Jak złowić sandacza
Mirosław Klimczak (Zander51)
2012-06-02
Spróbuję „odtworzyć” tekst, który napisałem na konkurs o połowach drapieżników…
Sandacz jest trudną rybą do złowienia. Jest bardzo ostrożny. Potrafi płynąć za przynętą i 10 metrów przyglądając się jej. Czasem tylko końcem warg ją dotknie, podrzuci, albo odepchnie. To jest trudny przeciwnik i złowienie go na spinning to już jest wędkarskie wyzwanie...
Moje uwagi i spostrzeżenia w połowie sandaczy ograniczę do łowienia w średniej, nizinnej rzece jaką jest Łyna. Nie uważam się za Eksperta, ani za mistrza w połowie mętnookiego, więc zapewne mój tekst niektórzy potraktują z ironicznym uśmieszkiem. Piszę dla początkujących, młodych wędkarzy i dla tych, którzy jeszcze sandacza nie złowili...
Łyna po połączeniu się z Gubrem w Sępopolu poszerza się i jest zdecydowanie głębsza. Na odcinku, na którym łowię ma średni uciąg, a głębokość 3,5 – 5 metrów. Zdarzają się dołki nawet i do 7 metrów.
Rzadkością było złowienie sandaczy na spinning. Łowiono i nadal łowi się głównie na filety i żywca. Mnie udało się znaleźć sposób, by łowić je na spinning…
Sprzęt – nic specjalnego nie zaproponuję, bo dostępne są obecnie wszelkie możliwe rodzaje wędek spinningowych. A przy obecnej technologii można wyholować duże ryby dosyć delikatnym sprzętem. Osobiście łowię „sandaczowym” kijem ( 5 – 20 g cw ), ale używam również i innych wędzisk. Najważniejsze, by dobrać kija do przynęt, które najlepiej sprawdzają się . Odwrotnie raczej nie, bo rybie nie musi podobać się nasze wędzisko, a przynęty jak najbardziej. Łowię głównie z łodzi gumkami o gramaturze główek jigowych 10 – 18 gram. Dają dobrze prowadzić się w korycie rzeki i w miarę daleko i bezpiecznie można nimi rzucać. No i oczywiście plecionka. Uważam, że jest niezbędna do połowu sandaczy. Stosowałem od 0,08 mm do 0,12 mm. Kolory raczej zielone. Najlepsze były Dragona, ale tam gdzie rzucałem, były za mocne. Był problem, by je zerwać. Często wyrywałem kotwicę z dna a plecionka nie pękała...
Sandacz ma twardy pysk i tylko mocne zacięcie daje szansę wyholowania ryby, która nie połknęła głęboko przynęty a hak wbity jest tylko w koniuszek wargi. Ale trzeba go holować na "miękkim" hamulcu. No i drugi, jakże ważny plus łowienia przy użyciu plecionki. Przynętę, która utkwiła w zaczepie w zasadzie w 80 % można „odstrzelić”, naprężając plecionkę palcami i puszczając ją, tak jakby się szarpało za strunę na przykład harfy lub gitary, tylko o wiele mocniej. Tak jest z gumkami. O innych przynętach nie powiem, bo łowię innymi sporadycznie. Oczywiście, gdy gumka „zawinie się” na podwodnej gałęzi ten sposób odzyskania przynęty nie zda egzaminu. Z innych przynęt czasami łowię woblerami, ale przyznam się, że z marnym skutkiem. Nie złowiłem jeszcze sandacza na woblera. Inne drapieżniki ( szczupaki, okonie ) jak najbardziej.
Przynęty – jak napisałem wyżej w zasadzie łowię tylko gumkami. Do rzutów stosuję gumki 7 - 9 cm a do trollingu 12 - 15 cm. Do rzutów dobre są wszystkie popularne modele znanych producentów, ale zauważyłem, że jakby „przejadały się” sandaczom i trzeba zmieniać na inne. Kiedyś 90 % brań sandaczy było na gumkę „Francuz” a teraz nie ma nawet puknięcia. To samo z innymi. Sharki, kopyta Relaxa, GA-MA w zasadzie już nie prowokują sandaczy do brań. Łowne są Kongery, Trapery, Mikado. Nie sprawdzają mi się V- Lures Dragona. Być może za mało nimi łowiłem, bo jestem raczej konserwatywnym wędkarzem i trzymam się tego, co mi się sprawdziło. Może już za stary jestem na nowości, albo i za mało jestem konsekwentny w poszukiwaniach „złotej przynęty”…
Natomiast do trollingu przynętą nr 1 dla mnie jest biały Manns 15 cm. Dawniej dużo brań miałem na kopyta Relaxa nr 5 ( mam kilka poszarpanych gum na pamiątkę ), ale obecnie nawet szczupaki słabo je atakują. Manns króluje zdecydowanie, oprócz sandaczy złowiłem metrowego szczupaka no i wiele mniejszych. Niestety jest to bardzo delikatna przynęta i szczupaki po prostu ją demolują. Mam z 10 korpusów, ale bez ogonków…
Co do kolorystyki, to też jestem chyba za bardzo konserwatywny, bo łowię głównie białymi i perłowymi z czarnym grzbietem, bądź niebieskim. Szczupaki atakują wiele gumowych przynęt, ale interesują nas przecież sandacze. Próbowałem różnych kolorów, ale z marnym skutkiem.
