Jedna godzina szczęścia
Marek Dębicki (marek-debicki)
2012-10-31
Przyznaję się bez bicia, że rzeka nakręca mnie coraz bardziej. Cieszy mnie każda nawet najkrótsza chwila spędzona nad nią z wędką w ręku. Może jest to spowodowane potrzebą pewnego wyciszenia się, a może chęcią ucieczki od pewnej monotonii, nawyków i nie wiem jeszcze czego. Być może jest to chwilowy kaprys, który wciąga mnie w wir czytania i studiowania wszystkiego, co pozwala mi poznać rzekę od nowa, nauczyć się ją ponownie czytać i rozumieć. Zdaję sobie jednocześnie sprawę z tego, że nie jest to takie proste, że wymaga to cierpliwości, systematyczności i konsekwencji w działaniu.
Miejsce do wędkowania upatrzyłem sobie już dużo wcześniej, rozważyłem nawet zmianę czasu i wynikające z tego ograniczenia związane z wcześniejszym zapadaniem zmroku. Dlatego też w pośpiechu montuję zestaw spinningowy na starym Jaxonie Futura pro Jig, zakładam wędkarskie ciuchy i schodzę przy powalonym konarze ze skarpy do rzeki. Pierwsza główka (bona, ostroga) jest stosunkowo krótka. Z niewielkiej skarpy idealnie widać warkocz, krótką rynnę i dywan liści, które ścielą się na blacie pośrodku klatki. Idąc pod prąd zawsze obławiam rynnę przy brzegu, następnie rynnę przy ostrodze. W następnej kolejności lustruję napływ i w dalszej warkocz. Napływ, na stosunkowo niewielkim zakręcie jest dość silny, dodatkowo mały przelew przez główkę daje charakterystyczny silny powierzchniowo warkocz. Biały Lunatic na 10g główce radzi sobie dobrze, tym bardziej, że głębokość nie przekracza 2m. Wykonuję zachłannie po kilka rzutów w każde wymienione miejsce i już biegnę oczyma do następnego miejsca. Główka niby podobna do poprzedniej, ale nie ma przelewu , a i warkocz jest znacznie spokojniejszy. Ten warkocz szczególnie przyciąga moją uwagę. Kilkanaście rzutów w różnych konfiguracjach i rzeka nie odpowiada. Sporym problemem stają się natomiast liście, których rzeka wydaje się być pełna w różnych miejscach i na różnych głębokościach.
Ostatnia trzecia ostroga jest najdłuższa. W związku z tym, że w górę rzeki nie ma ich więcej, to prąd na nią napiera z podwójną siłą. Zakładam tym razem Demona na 15g główce i szukam szczęścia zajmując stanowisko kilka metrów w górę rzeki za podstawą ostrogi. Chęć znalezienia ryby zbyt blisko dna kamienistej ostrogi, na napływie i przy nieznajomość miejscówki, skutkowały oczywiście zapięciem przynęty o zaczep. Tak więc bez siłowego wyhaczenia, zakończonego zerwaniem zestawu się nie obeszło.
Jeszcze kilka kroków pod prąd, sprawdzę interesująco zapowiadające się powalone drzewo i wracam. Za niespełna pół godziny będzie szarówka. Po krótkie lustracji okazuje się, że konar leży bezpośrednio na wypłyceniu. Nie jest to miejsce dla szczupaka, może latem spotkam tam klenie? Godzinka zleciała jak z bicza strzelił. Zdaję sobie sprawę, że wędkowanie wykonywane było pobieżnie. Nie szkodzi, tego potrzebowałem, a ta jedna godzinka szczęścia nad wodą dała mi chwilę wytchnienia i wiele radości.