Jak Kochanowski - opowieść prawdziwa
Madame Pompadour (Madame Pompadour)
2012-09-05
Opowiadanie to powstało na bazie relacji innych a także własnych obserwacji i traktuje o prawdziwym zdarzeniu. Zdarzeniu, które ujrzało światło dnia już kilka lat temu ale do dziś żyje we mnie przez echo i zatrważające skutki. W ciężkich chwilach życia wracam do tego zajścia aby poukładać na nowo jego sens i ustalić priorytety ziemskiej pielgrzymki…
Był to piękny lipcowy dzień kiedy z moim nauczycielem wędkarskiego rzemiosła ale także nauczycielem wszelkich dziedzin życia (tatą) wybrałam się nad Królową polskich rzek – Wisłę. Gorące popołudnie ciągnęło nad brzegi rzek i jezior całe rodziny szukające odpoczynku i relaksu. Idąc pieszo na moje ulubione miejsce gdzie stawiałam pierwsze kroki w wędkarstwie i kolejne w pasji jaką jest rysunek, podziwiałam uroki wakacyjnych dni. Szerokie piaszczyste plaże zalane promieniami słońca, soczyście zielone trawy, szum wody, koncerty ptactwa i krzyki bawiących się dzieci urozmaicały ten i tak świetnie zapowiadający się czas.
Minęliśmy plażę, gdyż tata lubi wędkować nieco na uboczu, w miejscu gdzie nie będą go niepokoić rozbawione dzieciaki czy inni wędkarze. Tato rozkładał swój sprzęt a ja jako, że nie miałam jeszcze wtedy zapału do trwania w ciszy spacerowałam brzegiem zrywając kwiaty na wianek. Nieopodal taty z dwojgiem małolatów, bo dzieci miały może po 5 może 7 lat, rozłożył się młody mężczyzna i metodą spinningową próbował złowić intensywnie żerujące bolenie. Usiadłam na trawie i plotłam z żółtych jak słońce mleczy wianek. Dzieciaki ganiały za motylami i bąkami uwijającymi się wśród kwiatów, beztrosko oddając się wygłupom.
Przyszedł mi pomysł aby udać się na dłuższy spacer wzdłuż rzeki, w celu obejrzenia kąpiącej się w promieniach letniego słońca okolicy. Doszłam do ciekawego miejsca z dala od ludzi gdzie swą koronę rozłożyło gigantyczne drzewo. Jego pień był tak potężny, że ja stojąc bezpośrednio przy nim czułam się jak najmniejsza drobinka piasku. Siadłam naprzeciwko, wyjęłam z torebeczki notes i ołówek i postanowiłam uwiecznić widok potężnego znaleziska.
Tym czasem na łowisku nieopodal łowiącego taty wydarzyło się coś o czym chciałam napisać. Co dokładnie działo się podczas mojej nieobecności wiem z opowieści taty. Otóż żerowanie boleni było tak intensywne, że co chwila dało się słyszeć kolejne pobicia. Ojciec dzieciaków zaintrygowany swym niepowodzeniem zaczął je tłumaczyć hałasującymi pociechami. Uciszał dzieci, prosił o spokój aż wreszcie kazał odjeść im w głąb lądu i bawić się z dala od niego jak i od rzeki. Obaj tatuśkowie byli do tego stopnia pochłonięci połowami, że nie spostrzegli jak dzieciaki w swych wygłupach zapuszczały się coraz bliżej stromej burty. W pewnym momencie dało się słyszeć potężny plusk. Zarówno mój tata jak i tata bawiących się dzieci ten plusk przypisali jednemu z hałasujących boleni po czym kontynuowali odpoczynek. Po chwili przybiegło jedno z dwojga dzieciaków zalane łzami i jąkając coś niewyraźnie wskazało rączką w stronę stromej burty.
