Jak ryby widzą kolory?
Piotr Berger (piotr_berger)
2014-04-23
Zostałem przez wędkarzy sprowokowany do tego tematu, ale w sumie nie wiem, od czego zacząć, ponieważ nie da się sklasyfikować w żaden schemat. Jednak spróbuję się z nim zmierzyć! Dodam, z tematem rzeką! Przepraszam, że będzie trochę chaotyczny, bo materiał jest bardzo zróżnicowany. Zaznaczam, że będę pisał opierając się tylko na swoich doświadczeniach. Jak ryby widzą kolory?
Pewnikiem jest, że ryby na pewno rozróżniają kolory. Jednak do niedawna nawet naukowcy twierdzili, że nie. Zawsze się zastanawiałem na podstawie, jakich badań to stwierdzili?! No, ale też przez pół wieku twierdzili, że leszcz nie żeruje nocą. Słodkowodne ryby mają zmysł wzroku lepiej rozwinięty od ryb słonowodnych. Słodkowodne mają 4 pigmenty rozróżniające barwy, a słonowodne tylko dwa (czułe na niebieskie i żółte widmo światła). Ryba, która posiada 4 pigmenty, jest w stanie rozróżniać sporo kolorów. Może ona także odróżniać barwy ciemne i jasne na każdym rodzaju tła, na przykład odbitego nieba, różnych rodzajów dna, roślinności. Dla mnie oczywiste jest, że rozróżnianie kolorów podstawowych, jak i ich odcieni, zależne jest także od typów akwenów, ba, nawet pogody! Wiem, że to może śmiesznie brzmi, ale za chwilę dam pod rozwagę kilka przykładów. Inaczej ryby reagują w wodach czystych, inaczej z zakwitem, płynących, płytkich, czy głębokich. Znowu was rozśmieszyłem?
Drapieżniki
Dla mnie nie jest jednoznaczne, że ryby głównie reagują na kolory przynęt i zanęty, jako rzeczy kojarzące się im jednoznacznie z jedzeniem. Uważam, że w wielu przypadkach, kieruje nimi ciekawość. Przykład; dlaczego drapieżniki reagują na „zapeirdziaste” kolory fluo typu pomarańcz czy seledyn, albo choćby na sławne „tygrysy’? Przecież nie mają one nawet zbliżonego wzorca w naturze wśród swoich ofiar?! Druga sprawa. Mam kilku przyjaciół w krakowskim Klubie „Głowatka”, oklejają oni skórą z łuskami swoje woblery, mistrzowsko prowadzą przynęty, a żerujące głowacice nawet w amoku żerowania skutecznie omijają ich wabiki? Przecież już nic bardziej naturalnego podać pod pyski trudno wymyśleć? Bo, gdzieś w przekazie przodków mają zakodowane, że ruch nawet takiej doskonałej przynęty nie jest do końca naturalny. Sumując. Tu mamy wściekłe kolory, tu maksymalnie zbliżone do natury, więc prosty wniosek nasuwa się sam, kolor nie kojarzy się jednoznacznie z jedzeniem!
Morze
No może teraz „z innej beczki.” Wędkarstwo morskie. Na morzu z wędka od 1980 roku, byłem minimum 300 razy. Naukowcy stwierdzili, że widmo światła rozmywa się pod wodą wraz ze wzrostem głębokości. Poszczególne barwy widma znikają, czym jest głębiej. Najpierw czerwony, następnie pomarańczowy, żółty, zielony, niebieski i w końcu fioletowy. Oczywiście ma na to wpływ nasłonecznienie, przejrzystość wody, zakwit itp. Wszystko robi się podobno szare, albo „czarniawe.” Granicę ustalili na jakieś 30 metrów. Tyle naukowcy w mojej zbeletryzowanej formie. Przykład jeden z kilkudziesięciu. Stoimy z „Piratem” L. Wiśniewskim w dryfie na 70 metrach. Mój kumpel Paweł Nowicki łowi na srebrno- niebieską, ja na żółto-czerwoną „borę.” Ja trafiam dorsze, Paweł nie. Przecież obie przynęty według badań, powinny być jednakowo szare?! Wygrzebuję z pudełka podobną „borę” do mojej i ryby zaczynają Pawłowi brać. Zmienialiśmy miejscówki jeszcze wielokrotnie, a ryby brały tylko na jeden. Dlaczego? Przecież, jeśli łowi kilku wędkarzy, każdy stosuję inna technikę prowokacji ryb? Z takim zachowaniem dorszy spotkałem się wielokrotnie. Czyżby znaczyło to, że rozpad widma w wodzie jest OK., ale dla dorszowego oka nie warta jest „funta kłaków.” Sądzę, że właśnie tak jest!
Cdn.
Piotr Berger.