełnie pod uwagę „drobnicy” tej rybki), a podczas jednego pobytu na „półce”, w okolicach Połańca, w niecałe dwie godziny (tuż przed świtem i po wschodzie słońca) „złożyło mi wizytę” 27 sztuk pięknych leszczy (najmniejszy 43cm).
Wynik ten był osiągnięty w 70% na jedną wędkę, gdyż na dwie sytuacja była niemożliwa do opanowania; brania były zbyt częste; w czasie około półtorej godziny. Intensywność brań zmęczyła mnie na tyle, że postanowiłem je przerwać i zmienić miejsce wędkowania. Udałem się „na karasie”, a tam powtórka z rozrywki (74 sztuki). Ten dzień był, po prostu, niesamowity!
Te spostrzeżenia nie mają nic wspólnego z zachętą do przybywania nad tę wodę tuż przed świtem. Nic mylnego i nie chodzi tylko o właściwe przygotowanie łowiska, ale o całą „Resztę”. Myślę, że wszyscy wiemy jaką resztę. Osobiście wędkowanie rozpoczynam, najczęściej, w godzinach popołudniowych i spokojnie czekam na „okazałych gości”, bawiąc się z innymi przedstawicielami ichtiofauny.
Oczywiście, nie wszystkie wypady były tak udane, ale schemat najlepszych brań nad ranem i tuż po świcie potwierdzał się prawie zawsze (chyba, że podczas całego wędkowania nic konkretnego nie „puknęło”; tak też kilka razy się zdarzyło).
Nie bez znaczenia jest intensywność żerowania ryb w danym dniu. Moim zdaniem, zbudowanym na ponad pięćdziesięcioletnim wędkowaniu, nie ma tu żadnych reguł. Ni kalendarz, ni faza księżyca, ni ciśnienie, ni słońce, ni deszcz i nie wiem co jeszcze, indywidualnie nie mają wielkiego znaczenia. Może poziom wody i jej kolor; no, pora roku…, ale tak najpewniej to wszystko po trochu, razem, w jakichś tam proporcjach (ale jakich?) i jeszcze odrobina szczęścia w doborze Tego czegoś (zanęty, sprzętu, przynęty w danej chwili), plus dużo doświadczenia, będącego wynikiem systematycznej obserwacji natury w danym miejscu (z naciskiem na: w danym miejscu) mogą często dać dobry efekt, acz też nie zawsze.
Nawet nasz spec od dużych okoni, Iras, schodzi czasem poniżej 35cm, podczas kilkugodzinnego wędkowania.
Czasem zwykły przypadek, łut nieuświadomionego, wędkarskiego szczęścia bywa ważniejszy niż wszystkie, inne, wyreżyserowane zabiegi. Ot, co! W tym tkwi urok naszego hobby!
PRZYNĘTA
Dzień
Trochę kombinuję, zależnie od pory roku i pogody w danym dniu, ale generalnie „opieram się” na białych „kolorowych robaczkach” (tylko trzy kolory: czysty, bez upiększeń, różowy i oczywiście żółty). Podstawę wiązki na haczyku (w centrum sezonu – trzy, cztery sztuki) stanowią naturalne lub żółte (w zależności od koloru i rodzaju wody), „przygotowane” na dwie, trzy godziny przed rozpoczęciem wędkowania. Jeśli nie mam pewności, które miejsce wybiorę lub jaki rodzaj i poziom wody tam zastanę, dzielę „zapas” białych na trzy mniejsze i jedną większą porcje. Te mniejsze „dokarmiam” trzema różnymi „zapachami”. Dużą pozostawiam w naturalnym „pachnidle”. W okresie letnim ograniczam się do dwóch słodkich „zapaszków” i „natury”.
Wyjątek stanowi Solina, gdzie na taką wiązkę wędkuję tylko w godzinach tuż przed świtem i krótko po brzasku. Po tym czasie tego typu przynętą „rządzi” wszelaka drobnica. Wtedy stosuję drobniejsze czerwone z małym ziarnem kukurydzy lub samą „bondiuel”. Przy czerwonym zachodzi ryzyko zabawy z drobnym okoniem, ale to już inna bajka. Jest na to sposób.
Wczesną wiosną pinka i tradycyjna ochotka, ale ta grubsza.
