I że Cię nie opuszczę...
Rafał Mleczak (mleczus3)
2012-05-29
… Dziś, po upływie kilku lat spędzonych razem, patrzę na nią tym samym wzrokiem, czuję do niej dokładnie to, co sprawiło, że kilka lat temu zadurzyłem się w niej po uszy. Mimo upływu czasu, Ona rozumie mnie tak, jak w dniu, w którym ją poznałem. To właśnie jej zawdzięczam najpiękniejsze emocje życia, z nią uczę się radości z sukcesu i gorzkiego smaku porażki. Nasza znajomość szybko przerodziła się w miłość, uczucie, które trzeba pielęgnować, gdyż nie wiadomo, czy kiedykolwiek miałbym szansę poznać lepszą partnerkę. Zwiedziłem z nią już cały kraj i wiem, że jej obecność przy moim boku nigdy mnie nie rozczaruje.
Wszystko zaczęło się gdy byłem początkującym spinningistą, szukającym swojej drogi, błądząc w wielkim świecie wędkarstwa, które z każdym dniem uczyło mnie czegoś nowego. Odkrywałem coraz to nowsze i bardziej skuteczne techniki łowienia, słuchałem rad starszych, później już sam wyznaczałem sobie cele i dokładnie analizowałem wszystkie warunki tylko po to, by stać się skutecznym spinningistą. Z czasem nabierałem wprawy, jednak, aby doskonalić swoje umiejętności, trzeba było czegoś więcej niż zaparcia i cierpliwości. Potrzebowałem sprzętu, który mnie nie zawiedzie i sprawi, że wgłębianie się w świat spinningu stanie się łatwiejsze i bardziej klarowne.
Jako nastolatek, ograniczony brakiem środków na zakup wymarzonego sprzętu udałem się wraz z rodzicami do pobliskiego sklepu wędkarskiego kupić kolejną paczkę przyponów.
I stało się…
Przeglądając pudła z przynętami spojrzałem kątem oka na nietypowy stojak na środku sklepu, wokół którego stali pełni podziwu spinningiści. Podszedłem do stojaka, spojrzałem i nawet nie dotknąłem kija, który wydawał się największym dziełem sztuki, a w mojej głowie już rodziły się marzenia ukazujące młodego chłopaka przemierzającego linię brzegową jeziora z przepięknym spinningiem w dłoni. Właściciel sklepu szybko przywołał mnie do porządku i wytłumaczył, że to najnowsza seria wędzisk Diaflex wyprodukowanych przez firmę Robinson. Powiedział też, że to kij luksusowy, skierowany do poważnych wędkarzy, przeznaczających na taki skarb znaczną część swojej wypłaty. Po dłuższej chwili namysłu podał mi wędzisko i wtedy właśnie po raz pierwszy poczułem to uczucie, które towarzyszy mi podczas każdej wyprawy nad wodę.
Tata uspokoił mnie i powiedział, że poszukamy czegoś innego, ale już było za późno. Mimo, że nie miałem zbyt dużo oszczędności, nie przejmowałem się. Żyłem marzeniami o wędce, która była idealnie dopasowana do mojej dłoni. Jej akcja i estetyka śniła mi się po nocach. Kończąc rok szkolny harowałem jak wół, by otrzymać stypendium, które co prawda nie wystarczy na zakup wędki, ale znacznie mnie do niej zbliży.
W dzień zakończenia roku szkolnego przyszedłem do domu, trzymając w dłoni świadectwo, na którym widniał biało-czerwony pasek. Rodzice gratulowali mi wytrwałości i konsekwencji w dążeniu do celu. Samo wyróżnienie nie było dla nich najważniejsze, na pierwszym miejscu stawiali fakt, że pokonując przeciwności potrafię się zmotywować
i z uśmiechem na ustach dążyć do osiągnięcia tego, o czym marzyłem. Mama przygotowała przepyszne desery, których smak pamiętam do chwili obecnej. Muszę przyznać, że smak zatopionych w bajecznym sorbecie truskawek i winogron przyciągnął moją uwagę do tego stopnia, że nawet nie zauważyłem nieobecności taty, który wszedł do pokoju z delikatnym uśmiechem na twarzy, trzymając w ręku elegancką czarną tubę. W tym momencie rodzice pogratulowali mi po raz kolejny, a ja delikatnie wyciągnąłem rękę po prezent, którego w ogóle się nie spodziewałem.
Z rozmarzonym wzrokiem rozpinałem zamek tuby i spojrzałem do środka. Nogi ugięły mi się na widok czerwonego pokrowca. Wysunąłem wędzisko i dokładnie przeczytałem opis widniejący na blanku: ,,ROBINSON DIAFLEX TROUT, długość 2,55 m, ciężar wyrzutu 5-15 gram”. Nigdy nie zapomnę uczucia, które zawładnęło moim ciałem. Radość? Euforia? Nie…, to było coś znacznie innego, coś, czego do tej pory chyba jeszcze nie przeżyłem. Patrząc na wędzisko, nie mogłem uwierzyć, że moje marzenie się spełniło. Tata coś do mnie mówił, o coś pytał, mama mnie przytuliła, a ja stałem w milczeniu nie mogąc wydobyć słowa, rzucając przed siebie otępiałe spojrzenie, którego uwagi nie mogło przykuć już nic. Zamknięty w swoich myślach powtarzałem tylko jedno zdanie - ,,jest mój, nie wierzę”. Gdy nieco ochłonąłem, podziękowałem rodzicom, choć tak naprawdę wydaje mi się, że moja reakcja na otrzymany prezent wyraziła już chyba wszystko.
Następnego dnia wybrałem się wraz z ojcem na ryby. Pierwsze szczupaki i okonie pozwoliły mi zapoznać się z Diaflex’em. Wtedy nie miałem już złudzeń, wiedziałem, że przed nami przyszłość pełna niesamowitych ryb i niezapomnianych holi. Łowiąc Robinsonem nie czuję w dłoni wędziska, lecz mam uczucie, że spinning jest przedłużeniem mojej dłoni.
Jak sama nazwa wskazuje, Robinson Diaflex Trout stworzony był z myślą o łowieniu pstrągów i niewątpliwie jest to bardzo dobre wędzisko do połowu kropków, jednak przemierzyłem z Diaflex’em już niejeden rozdział mojej wędkarskiej przygody, łowiłem nim w każdych warunkach atmosferycznych, w każdej porze roku. Przy jego pomocy zaciąłem już kilkaset szczupaków i okoni, łowiłem na niego sandacze, bolenie, jazie, klenie, leszcze, pstrągi, a nawet niewielkie sumy. Po kilku latach włóczęgi ze spinningiem w ręku znam już jego optymalne zastosowanie i śmiem twierdzić, że jest to najlepszy kij spinningowy do łowienia szczupaków i okoni w jeziorach na obrotówki nr 2 i 3. Po kilku wspólnie przełowionych sezonach wiem, że Robinson Diaflex Trout to idealny kij do łowienia na błystki obrotowe.
Dzieląc się refleksjami na temat przesiąkniętej niesamowitymi emocjami przygody z moją ulubioną wędką, chciałbym jeszcze raz serdecznie podziękować rodzicom, że dali mi nie tylko wymarzony prezent, ale także szansę na rozwijanie swoich wędkarskich możliwości. Dziękuję też całemu Team’owi Robinson za to, że stworzyliście cudo, o którym marzy niejeden spinningista.
Tekst zgłoszony do konkursu wedkuje.pl