Jak złowić karpia- pół żartem, pół serio
Marek (MarkHunter)
2016-03-11
Moje długoletnie doświadczenie w połowie karpi zmusiły mnie do dość specyficznego zachowania się niemal na każdym łowisku. Niezależnie czy jest to jezioro, żwirownia czy zbiornik zaporowy. Kiedy przyjeżdżam nad wodę, zabieram swój sprzęt i udaję się w tę część zbiornika gdzie jest najmniej wędkarzy. A gdzie jest najmniej wędkarzy? Tam, gdzie brzeg jest porośnięty gęstymi krzakami i trzciną. Zazwyczaj to miejsca oddalone od parkingu. Typowy wędkarz przyjeżdża nad zbiornik, parkuje samochód i w pośpiechu sprawdza, czy jego łowisko jest wolne. A jeżeli nie, idzie dalej na stanowisko najbliższe swojemu ulubionemu. Dziwnym zbiegiem okoliczności większość okupowanych przed wędkarzy miejsc znajduje się właśnie w pobliżu parkingu. Jeżeli taki wędkarz jest na łowisku pierwszy raz, szuka miejsc wydeptanych, często odwiedzanych przez innych. Kiedy już stanowisko zostanie już wybrane. Odziany na kolorowo wędkarz, z głośnym przytupem rozchodzącym się po całym zbiorniku zaczyna przenosić z samochodu / nie zapominając włączyć radia na cały regulator / dziesiątki kilogramów swojego sprzętu wędkarskiego / karpiowego. Pierwszą i najważniejszą rzeczą, a właściwie cały ceremoniał, to rozłożenie swojego wielkiego, zielonego namiotu. Oczywiście taki namiot musi znajdować się nad samą wodą, aby wszyscy wokoło mogli widzieć, kto łowi na tym stanowisku. Nie zapominając też o odpowiednim wbiciu szpilek, koniecznie młotkiem. A każdy namiot jest zaopatrzony w szpilki z gwintem, które można wkręcić nawet w najtwardszy grunt. Kiedy wędkarz jest już pewien, że namiot wytrzyma szarżę słoni, bierze swój młotek i solidnie, a przy tym koniecznie głośno wbija podpórki pod wędki. Następna czynność wędkarz to zmontowanie wędki z markerem i zaczyna się badanie dna, czyli obrzucenie wokół połowy zbiornika. Ta czynność trwa godzinę, albo i dłużej. Kiedy miejsce położenia zestawu zostanie już wybrane, zabiera się za rozkładanie wędki z "rakietą" zanętową i bombarduje owym wynalazkiem, niekoniecznie posyłanym w kierunku postawienia wcześniej markera. Ale to przecież wcale nie jest istotne w jego mniemaniu. To specjalistyczne zanęcanie trwa tak długo, aż wędkarz całkowicie opadnie z sił. A teraz przychodzi czas na rozłożenie właściwych wędek. Po kilku nieudanych rzutach zestawów wreszcie ląduje w okolicy markera, i to samo powtarza się z drugą wędką. Kolej na ustalenie sygnalizatorów. Żeby były dobrze dostrojone muszą brzęczeć, piszczeć co najmniej przez kilka minut, a najlepiej aby były głośniejsze od radia, które wyje na full. Po tych wszystkich niezbędnych czynnościach wędkarz rzuca okiem na wodę, tylko nie wiem po co, po czym chowa się w swoim namiocie. Jeżeli po wykonaniu tych wszystkich ważnych czynności wędkarzowi pozostało jeszcze kilka minut dnia pragnie zrobić coś pożytecznego, czyli patrząc z mojego brzegu, oddaję się czynnościom skutecznie straszącym wszystko, co żyje w pobliżu. Jeżeli po godzinie od zarzucenia nie ma brania, warto by spróbować zarzucić gdzie indziej. I zaczyna się konkurs zręcznościowy pod hasłem: Jak daleko uda mi się dzisiaj zarzucić? Paradoksalnie, ten pomysł wędkarza może być najlepszy ze wszystkich, gdyż w pobliżu jego stanowiska nie ma już żadnej ryby. I tak po ciężkiej nocy spędzonej nad wodą rano wędkarz pakuje wszystkie swoje manele i wraca do domu. Co najważniejsze, tacy wędkarze czasami miewają brania, lecz wyłącznie w nocy, a dokładnie wtedy kiedy śpią. Tylko wówczas nad wodą zalega cisza, a karpie wracają z najodleglejszych zakątków jeziora. Ja oczywiście też łowię karpie w nocy, bo moje zasiadki trwają co najmniej pięć lub sześć dni, ale połowy za dnia są nieporównywalnie bardziej okazałe. Wciąż się zastanawiam, od kogo ci wędkarze nauczyli się takich manier ?Dobrze, że są to tylko wyjątki. Jeżeli spotkacie takiego wędkarza (karpiarza), przywiążcie go do dobrze wbitej (koniecznie młotkiem) podpórki, weźcie swoją wędkę z markerem, odliczcie pięćdziesiąt kroków i namierzcie cel....... Mówiąc na serio, wydaje mi się że niektórzy od nowa powinni przeczytać wszystkie artykuły i książki dotyczące połowu karpi. Albo nic z tych artykułów nie zrozumieli, albo też zdążyli zapomnieć o zawartych tam radach. Jeżeli łowiąc w dobrej karpiowej wodzie nie osiągamy sukcesów, to wyłącznie nasza wina. Zastanówmy się, czy to nie nasze zachowanie nad wodą nie płoszy karpi.