Robinson DynaCore Match z odległościówką na karasie
Jakub W (Jakub Woś)
2014-06-14
Nastał długo wyczekiwany urlop. Pierwszy wieczór poświęcony na przygotowanie łowiska na starorzeczu. Sznurek, żelastwo, nóż. Czyścimy. Z dna wyciągnąłem sporo roślinności. Na brzegu usunąłem przewróconą przez bobry olchę. Zeszło mi 3 godziny ale łowisko karasiowo linowe gotowe. Teraz czas na przygotowanie drugiego, awaryjnego. Następnego dnia tak jak w kolejnych co rano nęcenie. Każdego ranka w drodze na łowisko spotykałem tego samego wędkarza, pytałem jak połowy. Codziennie „przyznawał się do kilu kropatych płotek”. W końcu nastała sobota i dzień łowienia. Pędzę na łowisko jak co rano tylko tym razem bez zanęty a z wędkami. Zbliżam się do łowiska i słyszę jakieś niecenzuralne słowa. Identyczne słowa szepnąłem pod nosem widząc wędkarza, którego spotykałem co rano, siedzącego dziś na miejscówce. Miejscówce, którą sam przygotowałem. Krew się we mnie wzburzyła. Widział codziennie jak nęcę i wlazł mi w łowisko. No ale cóż, kultury nie ma ale prawo to prawo... był pierwszy. Poszedłem na miejscówkę awaryjną. Widziałem jak wyciąga trzy karasie „moje karasie” Po dwóch godzinach dostał telefon i usłyszałem, że się zwija. Przed odejściem wsypał w „moje łowisko” wiadro pełne paszy dla kurcząt. To mnie dobiło. Zepsuł kilka dni nęcenia. Jutro nie będą mu brały to wejdzie na miejscówkę awaryjną. Cały dzień miałem na przemyślenie strategii jak nęcić żeby nie wlazł mi znów w łowisko. Przypomniał mi się widok jak biedaczysko nie mógł swoimi bacikami zarzucić dalej niż 5 m. Nagle mnie olśniło. Odległościówka. Zrobię miejscówkę która 5 m od brzegu wygląda całkowicie beznadziejnie a będę łowił na odległości która pozostaje poza zasięgiem jego sprzętu.
Jak zaplanowałem tak zrobiłem. Oczyściłem łowisko na 15-20 metrze od brzegu. Tym razem nęciłem po zmroku żeby nikt nie widział. Kilogram zanęty Robinson Tench&Carassio do tego puszka kukurydzy, garść siekanych robaków i trochę pęczaku. Trzy dni z rzędu nęciłem taką mieszanką. Czwartego dnia przygotowałem sprzęt. Feederek i Matchówkę Robinson DynaCore. Do matchówki przymocowałem kołowrotek Gravitex FD na który nawinąłem żyłkę Supercup. Przelotowo spławik Tim Skrzetuski, kilka śrucin a na koniec hak Titanium Umi Tango 230N rozmiar 6.
Piąty dzień – dzień połowów. Rano rozłożyłem spławikówkę. Na hak poszło ziarno kukurydzy i rosówka. Grunt na oko oceniłem na 1,5m. Tak też ustawiłem i posłałem zestaw do wody. Zacząłem rozkładać feederka. Zerkam na spławik a ten leży sobie na powierzchni. Hmmm... dziwne ale na wszelki wypadek zaciąłem. Od razu poczułem opór. Po chwili karaś ok 0,7kg ląduje w siatce. Ponownie zarzuciłem zestaw i zabrałem się za feeder. Nie skończyłem montować zestawu a spławik płynie w kierunku liści grążela. Zaciąłem i kolejny karać tym razem ok 0,6 kg ląduje w siatce. Pięknie się zaczyna, pomyślałem. Zarzuciłem zestaw w to samo miejsce i po raz kolejny biorę do ręki feeder. Zerkam na spławik a ten znów leży. Zacięcie, krótki hol i karasek ok 0,8 kg już w siatce. Stwierdziłem, że z feederem w takim wypadku dam sobie spokój. Po trzech wyholowanych karasiach nastała chwila ciszy i spokoju. Chwila potrwała ok godzinę. Po tym czasie spławik znów z wolna wyłożył się na tafli. Zaciąłem. Po krótkim holu ryba niestety spięła się w liściach grążela. W podobnym tonie mijał mi dzień. Złowiłem 7 karasi w przedziale 0,6 – 0,85kg. Kilka sztuk niestety spięło się w liściach. Podbierak to coś czego najbardziej brakowało mi tego dnia. Niech tylko wytrą się liny... w sierpniu zacznę zabawę na nowo w tym łowisku.