Często niezastąpiona jest kukurydza. Miękka, naturalna, spożywcza. Stosuję także kilka zapachów, zależnie od pory roku i rodzaju wody, ale bez szczególnych „zachwytów” nad ich „łownością”. Wędkując na samo żółte ziarno, tak na Wiśle, jak i na Solinie, a także na paru innych zbiornikach, częstym przyłowem były duże karasie srebrzyste, średnie karpie i (na Wiśle i mojej rzece), oczywiście, ładne klenie.
Ostatnio gardzę ciastem (prawie trzydzieści lat była to jedna z podstawowych przynęt w moim arsenale), więc pominę je w swoich rozważaniach.
Noc
Żywy, wijący się czerwony robak, nocną porą, rzecz znakomita. Prawie nigdy mnie nie zawiódł. Po zapadnięciu zmroku zakładam dwa większe, tak, by swobodnie „kręciły się” na haku. Mam prawo sądzić, że nie tylko zapach, ale także ten ruch, zakłócający naturalny, „podwodny” nurt wody ma swoje znaczenie, zachęca leszcza do ataku. Często o tej porze czynię kanapkę – duży czerwony (dendrobena nr 3) lub dwa, trzy czerwone z kompostu, a na żądło haczyka spore ziarno kukurydzy spożywczej lub biały robak.
Pamiętajmy, jednak, o tym, że w wędkarstwie nie ma żelaznych zasad.
ZANĘTA
Przy doborze składu zanęty należy przemyśleć min.: jej barwę, zapach, rodzaj bazy, użytego „granulatu” (jego „grubość”, dodatki, itp.), lepiszcze, itd..
- Uf, długo by o tym…
Mój podręczny magazynek:
baza zanętowa (Marcel Van Den Eynde, feder specjal żółty z czerwonymi drobinami (sic!))
zanęta firmowa „gruba” z ziarnami kukurydzy, kolorowymi pałeczkami („spiekami”), fragmentami andrutów
„czarna” zanęta płociowa (czekolada)
ziarna kukurydzy (konserwowane)
ziarna „przygotowanej” pszenicy
płatki owsiane (całe i rozdrobnione)
bułka tarta
kaszka kukurydziana
mąka kukurydziana
mocno rozdrobniony biszkopt lub wysuszone, rozdrobnione ciasto cukiernicze
kasza manna
otręby
atraktory: waniliowy, miodowy, itp.
miód naturalny (rozpuszczany w wodzie, przed dodaniem do zanęty)
pinka
czasem kastery
nad brzegiem, w zależności od potrzeb:
rozdrobniona, przetarta glina
ziemia z kretowiska
odrobina ziemi bełchatowskiej
woda z rzeki, zbiornika
Brakuje w tym zestawie gotowej zanęty typowo leszczowej. To nie błąd. Ja jej nie stosuję. Nie mam, tym samym, zdania na temat, która jest najlepsza.
Jeśli znam wodę, nad którą się wybieram, mieszankę zanętową wstępnie sporządzam przed wyjazdem, ale tylko wstępnie. Oczywiście, „na sucho”. Resztę, ale bardzo ważną resztę czynności dokończę nad wodą.
Tu nadaje jej ostateczną „lepkość”, kolorystykę (uzupełniam czasami elementami ziemi, gliny, barwnika), wilgotność, wzmacniam (lub nie) „walory” zapachowe. Często eksperymentuję „na części” przygotowanej „porcji”, zostawiając sobie „pole manewru na najbliższe godziny”.
Jak ważny jest dobór zanęty i przynęty (drobnych szczegółów) niech świadczy fakt, który miał miejsce podczas moich dwóch najbardziej udanych wypadów „na leszcza”.
Z obu moich stron, w odległości kilkunastu metrów od mojego stanowiska, było kilku wędkarzy, czyniących swą powinność tą samą metodą; trochę „cięższym” sprzętem. Różnice poziomu wody żadne, dno identyczne (stali na moim miejscu, z poprzedniego wędkowania, na którym miałem zupełnie niezłe wyniki). W ciągu wieczora i całej nocy mój wynik to (wspomniane wyżej) 43. leszcze; u Kolegów „0”. Totalne zero. W połowie nocy przenieśli krzesła za moje plecy i zaczęli czynić zakłady, jakim wynikiem zakończy się to moje wędkowanie. Mierzyli i ważyli „urobek”. Każdy pozyskany leszcz przechodził sprawną, fachową „wycenę”, przed powrotem do wody. Stąd ta, wspomniana wcześniej, dokładna statystyka. Ja nie miałbym czasu tak precyzyjnie jej czynić. Po opuszczeniu przeze mnie miejscówki, jeden z wędkarzy natychmiast ją zajął. Zostawiłem mu moją zanętę i „białe”, zaprawione robaczki. Nim się „zapakowałem” do samochodu, „wyjął” dwie łopatki. To nie był przypadek; to zanęta i przynęta zdały egzamin. Właściwy dobór do właściwego miejsca.
