Groźny szczupak kanibal
Sylwester Rompa (swiezy)
2009-06-11
Woda lekko zmącona, pochmurno z przejaśnieniami godzina 14.00. Powinny brać. Z trudem przedzieram się przez chaszcze ,od ostatniego mojego pobytu sporo wszystko podrosło . Wreszcie udaje mi się przejść do rzeki a zasadzie małego starorzecza . Woda niezbyt głęboka wszędzie pełno drobnicy , małych jazi i kleni . Pierwszych kilka rzutów i jest pierwsze zainteresowanie .Szczupak niezbyt okazały nie trafia w przynętę . Kolejne rzuty i nagłe przytrzymanie. Niestety to zaczep i wszelkie próby uwolnienia przynęty kończą się jej stratą .Tu już nie połowie trzeba iść dalej .
Nowe miejsce kilka rzutów i jest zainteresowanie młodego szczupaczka. Ryba ponawia atak jeszcze kilka krotnie i zawsze z tego samego miejsca. W sumie atakuję tą samą przynętę z 6 razy i za każdym razem nieskutecznie. Widocznie trafiłem na dobra żerowanie lub wyjątkowo głodną i niezbyt bystrą rybkę. W końcu się płoszy i trzeba iść dalej. Po drugiej stronie słyszę jakiś plusk a po chwili widzę płynącego piżmaka . Zmiana przynęty ,zakładam woblerek w kształcie szczupaka z grzechotką w środku . Miejsce takie sobie ,płytki brzeg ,trochę głębiej na środku . W to miejsce posyłam przynętę przez okulary polaryzujące widzę jakiś cień i mocne kopnięcie w przedramieniu . Mój kijaszek Cormoran Power Grip pięknie amortyzuje odjazdy ryby . Szczupak bo już go widzę dzielnie walczy do końca . Ucieka raz w dół raz w górę rzeczki . Kieruje się w stronę krzaków ale udaje mi się to udaremnić . Wreszcie słabnie i próbuje go podebrać ręką ale wpadam jedną nogą w dziurę po bobrze . Z trudem utrzymuje równowagę ale udaję mi się podebrać skubańca . Przy próbie wyjęcia przynęty rzuca się wściekle i łowi mnie na drugą kotwice od woblera . Lewą ręką udaje mi się go uwolnić ale zostaje z przynętą i kotwicą w palcu .
Po odpięciu kółka łącznikowego zostaje z kotwiczką głęboko tkwiącą w palcu . Próba wyszarpnięcia oprócz sporego bólu kończy się fiaskiem . Próbuje jeszcze wędkować ale kotwiczka tkwiąca w kciuku trochę mnie zniechęca . Łowiłem raptem z pół godziny do obłowienia miałem kilka kilometrów a tu trzeba wracać . Przy samochodzie próbuje jeszcze znaleźć jakieś kombinerki ale lipa niema nic czym by można to dziadostwo wyjąć . Nie ma rady jadę do szpitala . W szpitalu zakłopotany chirurg drapie się po głowie jak to wyjąć . Sugeruję żeby uciąć jedno ramie i przewlec . Okazuje się że niema do tego narzędzi . Pozostaje albo ciąć albo po znieczuleniu wyrwać na siłę . Dostaje trzy kolki z znieczuleniem i jakoś udaje się wyszarpać kotwiczkę . A swoją drogą nieźle trzymała . Na koniec jeszcze jeden zastrzyk przeciw tężcowi i wolny do domu .
Bohater mojej wyprawy zostanie dzisiaj zjedzony {to już drugi w tym roku a złowiłem sporo }|Więcej zdjęć z tej świetnej rzeki tu http://swiezy.wedkuje.pl/blog/index.php?p=galeria&KategoriaID=1529&ID=6470