Zaloguj się do konta

Fartowny dzień na zbiorniku retencyjnym

W Trójmieście przez dwa dni niemal non-stop padał deszcz i jakiekolwiek dalsze wyprawy na ryby mijały się z celem, a i te bliższe nie rokowały za dobrze. Byłem tą sytuacją coraz bardziej rozdrażniony, gdyż w ciągu tych dwóch dni po skończonej pracy szedłem pieszo z Sopotu do gdańskiej dzielnicy Żabianka, gdzie miałem coś do załatwienia i planowałem zabrać ze sobą spinning, ponieważ w okolicy znajdują się aż cztery zbiorniki retencyjne dzierżawione od miasta przez PZW Gdańsk: Orłowska, Chłopska, Subisława i Grunwaldzka. Te wyprawy kończyły się niestety fiaskiem, a jedynym pocieszeniem był powrót plażą do domu. Dzisiaj deszcz zaczął zacinać od samego rana, więc byłem mocno niepocieszony, ale zerknąłem w prognozę pogody (ostatnio nawet się sprawdza) i ucieszyłem się widząc, że po południu ma już nie padać. Tak też było. Wróciłem po pracy na godzinę do domu, by odpocząc i przebrać się i od razu spakowałem do pokrowca spinning. Jeszcze przez chwilę korciło mnie, by wybrać się na Martwą Wisłę i poszukać sandacza (w tym roku strasznie nie dopisuje), ale ze względu na niepewną pogodę zrezygnowałem i postanowiłem przejść się właśnie na gdańską Żabiankę, a konkretnie nad zbiornik retencyjny Subisława. Muszę dodać, że na tym zbiorniku nie miałem nigdy dobrych wyników. W zeszłym sezonie nie udało mi się na spinning trafić nawet okonia, nie wspominając już o szczupaku... Słyszałem od miejscowych wędkarzy niestworzone historie, ale po tym jak w 2016 roku pękła zapora i woda ze zbiornika rozlała się na całe osiedle, a ryby w większości zostały odłowione lub pozbierane i przeniesione do innych zbiorników, ciężko spodziewać się dobrych wyników. Postanowiłem jednak kolejny raz zaryzykować i pół godziny później byłem już nad wodą i szykowałem wędkę na ławce. Parę metrów dalej zauważyłem starszego wędkarza machającego kijem, więc postanowiłem do niego zagadać. Od razu zauważyłem, że ma też rzucony drugi zestaw na żywca, spławik nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Zapytałem co gryzie, a on odpowiedział że małe okonki (jakżeby inaczej). Powiedziałem że ja chcę porzucać pod szczupaka, a on zaczął mnie od razu zniechęcać mówiąc, że szczupaki są małe, że w ogóle nic nie bierze, że nie ma sensu itp. Ewidentnie gość nie przypadł mi do gustu. Wiecie, ja jestem taki, że zawsze nad wodą zagaduję innych wędkarzy i sam również pozwalam się zagadywać. Można się pochwalić, pomarudzić, wymienić doświadczeniami... Czasami wynikają z takiej sytuacji niespodziewane i sympatyczne znajomości. Ale czasem wręcz żałuję, że się odezwałem, kiedy okazuje się że trafiłem na zwykłego buraka czy krętacza. No i miałem rację: facet ściąga ten zestaw żywcowy, żeby go przerzucić w inne miejsce, a na haku płoć wielkości dłoni, więc na pistoleta raczej nie polował... Olewam to i wykonuję pierwszy rzut gumką Savant Gear Cannibal 6,8 cm Pike na główce jigowej 5g. Używam tak lekkiego obciążenia celowo: zbiornik jest płytki i bardzo zarośnięty, łatwo pożegnać się z ulubioną przynętą. Kij trzymam pod dużym kątem i dosyć energicznie ściągam przynętę z szybkimi przystankami. Ledwo trzy razy zakręciłem korbką, kiedy czuję opór. Podkręcam hamulec i chwilę później na powierzchni wody szaleje pierwszy szczupak, którego powoli i bezpiecznie holuję do brzegu. Podbieram go ręką, ponieważ z rozmysłem zrezygnowałem z targania ze sobą podbieraka. Cykam fotkę na pamiątkę i mierzę go szybko: 35 cm. Pokazuję go z daleka dziadkowi, z którym wcześniej rozmawiałem i widzę, że mu przysłowiowy gul skoczył. Jeszcze tylko szybki buziak i szczupak cały i zdrowy odpływa. Myślę o papierosie, ale też o tym że do zachodu słońca już blisko, więc nie mam za wiele czasu. Rzucam drugi i trzeci raz, uważając na spory konar zalegający w wodzie. Siedzi kolejny, zdrowy i