Gdzie szukać sandaczy – w zasadzie wszędzie. Brania możemy mieć w korycie, gdzie jest twarde, piaszczysto – kamieniste dno i największe głębokości. Ale i również na płytkich łachach, w pasie przybrzeżnym, gdzie wśród grążeli i trzcin kryje się drobnica. Również w toni i tuż pod powierzchnią wody na środku rzeki. Najczęściej bytują w korycie, wśród zatopionych drzew, za dużymi głazami, ale żerujące sandacze zapuszczają się i na płytkie odcinki rzeki, gdzie mają swoje „stołówki”. Trollingując pływam tuż za spadem brzegowym, gdzie skos styka się z płaskim dnem. Tam najczęściej trafiam sandacze i duże szczupaki.
Technika łowienia – też nic nowego nie napiszę, bo o technice prowadzenia przynęt napisano wiele. Łowiąc wzdłuż rynny, w korycie prowadzę gumy raczej jednostajnym tempem. Próbowałem z opadu, ale najlepsze wyniki miałem przy jednostajnym prowadzeniu z przerwami i opuszczaniu przynęty powiedzmy co 5 metrów na dno. Lekkie poderwanie i dalej prowadzimy tuż przy dnie, czasami wręcz szorując gumą o dno. Ten obłoczek dennego piasku poderwany przez szorującą o dno gumę przy następnym prowadzeniu może skusić sandacza do ataku. Natomiast łowiąc w poprzek rzeki, czy to rzucając od brzegu w koryto, czy odwrotnie, stosuję częściej opad. Szczególnie rzuty ze środka pod brzeg i 2 – 3 pierwsze poderwania dawały efekty. To samo , gdy stoję przy brzegu. Poderwanie po umieszczeniu przynęty, potem w miarę jednostajny hol a przy brzegu skaczę gumką i brania są można powiedzieć „pod nogami”. Z tego wynika, że aktywny drapieżnik ustawia się w pobliżu skosu przybrzeżnego i nie przepuści żadnej przynęcie, jeżeli jest w jego zasięgu. Gdy nie ma brań to znak, że nie ma tam sandacza i nie żeruje. Ale skos przy brzegowy, to miejsce zamieszkania szczupaka i częściej możemy spodziewać się ataku tego drapieżnika.
Pory żerowania - najczęściej łowiłem tuż po brzasku i wychyleniu się słoneczka zza drzew ( w czerwcu, tak do 5 - 6 rano ). Potem wracałem do przystani trollingując i trafiając od czasu do czasu sandacze. W październiku łowiliśmy z kolegami po ciemku, czyli po godzinie 18-tej. Do 20-tej było masę brań, w co do tej pory trudno mi uwierzyć. Jednego wieczora miałem 9 brań w korycie , ale żadnego nie zaciąłem. Mój ostatni "Francuz" był tak zdemolowany, że hak po ataku sandacza po prostu chował się w gumie i nie mogłem skutecznie zaciąć mętnookiego. Wiele zabawnych przygód miałem, ale to może przy innej okazji...
Warunki atmosferyczne - nie mam jednoznacznej odpowiedzi na ten temat. Łowiłem sandacze, gdy była pełnia i gdy ciśnienie było ok. 980 i gdy wiał wschodni wiatr. To nie są moim zdaniem najważniejsze czynniki. Dobry łowca, który wie gdzie szukać sandacza i jak mu podać przynętę złowi "swojego", gdy inni nie będą mieli nawet puknięcia...
Kluczem do sukcesu w połowach drapieżników poza wymienionymi wyżej czynnikami jest znajomość łowiska. Nadmienię, że nie mam echosondy i nigdy nie była ona dla mnie najważniejsza. Łowię na Łynie ponad 40 lat i wstydziłbym się po prostu wspomagać się "elektroniką". Jako anegdotkę przytoczę słowa jednego z kolegów - "Jak to jest, Mirek łowi tanią chińszczyzną, bez echosondy a łowi najwięcej "...
Niestety, wiosenne wody niosące kry zmieniają bankowe miejscówki na bezrybne pustynie. Tam , gdzie w ubiegłym roku do końca grudnia była super miejscówka w następnym roku może jej już nie być. Dlatego tak ważny jest dla mnie trolling. Pozwala namierzyć nowe stanowiska sandaczy. Gdy mam branie sandacza , to staję wtedy na kotwicy i obławiam to miejsce dokładnie. Wiele czasu zmarnowałem łowiąc uparcie w pewnym wydawałoby się miejscu. I nawet puknięcia nie miałem. Zrozumiałem to, gdy wiosenna prawie powodziowa woda porwała moją łódkę "zimującą" ze 20 metrów od wody. Wiosną znalazłem swoją łódkę na ławce z metr nad ziemią ... Wiosenna woda potrafi przesuwać duże drzewa i trzeba na nowo szukać dobrego łowiska. Tak jest obecnie z moim "Eldorado". Super miejscówka, dla której pływałem pod Granicę Państwa 11 lat jest od dwóch lat pustynią. Dawała mi 80 % złowionych sandaczy i wiele szczupaków. W ubiegłym roku nie miałem tam nawet puknięcia...
Więcej zdjęć w galerii. Zapraszam.