Dziwna noc - zdjęcia, foto - 5 zdjęć
Wyposzczeni (przerwa świąteczna) oraz zachęceni ostatnimi sukcesami ponownie wybraliśmy się na nocne łowienie. Było trochę obaw o stan wody na Wiśle, która w ciągu tych dwóch tygodni znacznie przybrała, ale na szczęście nie było tragedii. Po raz pierwszy w tym roku nie byliśmy pierwsi/jedyni nad wodą, nad która zameldowaliśmy się w sobotnie popołudnie zaraz po 16. Ucieszyło nas że nasz szczęśliwy ,,cypelek’’ jest wolny. Na dzień dobry w wodzie ląduje trochę zanęty – pęczak, płatki owsiane, bułka tarta oraz przyprawa do pierników. Po chwili jesteśmy gotowi na wielkie łapanie, w planach poprawa wyników z ostatniej nocki. Zestawy wylądowały w wodzie a my mogliśmy odsapnąć chwilkę. W tym roku chcąc trochę urozmaicić nasze wędkowanie, wprowadziliśmy wewnętrzna rywalizację o miano króla sezonu, z nagrodami oczywiście. Jak wygra sąsiad albo moja skromna osoba, nagrodą będzie skrzynka piwa, jak wygra młody, nagrodą będzie roczny karnet do biblioteki pedagogicznej (w końcu za rok matura) . Na potrzeby rywalizacji sporządziliśmy tabelę punktową, gdzie punktowane są:
• każda sztuka – punkty zależne od gatunku ryby
• dodatkowo za wymiar, np. powyżej 20cm, 30cm, itd..
• powyżej wymiaru ochronnego (jeżeli jest takowy)
• bonus za rekordowe (nasze) okazy – nie bierzemy pod uwagę wagi trofeum
Tabela powstała w oparciu o nasze doświadczenia z lat ubiegłych, występowanie gatunków na naszych łowiskach oraz stopień trudności w możliwości ich złowienia – preferujemy głównie połowy gruntowe. Dodatkowo wprowadziliśmy kilka regulacji w rodzaju: jako pierwszy miejscówkę wybiera ten kto miał najgorsze wyniki na poprzednim wypadzie oraz taki, że punkty liczymy tylko w przypadku gdy łapiemy przynajmniej we dwóch. Czasem bywa tak że nie ma kompletu, zwłaszcza jak młodemu włączy się kawalerka w weekendy. Trochę urozmaicenia jeszcze nikomu nie zaszkodziło a w naszym przypadku jest dość zabawnie. Pisałem już kiedyś o królu Przemysławie, ale były to jedynie przymiarki. Na razie tyle o naszej rywalizacji, czas na powrót na łowisko.
Biorąc pod uwagę że w nocy może być trochę chłodno, bierzemy się za znoszenie paliwa do ogniska , a że wszystko po ostatnim tygodniu solidnie wyschło to i towaru trzeba zgromadzić odpowiednio więcej. W najbliższej okolicy drewno już w dużej mierze wyzbierane musimy więc zwiększyć zakres poszukiwań z kilkunastu do kilkudziesięciu metrów. Sprawna akcja i gdzieś po około 30 minutach całkiem pokaźna kupka gałęzi przygotowana, trzeba trochę odetchnąć. Jeszcze dobrze się nie rozsiadłem a tu na moim wędzisku całkiem słuszne puknięcie. Podszedłem wpatrzony w szczytówkę ale niestety powtórki nie było. Takich akcji było tym razem sporo tyle że pewnie były to ataki na koszyczki lub natarcia ryb/zaczepów o żyłkę ponieważ przy każdym ściągnięciu robaki były nietknięte. Powoli zaczął zapadać mrok. Uzbroiliśmy sprzęt w świetliki i rozpaliliśmy ognisko, czas na kolację. Jak na razie jedyne pozytywy wyprawy to ładna pogoda i kiełbaski z ogniska. Na wędkach cisza. Mijają godziny, sąsiad leży wyciągnięty na swoim leżaku nogami w stronę ogniska, nagle…. zrywa się na równe nogi – panowie ale mam branie, auć ale gorąco – i zaczyna podskakiwać na jednej nodze jednocześnie zdejmując but z drugiej. Okazało się że podeszwa buta tak mu się nagrzała że jak stanął to aż parzyło, przez chwile było naprawdę wesoło, branie oczywiście ustało. Siedzimy dalej drąc łacha z sąsiada. Po dłuższej chwili od strony wody usłyszeliśmy, ni to plusk ni głuche uderzenie o wodę. Rozmawiając doszliśmy do wniosku że brzmiało to jak by ktoś dużą kłodę drewna wrzucił do wody, pewni byliśmy tylko jednego, nie było to maleństwo. Po kilku minutach powtórka. Zerwaliśmy się świecąc latarkami na wodę, niestety nic nie dostrzegliśmy. Odgłosy te dochodziły od strony oddalonej wyspy, tak na wprost około 30/40m. Po jakichś trzydziestu minutach odgłos dało się słyszeć przy krzakach w zatoczce po naszej lewej stronie. Doszliśmy do wniosku ze musi to być pokaźnych rozmiarów sum i że lepiej niech omija nasze wędki z daleka bo jak szarpnie to zostajemy bez patyków. Na szczęście ominęła nas ta atrakcja. Jeszcze tylko raz zadudniło dokładnie na wprost nas, oczami wyobraźni widzieliśmy jak wykłada się to maleństwo.