Ciarki przebiegły tacie po plecach i czarny scenariusz stanął przed oczami. Co wtedy czuł młody mężczyzna jest wręcz nie do opisania. Rzucił się pędem w stronę urwiska i nie zastanawiając nawet sekundę wskoczył wprost w rwącą wodę. Pływał, nurkował, krzyczał, szukał ale żadne z poczynań nie zwracało mu utraconego „Skarbu”. Dziecko przepadło w toni bez śladu. Tata widząc całe zajście wykonał telefon na policję. Może to nie były wówczas najodpowiedniejsze służby ale będąc w szoku takie powziął kroki. Kolejny telefon wykonał do mnie każąc mi bezwzględnie iść do domu bo mama dzwoniła i prosiła o pomoc w sprzątaniu mieszkania. To było oczywiście tylko zagrywką aby oszczędzić mi tego dramatu, który rozgrywał się nad Wisłą.
Ojciec zaginiętego chłopczyka nie odpuszczał i wciąż kontynuował poszukiwania. Ale jego czyny były coraz bardziej obłędne a nawoływania przeradzały się w majaki, płacz i krzyk. Po godzinie od wykonanego telefonu pojawiła się policja wraz z płetwonurkami i rozpoczęto poszukiwania na szerszą skalę. Jak się później okazało, wielogodzinne starania policji i nurków nie przyniosły żadnego efektu. Nikt nie odnalazł chłopca ani nawet samego ciała.
Dramat w życiu tego mężczyzny rozpoczął się na dobre przez jedną głupią chwile nieuwagi. Człowiek dzień w dzień wracał nad Wisłę w miejsce zdarzenia i kontynuował rozpaczliwe poszukiwania. Pewnego dnia znaleziono ciało dziecka wiele kilometrów niżej od zdarzenia. Mimo to załamany ojciec powracał nad skarpę i zanurzony po pas w wodzie godzinami z obłędem w oczach patrzył w nicość. Dni zamieniały się w tygodnie a on zapominając o istnieniu zapuścił dom i życie rodzinne. Żona zabrała drugie dziecko i wyprowadziła się w nieznane mu miejsce, uprzednio wylewając na niego żale i przypisując mu 100% winy. Jeszcze dziś po kilku latach od tragedii można spotkać tego człowieka patrzącego w nurt Wiślanej wody. Wody, która niegdyś ciągnęła go nad brzeg dla wypoczynku i która obdarzała pojmanymi okazami. Teraz w tej wodzie widział tylko zło i rozpacz. Niektórzy wędkarze uganiający się za sumami mieli sposobność widzieć nieszczęśliwca zanurzonego w wodzie i stojącego w bezruchu nawet nocami.
Człowiek, który miał dom, żonę i dwóch uroczych synków przez chwilę nieuwagi, przez chwilę zapomnienia, które zdarzają się przecież każdemu z nas, stał się zarośniętym, zaniedbanym i zrozpaczonym dziwakiem. Przez lata nie potrafił się pozbierać, sam nie umiał sobie pomóc a pomoc innych odrzucał. Dla mnie podobny był do Kochanowskiego, który po utracie Urszulki też nie mógł się pogodzić ze światem. Jednak swoje pretensje wylewał z serca na kary papieru tworząc jakże znane nam treny. Natomiast bohater tego opowiadania wszystkie żale, rozpacz, gorycz, złość i beznadzieję kładł do swego na strzępy porozrywanego serca.
To zdarzenie jest w mojej głowie i sercu do dziś i pewnie już na zawsze pozostanie. Zastanawiam się o czym myślał ten człowiek stojąc w wodzie całymi godzinami? Zapewne przeklinał ten piękny letni dzień i te bolenie, które tak go pochłonęły. Miałam tego zdarzenia nie opisywać i pozostawić je dla siebie. Jest ono dla mnie niezwykle ważne i pokazuje wartości i priorytety ludzi. Ukazuje środki do jakich potrafimy się uciec aby osiągnąć tylko złudnie ważny cel. Czasem wystarczy tylko chwila nieuwagi i człowiek podobny do nas traci wszystko. Nie potrafi odwrócić losów, nie potrafi się pozbierać, nie potrafi żyć...