O dziwo! Zanęta była, tym razem, zdecydowanie zbyt jasna, wręcz kontrastowa, w stosunku do ciemnego dna; choć o świcie lekko ją „przyciemniłem”.
To zaprzeczenie ogólnie znanej zasadzie, że ryby spokojnego żeru zazwyczaj przybierają barwę zbliżoną do otoczenia i unikają miejsc o obcych kolorach, zwłaszcza, gdy jest to woda o dużej konkurencji gatunków i obowiązkowo zasiedlona także przez „drapieżnika” (czasem bywa odstępstwo od reguły, ale tylko w zbiornikach „jednogatunkowych” i to nie zawsze). To upodabnianie się do otoczenia, pozwala im zwiększyć swoje bezpieczeństwo. Z reguły nie lubią pokazywać się na kontrastowych plamach, ale… Duże okazy mniej interesują się kolorem dna; są bardziej odważne; myślę, że po prostu mają „w nosie” drapieżnika.
Często, gdy zakładam, że w pobliżu są stadka małych okoni, rezygnuję z dodawania pinki do zanęty. Pomaga. Zanęta bez „robali” mniej interesuje pasiaczki.
Szukając dużego leszcza, zawsze umieszczam w zanęcie „grube” jej składniki, ziarna kukurydzy, pszenicy, całe płatki owsiane, itp..
SPRZĘT, METODA, ZESTAWY
Bolonka.
Od sześciu metrów „w górę”. To moje „osobiste preferencje”; Lubię długie kije, jeśli tylko warunki „terenowe” na nie pozwalają, ale w pokrowcu są zawsze, także dwa krótsze. O średnio aktywnej szczytówce. Spławik dobrany do rodzaju wody, intensywności nurtu, głębokości, itd., itd.. Najczęściej długi przypon – około siedemdziesiąt centymetrów fi 0,12 – z górnej półki. Chyba, że głębokość wody zdecydowanie to uniemożliwia, ale gdzie ma wtedy pływać duży leszcz na spławik? Zwłaszcza, gdy zakładamy, że część tego elementu zestawu (lub cały) będzie spoczywała na dnie zbiornika lub wolniutko sunęła po dnie koryta rzeki. Żyłka główna 0,14; bardzo dobrej jakości.
W mojej przygodzie z leszczem spławik (bolonka) często wygrywa z gruntówką; szczególnie „na rzece”, „za dnia” i w pełnym słońcu. Przegruntowany zestaw to super wygoda dla wędkarza „śpiocha”, ale nie zawsze skuteczny sposób na miłe spotkania z leszczem. Ja wolę więcej pracy; leciutko po gruncie (zasadniczy ołów tuż poza dnem) lub „hamowana” przepływanka. Taka metoda wymaga od nas większej pracy i koncentracji (nie można kontemplować wszystkiego wokół i bujać w obłokach), ale efekty przyniesie znacznie ciekawsze.
Match.
Kijek 390; żyłka główna fi 14 (bardzo dobrej jakości); dobrze dobrany waggler, mocowany na sprawnym , firmowym, przesuwnym systemiku; blokada, za koralikiem, z kordonka (sic!); odpowiednio rozłożone obciążenie; przypon z dwunastki, około 30 – 40centymetrów; wszystko po to, by móc „machnąć” te kilkadziesiąt metrów przed siebie, do upatrzonego miejsca – celu naszych marzeń.
Tak na marginesie:
1. Niejednokrotnie przekonałem się o tym, że leszcz nie lubi grubej żyłki; jest rybą „spostrzegawczą”. Gdy narzekałem na brak zainteresowania, ze strony ryb, podawaną przynętą, zmieniałem zestaw na delikatniejszy i – o dziwo – czasem brania się pojawiały.
2. Przy zestawie ze spławikiem istotny jest dobór jego gramatury i kształtu do rodzaju łowiska (w szerokim - tego słowa - znaczeniu).