waleczny. Po chwili trzymam go w dłoni i robię zdjęcie, a potem mierzę: ten ma równo 30 cm, ale cieszy jakby był trzy razy większy. Znowu pokazuję dziadkowi, który nie kryje zdziwienia, bo w końcu minęło raptem 5 minut od mojego pierwszego rzutu, a potem ostrożnie wypuszczam. Przesuwam się parę metrów i rzucam kolejne razy. Kątem oka widzę po drugiej stronie zbiornika innego wędkarza wykonującego bardzo dalekie rzuty, ale niestety bez efektu. Ja w zasadzie nie zmieniam miejsca, jest na to za mało czasu. Dziadek zrezygnowany zwija wędki i żegna się ze mną, a ja wciąż rzucam przesuwając się to w prawo, to w lewo. Mija dwadzieścia minut i nic. Zaczynam myśleć, że wyczerpałem na dzisiaj limit szczęścia i wtedy następuje kolejne udane branie. Szczupak ma ledwie 25 cm i zaczynam dostrzegać wyrażną tendencję spadkową, jeśli chodzi o rozmiar. Wypuszczam go i rzucam dalej. Raz i drugi wyciągam zgniłe zielsko lub badyl, ale nagle niespodzianka: wyrażne szarpnięcie i bardzo duży opór! To nie może być zaczep. Kij wygina się aż trzeszczy i zaczynam bać się, czy wytrzyma tą sytuację, ale przecież już niejedno wytrzymał. Młynek pięknie terkocze: czysta poezja dla uszu wędkarza. Widzę że żyłka wyraźnie jeździ w wodzie, więc delikatnie podkręcam hamulec i pompuję ile wlezie. Ryba jest już blisko brzegu! Przez chwilę widzę wielkie żółtawe cielsko miotające się w niezbyt głębokiej wodzie i myślę tylko o tym, żeby je dzwignąć na powierzchnię, ale nagle opór zupełnie znika! No niezupełnie, coś tam wisi nadal... Ściągam żyłkę i widzę małego półżywego szczupaka. Ma dokładnie 25 cm i jest cały poharatany. Wyciągam mu z pyska hak, ale niestety zamyka go i przytrzaskuje ogonek gumy. Nie chcę mu grzebać w pysku szczypcami, delikatnie próbuję wyszarpnąć przynętę, ale nagle korpus z główką zostaje mi w palcach, a potem na trawę spada sam ogonek. Szlag! Musiał być już nadwerężony przez trzy poprzednie szczupaki. No trudno, odkupi się. Ostrożnie wkładam rannego szczupaka do wody i patrzę jak koślawo odpływa i zaszywa się w przybrzeżnej roślinności. Przy odrobinie szczęścia przeżyje. Za to ja nogi mam jak z waty, kolana mi drżą i cały czas w głowie kołacze mi myśl o szczupaku, którego prawie miałem. Ile mógł mieć? Jak nic 70, ale być może i 80 cm. W końcu nie widziałem go całego. Rozglądam się nieprzytomnie po okolicy. W moją stronę zmierzają dwaj starsi panowie i wydaje mi się, że patrzą na mnie wymownie, więc rozkładam ręce pokazując mniej więcej rozmiar ryby, którą właśnie straciłem. Kiedy podchodzą, opowiadam im całą akcję roztrzęsionym z emocjii głosem i na potwierdzenie, że nie zmyślam, pokazuję w telefonie zdjęcie pokancerowanego szczupaka. Kiwają głowami i mówią, że zostało tu wpuszczonych przez miejscowych wędkarzy sześć wielkich sztuk, choć jedna ostatnio została złowiona, a szczęśliwiec przyznał się do zabrania jej... Nie mam siły zapalić, odpoczywam chwilę i postanawiam jeszcze porzucać. Tym razem zakładam gumkę Savan Gear Cannibal 8 cm Pike, również na główce jigowej 5g. Nic się już jednak nie dzieje. Jest jeszcze pół godziny do zachodu słońca, ale w wodzie panuje absolutna cisza. Słychać jedynie świst kijka, gdy wędkarz po drugiej stronie zbiornika wykonuje desperackie rzuty, ale w końcu i on poddaje się i niespodziewanie znika za drzewami. Nie zauważyłem, żeby w ogóle coś trafił. Pakuję sprzęt na ławce i nie mogę uwierzyć, że to już koniec. W głowie odtwarzam cały czas ostatnią sytuację. Do domu biegnę jak na skrzydłach mimo zmęczenia. Fartowny dzień, nie ma co. Po drodze postanawiam wszystko opisać, potem jednak rezygnuję, ale wrzucając wpisy znad wody zauważam, że nie jestem w stanie oddać całej sytuacji w krótkiej notatce, stąd dłuższy tekst. Mam nadzieję, Koleżanki i Koledzy, że nie przynudzam i miło będzie Wam przeczytać tak długą i drobiazgową relację. Pozdrawiam serdecznie!

