Historie Ace'a ( VI ) - Żywy kamień
użytkownik 132079
2012-12-09
Historie Ace"a VI
" Żywy kamień "
Po raz kolejny musimy cofnąć się w czasie o dekadę. W wakacje, wybraliśmy się w podróż do Niemczech. Moja siostra od jakiegoś czasu mieszkała tam z mężem. Mój szwagier, zapalony wędkarz z wieloma osiągnięciami, już w progu pokazywał mi nowy sprzęt. Drogie karpiówki, zdjęcia ogromnych karpi, dwa ponad metrowe za preparowane szczupaki na ścianie i kilka ponad metrowych sandaczy na swoim koncie, były dla mnie niczym sen. Grube plecionki, wielkie kołowrotki i przynęty wielkości ryb, które ja łowiłem w Polsce, budziły respekt.
Nie miałem wtedy jeszcze pojęcia o poważnym spiningowaniu. Podwójne sandaczowe podbicie, które było najczęstszym sposobem kuszenia ryb przez mojego szwagra, wydawało mi się dziwne i trudne do opanowania. Ruszyliśmy nad Ren. Chodząc po brzegu, słuchałem historii szwagra opowiadanych w Polsko-Angielsko-Niemiecko-Migowym języku. Szczupaki niestety nie chciały współpracować. Ruszyliśmy dalej. Niedaleko jakiegoś typu elektrowni ( dokładnie nie wiem ) stało kilku wędkarzy. Przy wypływie wody, podgrzewanej, wędkarze polowali na sandacze. Dwóch spiningistów i trzech łowiących na filety z gruntu. Wtedy to pierwszy raz w życiu widziałem sandacza na żywo. Jeden z nich łowiący najbliżej wypływu wody, co kilka minut wyciągał niewielkiego sandacza z wody. Odsunęliśmy się od nich i zaczęliśmy rzucać. Słońce już zaszło i już tylko ostatnie promienie docierały do nas. Łowiłem na dużego żółtego twistera. W pewnym momencie poczułem olbrzymi opór, jednak szybko okazało się, że to kolejny kamień. Po kilku minutach prób odhaczenia zaczepu, oddałem wędkę szwagrowi. Kilka szarpnięć i udało się uwolnić zestaw, w tym momencie coś uderzyło w gumę. Szwagier oddał mi wędkę i zaczął się hol. Ryba nie była wielka. Sztywny, długi spining uginał się tylko troszkę. Było już tak ciemno, że widziałem tylko kontury wyholowanej przeze mnie ryby.
- Leszcz? - zapytałem widząc szeroką, duża rybę. Już wtedy wiedziałem, że leszcze potrafią atakować w spiningowe przynęty. - Bream? - Szwagier pokiwał przecząco głową. Powiedział coś po niemiecku i podniósł rybę. Piękna rybka, około 50cio centymetrowa. Wypuścił ją i powiedział " Marta..." co znaczyło tylko tyle, że opowie mojej siostrze o tym, a ona już mi przetłumaczy.
Zadowolony z rybki, ruszyłem w stronę samochodu i wróciliśmy do siebie. Moja siostra akurat była na zakupach, więc szwagier wziął katalog wędkarski i zaczął przerzucać strony. W tym czasie ja zastanawiałem się co to mogło być...
Boleń? Nie... za szeroki.... Karp? Nie ma opcji...
Po chwili szwagier zawołał mnie i pokazał zdjęcie, znanego niemieckiego wędkarza, trzymającego w reku podobnej wielkości rybę... Wtedy do mnie dotarło... to była olbrzymia wzdręga. Jakże żałowałem, że było wtedy tak ciemno i nie zrobiliśmy zdjęć, ani nie miałem okazji przyjrzeć się jej dokładnie. Złowić taka w Polsce.... uh... marzenie.
Pisząc tą historie, przypomniało mi się jeszcze kilka z czasów kiedy w Niemczech byłem częstym bywalcem i ze szwagrem polowaliśmy na niemieckie potwory. Dlatego też kilka następnych historii będzie z tamtych czasów i rejonów. Następna z nich będzie znów o okoniach - "Zatopiony "Raj" "