Mimo wielu uwag i zapisków sugerujących, że dla leszcza ma to małe znaczenie, że można zakładać nawet korek od butelki po winie, a on i tak go przeciągnie, uparcie będę twierdził:
- Spławik winien być dobrze dobrany!
3. Słynne podnoszenia spławika przez leszcza nie są regułą. Bardzo często dość gwałtownie odjeżdża lub sunie delikatnie. Czasem drga i lekko
się przytapia. Innym razem, szczególnie w wirach lub nad Wisłą – tuż przy głębokim brzegu – znika gwałtownie, ukośnie pod wodą. Taki to z leszcza filutek!
Fedder.
Długość przyponu jest nie bez znaczenia. Różne są „szkoły” na ten temat. Znam sporą grupę zwolenników bardzo krótkich przyponów (około 15 – 20cm), stosowanych bez względu na rodzaj wody i łowionej ryby. Uzasadniają taki wybór bliskością lokowania przynęty w stosunku do zanęty oraz tym,
że znacznie rzadziej się plącze. Tak też można. Osobiście preferuję przypony długie, od czterdziestu kilku do (nawet) sześćdziesięciu centymetrów (czasem dłuższe). Nawet w wodzie „stojącej” zostawiam przypon ponad pół metra. Rurka antysplątaniowa spokojnie „załatwia” temat. Ważne by zanęta w koszyku była o dobrze dobranej koegzystencji i zapachu, a ze znalezieniem przynęty, rybka sobie poradzi.
Na Solinie, na dużych głębokościach stosuję koszyczki o pełniejszych ściankach. Zapobiegają, w znacznym stopniu, „sypaniu” (gubieniu) zanęty podczas opadu na dno zbiornika – często z systemem bez rurki antysplątaniowej.
Przy dłuższym wędkowaniu stopniowo ograniczam ilość zanęty w podajnikach lub zmniejszam ich rozmiar.
Ryba winna lepiej interesować się opadającą przynętą.
W tym samym celu, warto także, od czasu do czasu, lekko przesunąć (o kilkanaście centymetrów) zestaw spoczywający wśród dennych „oczeretów”.
W nocy, na średniej rzece i zalewach, lajtowe drgające szczytówki, z lekkim (10-20”) koszykiem, zakończonym denkiem. Niech się zanęcie zbytnio do nurtu nie spieszy; czasem cięższy spławik, ale rzadko.
Na dużych zalewach, w dzień, bliżej przedpołudnia lub wieczorem, dobry match z wagglerem sprawia mi sporo radości.
Na wielkiej płynącej wodzie, nocą wciąż koszyki, dostosowane wagą do siły nurtu i takie też drgające (nie przesadzam z ich „mocą”). W dzień różnie bywa.
W każdej metodzie stosuję niewielkie haczyki, od numeru 12 do 8-ki; z reguły o dłuższej stopie, choć maleńkie, podgięte „karpióweczki” też sobie nieźle radzą.
WYBÓR I PRZYGOTOWANIE „MIEJSCÓWKI”:
Nawet, gdy bardzo dobrze znam miejsce, w którym zamierzam mile spędzić najbliższe godziny, staram się nie zapominać o kilku kontrolnych „zabiegach”, przed rozpoczęciem wędkowania. Uwaga ta szczególnie dotyczy miejscówek na rzece. Bardziej „ufam” zalewom, choć i tu przede wszystkim poziom wody ma spore znaczenie.
Rzeka wymaga szacunku. Każda „żywa” woda go wymaga, ale rzeka szczególnie, gdyż tu warunki zmieniają się nawet nie z dnia na dzień, nie z godziny na godzinę, ale czasem z minuty na minutę.
„Nauczyć się rzeki”, to nie lada problem. Woda to kapryśna, zmienna w „nastrojach”, barwie, budowie dna i sile „uciągu”. Tu, gdzie wczoraj były idealne warunki do wędkowania, jutro mogą być tragiczne, ale warto ją „opanować”. Zaprzyjaźniona z nami, lubi się „odpłacić”.
Inaczej się lokuję na średniej rzece, inaczej na wielkiej (w moim przypadku to Wisła lub San w okolicach jego ujścia do Królowej polskich rzek).