Opinie (11)

Smolik

Nie zanudzasz kolego - wręcz przeciwnie, piszesz bardzo ciekawie. Widać, że realistycznie opisujesz to, co działo się nad wodą. Nie ubarwiasz opowieści, jak to się czasem zdarza niektórym wędkarzom ;) Ode mnie piątka *****, innym widzę też się podoba. Szczupak ze zdjęcia - nieźle pokancerowany przez pobratymca - w koncu są kanibalami i takie rzeczy się zdarzają. Niezła adrenalinka, prawda? Pozdrawiam :) [2019-10-05 22:21]

arasshater

Wspaniała adrenalina i niesamowite przeżycie! Tekst pisałem jeszcze nieźle nabuzowany i cieszę się, że udało mi się oddać tamte emocje. W ogóle od tamtego czasu wciąż myślę o zębatej bestii, która czyha w zakamarkach zbiornika i być może, przy odrobinie szczęścia, uda mi się z nią jeszcze spotkać, a nawet wyrwać ją wodzie na te parę minut szczęścia. Boję się tylko, że ktoś mnie ubiegnie i taka piękna ryba skończy na patelni. Póki co poranki są deszczowe, a zachód słońca spędzam niestety w poracy... [2019-10-05 23:19]

patagonia

Emocje to jest to. [2019-10-07 23:05]

luxxxis

Powiem ci tak-wpis "z sercem". Co do łowienia -dramat ...Grubaśny,beznadziejny przypon z tandetną agrafką i maluśki kanibalik na końcu.Samo czytanie wody-pała.Popatrz na zdjęcie szczupaczka-duża głowa,chudy tułów,jasne barwy,popatrz na przynętę i zdarzenie z atakiem większej sztuki...Z tego co widzę--bajoro jest małe,kilka szczupaków wytłukło drobnicę,teraz czyhają na siebie-kolor kanibala i atak na miniaturkę. Załóż porządną 15cm gumę czy łamańca savaga,zmień drut na spinwalowski chociażby,taki na 9kg i 40cm,weż kija i pójdż tam jeszcze raz...Podsumujmy-trzy gluty i spad śledzia,to ten "fart" ? chryste...Jak się uspokoisz to się odezwij,słowo "fart" odkryjesz na nowo. [2019-10-10 08:35]

Basia Kier

@luxxxis: Emocje to nie tylko wielkie ryby, cieszy każda na wędce, a zwłaszcza - jak pisał autor - gdy inni wyszli na zero (taka cicha rywalizacja). Co do sprzętu, każdy łowi na taki jaki ma. Poradzić można, ale formę raczej zmień. [2019-10-10 10:22]

ryukon1975

Nie sposób się nie zgodzić z tym że mała lekka przynęta prowadzona na tej zielonej linie pozostaje poza kontrolą wędkarza (a nie daj jeszcze jak dojdzie do tego zbyt gruba plecionka). Jednak jako że tu pisanie o tym że coś jest źle jest niemile widziane dlatego że ktoś natychmiast czuje się urażony pozostaje stać z boku i klaskać. Jednak gdyby przynęta była większa i cięższa to może dałoby się to poprowadzić jak należy a tak wieszały się niewymiarki tuż pod powierzchnią wody. [2019-10-10 10:51]