Posiedzieliśmy jeszcze jakiś czas w komplecie, aż wreszcie młody zrejterował i tradycyjnie już poszedł spać. Z braku innego zajęcia zaczęliśmy liczyć gwiazdy, a niebo byłoby wręcz przepiękne, gdyby nie jeden szczegół. Nigdzie nie stwierdziliśmy łysego. Brak księżyca w znacznym stopniu obniżał wrażenia artystyczne widoku nieboskłonu. Cóż było począć, trafiliśmy widać na fazę nowiu i niekompletne niebo. Gwiazdy również się nie popisały, gdzieś około pierwszej niebo się zachmurzyło. Zrobiło się ciemno jak w rzyci u murzyna. Zalegaliśmy z sąsiadem leniwie na fotelach, dookoła cisza jak makiem zasiał. Niespodziewanie ciszę przerwał niepokojący odgłos przelewającej się wody. Podniosłem się zdezorientowany, kątem oka widzę że i sąsiad zbystrzał. – słyszysz to- zapytałem – tak odparł. – kurde, jakieś tsunami idzie czy co – powiedziałem i ruszyłem z latarką nad wodę. Wspólnie oświetlaliśmy wodę ale nic nie było widać. Szukaliśmy jakiegoś porównania dla tego co słyszeliśmy i jedyne co przychodziło nam do głowy to odgłos przepływanki na przerwanej główce, tyle że w wersji big i hard. Znaleźliśmy na brzegu dwa znaczniki nad tafla wody i co chwila sprawdzaliśmy czy woda się nie podnosi. Czy panował lekki strach, nie wiem. Wiem jedno, po naszej ubiegłorocznej przygodzie kiedy to ledwie zdążyliśmy ewakuować się z zalewanej główki, tym razem nasze zmysły były wyostrzone do bólu. Wierzcie mi, było naprawdę nieprzyjemnie, w dodatku te egipskie ciemności. Pocieszaliśmy się wzajemnie że woda nie podnosi się nawet na milimetr, ale tak zupełnie mimochodem sprawdziłem że co prawda dokładnie za samochodem ustawiliśmy parasol ale jest możliwość ominięcia go i szybkiego wyjazdu. Ustaliliśmy nawet że w razie draki, ja szybko wyjeżdżam samochodem a sąsiad tnie żyłki i przynajmniej wędki ratuje. Na szczęście woda jednak się nie podnosiła a niepokojące odgłosy po około godzinie ustały równie nagle jak się pojawiły, było już po trzeciej. Niby już spokojni ale co jakiś czas któryś z nas wstawał i sprawdzał znaczniki. Odgłosy ponownie usłyszeliśmy około godziny czwartej. Nie reagowaliśmy już jednak zbyt nerwowo, ponadto pomimo dużego zachmurzenia i niewidocznych gwiazdach teraz dla odmiany nad horyzontem pojawił się fragment księżyca. Naprawdę DZIWNA NOC. – no teraz zaczną się brania – rzuciłem. Jak na zawołanie na wędce sąsiada odezwały się dzwonki. Sąsiad się nie ceregielił, zacięcie i po chwili na brzegu zameldował się kolega krąp. Może niezbyt pokaźny, ale ryba jest ryba. Chyba jednak trochę zmęczeni wcześniejszymi atrakcjami zawyrokowaliśmy że ma ponad 20 cm i nie będziemy go nawet mierzyć. Kolejnych brań jednak nie było, była natomiast dyskusja czego świadkami byliśmy. Nie znaleźliśmy jednak rozwiązania dźwiękowej zagadki. Na szczęście noc miała się ku końcowi a na widnokręgu rozpoczął się spektakl pod tytułem wschód słońca. Nareszcie, mieliśmy już dość tej dziwnej nocy okraszonej efektami dźwiękowymi. Wstał dzień, wstał również młody. No tak zaraz pewnie smark tradycyjnie coś wyciągnie, ale nie. Tym razem to nie młody ale sąsiad miał branie. Podczas holu pytam czy siedzi coś ale powiedział ze chyba nie. Zabrałem się więc za ściąganie swojego zestawu. – dawać podbierak – zawołał sąsiad – Domino podbierz mu – zawołałem. Niestety małolat właśnie buty zmieniał. Odstawiłem więc wędkę, wziąłem podbierak i usłyszałem – a niech was diabli wezmą pomocnicy od siedmiu boleści – warczał sąsiad – zobaczyłem tylko jak rybka pięknie się wywinęła i zniknęła w toni. Jak zapewne się domyślacie następne godziny upłynęły na złorzeczeniu sąsiada i wysłuchiwaniu jak to on nas załatwi. Na tym mogę już zakończyć opis wyprawy, na naszych wędkach nie działo się już nic. Czas wracać……….
Pozdrawiam
Połamania
Autor tekstu: Krzysztof Jankowski
Pawelski13 | |
---|---|
Jak zwykle fajny opis wędkarskiej przygody! kurcze, stawiałem na Młodego:) (2015-04-16 15:32) | |
rysiek38 | |
Nocki maja to cos w sobie ,kazdy ruch,hałas wzmaga wyobraznie a kazde branie czy choćby jego zapowiedz działa ze wzmozoną siłą na psychę - w kocu to w nocy grasują potwory :-) Pozdro ! (2015-04-16 17:00) | |
Spear | |
Jak złowisz coś większego to lepiej, żeby to młody trzymał podbierak ;) Sąsiadowi lepiej dać piwo do ręki zamiast podbieraka. (2015-04-16 17:41) | |
LeoAmator | |
Aleś się rozpisał ,fajna nocka za wami ,mi jeszcze troszkę czasu na nockę brakuje ale się szykuję,szykuję a może już niedługo przyjdzie ten czas. (2015-04-16 23:09) | |
Skowron20 | |
chyba poznaje miejsce? to odcinek w okolicach miejscowość Drwały ?:] (2015-04-17 07:42) | |
krisbeer | |
Niestety nie. To tzw. ,,kwadraty'' Antoniówka na wysokości Maciejowic (2015-04-17 08:02) | |
barrakuda81 | |
W tym roku też więcej uwagi poświęcę nockom bo za dnia rybka płochliwa...*****.Pozdrawiam. (2015-04-17 11:17) | |
u?ytkownik167078 | |
A po takim wpisie to i ja na 99 % to sie chyba zdecyduję na nocne wędkowanie tylko u mnie to jest możliwe w nocy z piątku na sobote i z soboty na niedzielę po wcześniejszym wniesieniu opłaty na nocny połów. Jak gdzieś czytałem "nocki nad woda maja swój klimat". Z pewnośćią wrócą choc na chwile kawalerskie nocki spędzone nad wodą (2015-04-22 22:31) | |
wedkarzODLAT | |
Nocki to jedyny czas, w którym mogę łowić. Gratuluję dobrej zabawy. (2015-05-10 08:41) | |
wedkarzODLAT | |
napiszę coś więcej o bardzo podobnej przygodzie, lecz... zakonczyła się sukcesem. otóż jak zwykle przyjechałem nad jezioro ok 21.30 a ok. 22 sprzęt już czuwał na stanowisku. dwa zestawy gruntowe, jeden z nich zareagował leniwie ok 22.15 zaciąłem po minucie delikatnego wysnuwania zyłki. Podbierak w ruch a tu jak ogonem się nie odbije...SANDACZ 89cm, 6,5kg. odpłynął ale czuję, że jest na haku. Duży, ale delikatnie brał i delikatnie dal się holować...dziwny przypadek. To był dzień moich imienin, trzy lata temu w sierpniu. (2015-05-10 08:46) | |