Wybierając miejscówkę i przewidując współpracę z dużym leszczem, należy pamiętać także o tym, by woda przy brzegu była na tyle głęboka, by nie utrudniła lub wręcz uniemożliwiła doholowanie ryby do podbieraka, gdyż nie zawsze nasz „przeciwnik”, dostatecznie wcześnie, odwróci się w pozycję boczną. Niejednokrotnie traciłem, nawet niewielkie leszcze, z tego właśnie powodu. Szczególnie, gdy wybierałem nowe stanowisko w nocy i dopiero o świcie poznawałem przyczynę nocnych niepowodzeń.
Na wielkiej rzece nie czepiam się kurczowo główek; chyba, że z góry zakładam: -Tym razem będę wędkował tylko „na spławik”.
Najczęściej, jednak, lokuję się na brzegu, między dwoma ostrogami; choć układ dna na moim odcinku badam najczęściej z główki (tak łatwiej i skuteczniej), wędkowanie czynię już z brzegu.
1. Ocena nowego stanowiska
* badanie dna
jego kształtu /rynny, zbocza, głęboczki, itp./
czystości /występowanie zaczepów, ich rodzaj, lokalizacja, ilość, budowa, itp./
składu /piach, kamienie, muł, butwiejące liście, itp./
kolor podłoża
* siły uciągu
rodzaje i moc wirów
układ warkocza
rodzaje prądu
itd.
* wybór metody
* lokalizacja miejscówki dostosowana do wybranej metody
* wstępne nęcenie /skromne, zaczepne/. Jeśli mam wątpliwości (czy zostanę na tym stanowisku), tylko trochę zasmużam.
2. decyzja – zostaję….
….. i dopiero wtedy…..
3. zasadnicze nęcenie
Stanowisko…
Na rzece średniej wielkości….film od 0:00 do 11:53
Na zalewach…film od 11:54 do 33:35
Na dużej rzece….film od 33:36
LOKOWANIE PRZYNĘTY
Czy to wielka rzeka, czy spory jej dopływ, w obu leszcz ma tę samą zasadę.
Dość regularnie przemieszcza się wzdłuż ich koryta. Utrzymać go w jednym miejscu graniczy z niemożliwym. Najczęściej ma określone, stałe, ścieżki swoich wędrówek, związane z kształtem dna, zawirowaniami wody, jej głębokością, ale czasem lubi skręcić nieoczekiwanie pojawić się tam, gdzie go do tej pory, nigdy nie było.
Leszcz to łakomczuch. Jego smakołyki to wodne bezkręgowce, larwy owadów i wszelkie ochotkowate. Wiedząc o tym, łatwiej nam będzie go odszukać. Wędkując na prostym, o stałej głębokości i słabym prądzie (ważne), odcinku średniej rzeki, dużego leszcza nie szukam przy brzegu, lecz w strefie środkowej koryta, gdzie nurt jest nieco silniejszy (lecz nie bardzo silny), a tym samym woda bogatsza w tlen i naturalny pokarm, o cienkiej warstwie namułu.
Nasz wędrowiec nie bez kozery śmiga środkiem koryta.
Zasada ta sprawdza się zarówno w dzień, jak i w nocy, choć przyznaję, że takie działanie wymaga od nas „przełamania” psychiki, przyzwyczajonej do lokowania przynęty w mikro dołkach, czy też bliżej wyrwy w brzegu lub tuż obok roślinności wodnej (choć czasem też tam się – na chwilę - zapędza).
Równie dobrym miejscem, prawie pewniakiem, są strefy głęboczków, za kamiennymi, podwodnymi, naturalnymi lub zbudowanymi młodą, chłopięcą ręką spiętrzeniami. Zielone narośla na zatopionych kamieniach to znakomite siedlisko wspomnianych wyżej żyjątek, które systematycznie wypłukuje żwawy, w tym miejscu, przelewowy nurt rzeki. Dlatego też nasze „żarłoki” lubią się tu
czasem zatrzymać, na chwilkę, „dłużej, ponad normę”. Ta głębsza strefa jest zwykle oddalona od „sterty kamieni” o kilka, a nawet kilkanaście metrów.
Leszcze, z uporem maniaka, omijają te części dna, które pokrywa gęsta warstwa butwiejących liści. Nie znoszą wytwarzających się gazów, będących efektem zachodzącego procesu gnilnego. Szukajmy ich tam, gdzie dno jest „odkryte” lub prawie „odkryte”; w miarę czyste.