arasshater

Dziękuję za konstruktywną krytykę, nie czuję się urażony, bo przecież nie o to tu chodzi. Każdy pisze czy mówi w określony sposób, a ktoś inny odbiera to tak czy inaczej... Napisałem ten artykuł, ponieważ sytuacja dotyczy małego i nieco zapyziałego zbiornika retencyjnego. Gdyby podobna sytuacja spotkała mnie na dużym jeziorze czy rzece, darowałbym sobie pisanie tak obszernej relacji (w maju br. spotkało mnie coś podobnego na nizinnej części Raduni: dwa szczupaki i spory okoń w niespełna 20 minut). Na tak przetrzebionym zbiorniku miejskim w środku dużej dzielnicy Gdańska można to jednak uznać za ewenement. Oczywiście wiele osób słysząc o wędkowaniu na zbiornikach retencyjnych, a także spotykanych w pobliży takich zbiorników, puka się w głowę lub w najlepszym razie patrzy z politowaniem na wędkarzy łowiących w nich. Co też tam można złowić? Można i to zaskakująco dużo: np. przedwczoraj znalazłem na brzegu całkiem dużego pstrąga potokowego ubitego przez jakiegoś zwierza. Druga sprawa jest taka, że dzień staje się coraz krótszy a ja kończąc pracę o godzinie 14 lub zaczynając o 14 nie mam za wiele czasu na dalsze wyprawy, więc decyduję się na wypady na wyżej wspomniane zbiorniki retencyjne. Jak mawia kolega wędkarz: "Nawet najgorszy dzień na rybach jest lepszy od najlepszego dnia w pracy". Jeśli chodzi o sprzęt, to jak wspomniała koleżanka wyżej: każdy używa takiego sprzętu, na jaki go stać, ewentualnie jakiego mu się podoba. Wielkość gumek zmieniłem, ale póki co bez efektu. To już było przedyskutowane na świeżym wpisie znad wody i jak najbardziej zgadzam się, że przynęta powinna być zdecydowanie większa. [2019-10-11 01:51]

Basia Kier

@arasshater: Nawet najgorszy dzień na rybach jest lepszy od najlepszego dnia w pracy - takie powinno być motto tego portalu :) Też nie czuję sie urażona wpisem luxiss'a, nie podobała mi się tylko forma w jakiej wyraził swoje zdanie. Jak napisałeś, zbiornik jest płytki i zarośnięty, zatem "oranie" dna nic na nim pewnie nie da. Na tego typu zbiorniki mogę poradzić dużą, ale lekką wahadłówkę (nie bierz tego jako dogmat, bardzo lubię łowić na wahadła - takie "skrzywienie"). Na przykład polspingowska Alga 3 z cienkiej blaszki waży 15 g (połowę tego, co standardowy model tego rozmiaru). Taką blystkę poprowadzisz nawet na półmetrowej wodzie nad roślinami. Co do rozmiaru łowionych ryb: "pistolety" zawsze wyprzedzą "mamuśkę" i rozmiar przynęty nie ma tu wielkiego znaczenia (chyba, że rzucasz woblerem o wielkości tego pistolecika...). Może po prostu mało jest w tym zbiorniku dużych szczupaków. Pisałeś, że ktoś wpuścił kilka sztuk i niewymiarki to pewnie owoc ich tarła. Jak nie pójdą w tym roku na patelnię, to w przyszłym sezonie pownieneś połowić większe. Ja także staram się wyrwać po pracy na godzinkę lub półtorej i dlatego często łowię w takich "żabiankach". Wymiarowa ryba w tego typu zapomnianej wodzie bardziej cieszy niż większy okaz z dużego zbiornika. [2019-10-11 06:41]

luxxxis

Ech ludziska... Nie spinać się bez potrzeby,jeżeli zechcę kogoś urazić to wierzcie mi na słowo--w żadną "formę" toto nie wejdzie. Krytyka jest potrzebna jak tlen do życia,gdyby nie ona to do dziś dnia ze strachem byśmy o zachodzie spieprzali do jaskiń. Wpis jak już wspominałem "czysty" ,z "sercem",wędkarstwo w nim zawarte-mierne. Biadolenie droga @Basiu o tym iż każdy łowi tym co ma i takie tam -darujmy sobie,ja za stary jestem i zęby zjadłem ganiając ryby,patrzę-widzę-oceniam-to właściwa kolejność,jesteśmy na portalu wędkarskim-oceniam wędkarstwo. "Pistolety,wyprzedzą mamuśkę"--bzdura,ryby to nie horda wygłodniałych kojotów co pędzi za pętem kiełbachy uwiązaqnej do zderzaka,gdy mamuska rozpoczyna żer to żaden pistolet nawet się nie wychyli,zapada cisza. [2019-10-11 08:53]

Sith

Bez komentarza ***** [2019-10-11 09:08]

ryukon1975

Słowo krytyka które jest tu nie do końca na miejscu i brzmi bardzo negatywnie proponuję zastąpić innym określeniem. Żeby było ładnie - wskazywanie błędów. :) [2019-10-11 09:42]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej