Godzina z kropkami
Przemysław Janiszewski (Psametych)
2011-02-14
Jednak o godzinie jedenastej dowiaduję się, że umówione wcześniej spotkanie zostanie przełożone, do dyspozycji mam 2 - 3 godziny, więc decyzja może być tylko jedna - wypad na pstrąga. Szybka wymiana zdań z moją lepszą połówką, od której usłyszałem kilka ciepłych słów, których nie wypada w tym miejscu przytoczyć :), ale które z pewnością zna większość tych z Nas, którzy posiadają jakże przecież uroczą żonę, a co dopiero małe dzieci. Biorę jednak co tam gotowego pod ręką ze sprzętu i ciepło się ubieram.
W tym miejscu pozwolę sobie na małą dygresję skierowaną przede wszystkim do młodych, zapalonych adeptów wędkarstwa. Nie lekceważcie ciepłego ubierania się na jesienne i zimowe wyprawy. Mówi wam to człowiek, który mając lat naście ubierał się na rybki szybko i byle jak, spał w jesienne i zimowe noce na gołej ziemi, przy ognisku - adrenalina grzała lepiej niż najcieplejsze ubranie i śpiwór - a obecnie regularnie cierpi na bóle pleców (tzw. korzonki :) ). Wiem, że łatwo się mówi - a raczej pisze, ale parafrazując znane polskie przysłowie- lepiej by wędkarz był mądr przed szkodą :). Tak więc obowiązkowo porządny polar, dwie pary spodni (ewentualnie spodnie a pod spód kalesony - tak, tak kalesony :) ),gruba kurtka, skarpetki neoprenowe do butów nieprzemakalnych bądź gumowcy, czapka, rękawiczki i co tam jeszcze ciepłego wpadnie nam w ręce, nawet jeśli mróz nie jest srogi. Dopiero tak ubrani ruszamy na zimowe rybki.
Tak też zrobiłem i ja. Szybka, kilkunastominutowa podróż samochodem i już jestem na łowisku.
Padło na dwie małe rzeczki - Krasną i Czarną Konecką - po pierwsze dlatego, że blisko a po drugie, bo mnie w tym roku jeszcze nie zawiodły, w odróżnieniu od kilku innych 'bankowych' miejscówek.
I tu niemiłe zaskoczenie, stan wody w rzeczkach po ostatniej - zeszłotygodniowej, kilkudniowej odwilży i nocnych opadach deszczu wciąż bardzo wysoki. Przeprowadzam szybki rekonesans i podejmuję decyzję, że będę łapał tylko na Czarnej. Krasna to naprawdę malutka, wąska rzeczka i przy takiej wodzie wędkowanie na niej mija się z celem. Czarna natomiast, pomimo, że niewiele większa obfituje w liczne doły, zastoiska i spowolnienia nurtu. Pełno w niej zwalonych przez wszechobecne tu bobry drzew spowalniających nurt i zmuszających go do zmiany kierunku. Zawsze można liczyć na spokojniejszą wodę pod którymś z brzegów. Szybko mijam kilkanaście pierwszych, 'bankowych' miejscówek, bo co z tego, że doły piękne, jak do wsi blisko i rybka całkowicie przekłusowana - jeśli nie na tzw. żyłki to przez robaczkarzy- a straży rybackiej tu jak żyję nie widziałem. Po drodze jest za to czas, by podziwiać wszechobecne tu piękno przyrody. Rzeka płynie miejscami czymś na kształt głębokiego wąwozu, pełno w niej drzew i pniaków. Wysokie urwiska i polany ze starymi dębami tylko uzupełniają ten obraz. O każdej porze roku jest tu po prostu pięknie.
Dochodzę do pierwszej obiecującej miejscówki, rozkładam sprzęt- jak już wspominałem brałem co było gotowego pod ręką i nie jest to nic idealnego na to łowisko. Wędka 2,70 5- 25 gram wyrzutu, żyłeczka cieniutka 0,12. Przydało by się krótsze wędzisko, najlepiej takie 2, 10 - 2,30 metra no i żyłka 0,16, ale z braku laku...
Na pierwszy ogień idzie biało - czarny jig na trzygramowej główce. Jigi to na początku tego sezonu przynęta niezawodna. Już pierwszy rzut przekonuje mnie o słuszności dokonanego wyboru. Biały kolor jest doskonale widoczny w mocno trąconej wodzie, przynęta płynnie pracuje nie dając się zbyt gwałtownie ściągnąć przez nurt wody. Będzie dobrze myślę, ale pierwsze minuty tego nie potwierdzają. Brak nawet wyjścia choćby najmniejszego pstrąga. Kilka kolejnych miejsc i nic. W końcu dochodzę do wspaniałej miejscówki. Pod przeciwległym brzegiem, pod nawisem z gałęzi młodych drzew woda niemal pozostaje w bezruchu. Jest ciemna od naniesionego mułu, co doskonale kontrastuje z żółtym kolorem piasku metr, dwa dalej. Jest tam płytko, ale miejscówka stopniowo, niezbyt gwałtownie, na szerokości metra - dwóch przechodzi w głęboki dół, z pojawiającym się wstecznym prądem, obok powalone drzewa. Tu musi stać pstrąg. Rzut i ... nic. Kolejny to samo- kompletny brak kontaktu z rybą. Jednak za trzecim razem czuję przytrzymanie, zacinam i jest. Hol nie trwa zbyt długo. Na brzegu radość wielka, jest wymiar, tak na oko jakieś 35 cm. Jak na początek -super.
Później złapałem jeszcze kilka niewymiarowych pstrążków i ....urwałem jiga. Jak się okazało to był ostatni. Zmiany na woblery, blaszki a nawet gumki nic nie dały. Szybka, męska decyzja - pora wracać.
Ogólnie wypad uważam za bardzo udany. Rybki były a i oczy pięknem przyrody człowiek nacieszył, spokoju chwil kilka zaznał.
Życzę wszystkim kolegom samych udanych wypraw i proszę o nie nazbyt surowe ocenianie tekstu, gdyż jest to mój debiut.
Wodom Cześć!