Na wypłyceniach (czasowych rozlewiskach!) dużych zbiorników wodnych szukam ich kilkadziesiąt metrów od brzegu; w pasie głębszej wody. Na stałej, głębokiej strefie zalewu, szukam dużych osobników na zarysowanych, opadających stokach, a także (jeśli są takowe) w pozostałościach dawnego, często rozmytego, koryta rzeki „pokrytego” lustrem wody. Prąd bywa w tym miejscu odrobinę silniejszy, choć dla nas i naszego sprzętu zupełnie niewyczuwalny, ale naszej „dmuchającej” w dno rybce trochę pomaga,
a i systematycznie tu, właśnie, donosi drobne, nowe „elementy” pokarmu.
Na wodzie typowo „stojącej” (z niewyczuwalnym ruchem) mój promień „rozrzutu” (przy dłuższym wędkowaniu) sięga kilku metrów (r = 2 – 3m); „lekko” zmieniam, tym samym, lokalizację przynęty – też pomaga.
By złowić dużego leszcza trzeba… uzbroić się w cierpliwość.
Autor tekstu: KRZYSZTOF STANISZEWSKI
Zander51 | |
---|---|
Sposób przekazu to druga połowa XXI wieku. Niesamowite kompendium wiedzy. Nie było tutaj jeszcze takiego materiału. Wielkie gratulacje Krzychu ! (2014-04-26 20:57) | |
pawel75 | |
Po prostu rewelacja ! Nic dodać nic ująć. Pozdrawiam i duże ***** zostawiam ! (2014-04-27 12:34) | |
okoniowy_bartus | |
idealny. (2014-04-27 13:28) | |
marciin 2424 | |
Krzysztofie to było niesamowite . Dużo bym dał żeby tak umieć przelać myśli na papier. Gratuluję wiedzy i pozdrawiam *****:) (2014-04-27 13:45) | |
owczarki | |
szkoda że film tego nie pokauje,ogólnie artykuł ciekawy (2014-04-27 13:57) | |
mis2900 | |
Wspaniały opis. Postaram się z niego wyciągnąć jak najwięcej. Mam tylko małe pytanko . " 1. Niejednokrotnie przekonałem się o tym, że leszcz nie lubi grubej żyłki; " Czyli jakiej grubości żyłeczki do feederka ? Bo nigdzie nie zauważyłem informacji. Chodzi mi o wodę stojącą. Pozdrawiam i zostawiam ***** (2014-04-27 14:23) | |
u?ytkownik65213 | |
Fachowy przekaz. Ogromna skarbnica wiedzy dla młodych i niedoświadczonych kolegów. Gratulacje Krzysztofie !!! ***** (2014-04-27 17:28) | |
sowand | |
Super, ogromna wiedza. Pozdrawiam. (2014-04-27 19:48) | |
FELIPE | |
Za artykuł *****, dużo własnych doświadczeń przekazanych w jasny sposób, to cenię. . (2014-04-27 21:03) | |
umicha | |
Czytać i zapamiętać*****+* (2014-04-27 21:36) | |
umicha | |
Czytać i zapamiętać*****+* (2014-04-27 21:39) | |
camelot | |
Ale dałeś czadu ! Krzysiek, gdy Ciebie tu czytam, wydaje mi się jakbyś całe życie nic innego nie robił tylko te leszcze łowił ! Muszę się do Ciebie zapisać w kolejce na leszczowe szkolenie o ile znajdziesz jeszcze jakieś wolne miejsce dla mnie ? (2014-04-28 01:32) | |
Tomekoo | |
Świetny wpis ;-) Pozdro! (2014-04-28 11:33) | |
gregorgda | |
Pozostawiam ***** nic dodac swietny materiał Pozdrawiam (2014-04-28 21:40) | |
roberto | |
Bardzo fajny wpis.5. (2014-04-28 22:44) | |
tropheus | |
Wyjątkowo profesjonalny wpis, Dziękuję. (2014-04-29 08:14) | |
Bernard51 | |
Dla początkujących wędkarzy/ Nie będę powtarzał za Zander-em duża wiedza i praktyka. Jak zaznaczyłeś dla początkujących i młodych może posłużyć świetnie w nauce Leszcz też ryba! Oczywiście jedna ze smaczniejszych ryb słodkowodnych, powyżej 50 cm. Swietny przewodnik dla mniej doświadczonych w połowie tej rybki, brawo! (2014-04-29 09:10) | |
tadeusz222 | |
witam łowie ryby i pośiadam karte wędkarską od 1974 roku.łowię z różnymi efektami i dalej jest to moją pasją i chyba zostanie do końca .Chciałem podziękować za takie opracowanie tematu ,zarazilem wędkarstwem chyba kilkadziesiat osób i uważam że to co zobaczyłem powinno byc elementarzem wędkarstwa w pozytywnym tego słowa znaczeniu DZIĘKUJE tadeusz z Rybnika. (2014-05-02 20:58) | |
feroza | |
Dzięki, Koledzy za pozytywne komentarze. Oryginalny tytuł wpisu to: "Przyczynek do spotkania z leszczem". Koledze Mis2900 odpowiedziałem na privie. Maćku! Zgoda, pod jednym warunkiem, w zamian przyspieszony kurs "z współpracy z duuuużym szczupłym". A, co! Tak łatwo nie będzie! Serdecznie pozdrawiam! Udanych wędkarskich wypraw! (2014-05-04 17:49) | |
marek-debicki | |
Piękny materiał. Gratuluję, pozdrawiam i *****pozostawiam. (2014-05-04 22:32) | |
lukaszk52 | |
świetny materiał!! Bardzo się przyda:) (2014-05-06 19:18) | |
Zibi60 | |
Do tej pory nie oceniałem, bo ... mnie zatkało. Jedyne hasło jakie mi się nasuwa to: "Wydrukować i czytać codziennie". Takich wpisów oczekuje na tym portalu i dla nich tu jestem. Niestety, ale wydaje mi się, że tematykę zżera komercja i ... 5* (2014-05-13 16:36) | |
SLAW77 | |
Pomocny materiał Pozdrawiam !!! (2014-07-14 21:46) | |
Czarek7 | |
Bardzo ładny artykuł - dziękuję :-) Wszystkiego dobrego! (2015-04-30 08:02) | |
tmk | |
super, 5 (2015-05-02 16:53) | |
tmk | |
super, 5 (2015-05-02 17:13) | |
operatywny | |
Bardzo fajnie napisane nie plagiat a z własnego doświadczenia a to doceniam pozdrawiam. (2016-02-23 15:23) | |
SlawekNikt | |
Konkretny prawie poradnik na jednej stronie, niech pan poprawi film koniecznie, ponieważ i literki nie za duże i dla niektórych (pokazałem innym "trochę" starszym od siebie, a jak) za szybko "uciekają" i wzór, konspekt niemalże. Pozdrawiam. (2016-02-23 20:10) | |
stefan51 | |
Na pewno skorzystam z tej pouczajacej lekcji,super opis z wlasnego doswiadczenia.Mysle ze pujda na haczyk duze okazy.. (2016-02-24 19:39) | |
Askan | |
Warto było przeczytać.Ja jeszcze jestem konwencjonalny i używam koreczków z kartofla zasypanych mąką kartoflaną, stosuję pocięte duże czerwone do zanęty oraz podstawa to Jokers wiązany na haku nitką z pończochy + kilka pinek lub duże białe.Kukurydza z początkiem nęcenia w większych ilościach a póżniej żeby się nie nażarły mniej no i dodaję drobnego peletu o zapachu ochotki lub czerwonych.Zaznaczam że już mało wędkuję na rzece a najwięcej na wodzie stojącej z łodzi.Leszcz żeruje różnie ale czasami duży nawet w południe a wcześniej mniejsze.Odwiedza prawie te same rejony co karp ale nigdy nie było takiej sytuacji aby żerowały jednocześnie lub zaraz po sobie chociaż pobierają pokarm w podobny sposób.Pozdro (2016-02-25 08:22) | |
rush111 | |
Artykuł pozwalający w konkretny sposób zorganizować sobie to nasze wędkarskie szczęście ;) Pozdrawiam i polecam wszystkim wędkarzom . (2017-06-25 09:20) | |
Rutra65 | |
Super ***** pozdrawiam (2017-06-30 21:46) | |
ryukon1975 | |
W starych dobrych czasach gdy jeszcze łowiłem na spławik dało sie lowić i leszcze. Niestety czy stety na dzień dzisiejszy ograniczyłem się do dwóch metod i więcej nie szukam pomimo że planowałem coś tam na ten sezon. czasu na wszystko nie wystarczy. Dwa tygodnie temu sprzedałem ostatnią ciężką gruntówkę którą kiedyś łowiłem szczupaki na żywca a później sumy. Na dzień dzisiejszy tylko spinning i feeder. (2017-07-04 07:28) | |