Jesień

/ 3 komentarzy

Jesień…
Tytuł tego tekstu nie jest przypadkowy. Właśnie wróciłem z ryb, porządnie zmarzłem i wiem, że lato to będzie, ale już w przyszłym roku…
Jesień to dla spinningisty czas magiczny. Dla wielu to czas wielce wyczekiwany, nawet z utęsknieniem. Czy oznacza ona jednak, że oto przed nami rozrywa się nagle wór z prezentami? Czasem tak, ale nie koniecznie. Mi osobiście jesień kojarzy się z poszukiwaniem szczupaków. Piszę o poszukiwaniu nie bez przyczyny, ale o tym dalej. Pomimo, że mamy do czynienia z wielką „modą” na łowienie sandaczy to nie da się ukryć, że poza zaporówkami łowienie mętnookich jest chyba jednak znacznie trudniejsze. Wobec tego właśnie szczupak chyba ciągle jest flagowym drapieżcą naszych wód. Przechlapane ma ten szczupak, początek jego łowienia jest niepisanym początkiem sezonu wędkarskiego a kiedy tylko z kalendarza spadnie sierpień to coraz więcej wędkarzy marzy o zapolowaniu na szczupce. Także Ci, którzy przez cały sezon łowią krąpie i leszcze jesienią szukają sposobów na przechytrzenie najbardziej znanego drapieżnika.
Początki mojego jesiennego łowienia szczupaków to starorzecza Wisły w mojej okolicy. Latem łowiłem w nich japońce a jesienią szczupaki. To tam Ojciec nauczył mnie „obsługiwać spinning”. Na tych płytkich bajorach, które dla spinningu dostępne były tylko wiosną i jesienią killerami były klasyczne wahadłówki: algi i cefale.
Tam gdzie mniej roślinności dobre były też obrotówki 3 i większe, ale 99% ryb łowiłem na wahadła.
No cóż w tych bajorkach trudno było liczyć na okazy, ale brań bywało naprawdę dużo. Były to czasy gdy wymiar szczupaka wynosił 40 cm a limit dobowy 4 szt. Aż dziw bierze, że ktoś pozwalał na coś takiego zgodnie z prawem… W starorzeczach większość łowionych szczupaczków to były niewymiarki, pięćdziesiątak cieszył bardzo a 60ka to już był okaz!
Bajorka te są ciągle blisko mego domu, ale większość skrajnie zeutrofizowana. Ostatniego szczupaka złowiłem tam 11 lat temu. Miłe wspomnienia i prawdziwy „szkoleniowy poligon” dla młodego adepta wędkarstwa.
Dziś na szczupaki wyruszam głównie nad Wisłę nad którą mieszkam. Dlatego też na początku tego tekstu napisałem o poszukiwaniu szczupaków. Otóż 99% sukcesu w jesiennym rzecznym łowieniu cętkowanych drapieżników to namierzenie miejsc gdzie one bywają. Oczywiście zasadę tą można odnieść do łowienia niemal wszystkich wiślanych ryb przez cały sezon (rybne miejsce to zawsze podstawa), ale… jesienią jest ona szczególnie ważna.
Latem ryby w rzece są porozrzucane i wiemy gdzie ich szukać w zależności od pory dnia, stanu wody oraz aury. Jesienią można przejść kilka kilometrów brzegiem rzeki bez kontaktu z rybą i nagle znaleźć jedno miejsce w okolicy którego szczupaki buszują pod wodą aż miło.
Miejsca jakich powinniśmy szukać jesienią w rzece dość prosto opisać - wszelkie spowolnienia nurtu. Niby to takie proste a jednak…
Był październik. W wolnych chwilach kursowałem między dwiema miejscówkami. Jedna to długi kawałek kamienistego brzegu z bardzo wolno płynącą środkiem rzeki wodą. Killkanaście metrów od brzegu to woda praktycznie stojąca, a w wodzie masa zaczepów. Bez silikonowych antyzaczepów łowienie niemożliwe. Miejscówka więc wymarzona, a efektów brak. Rok wcześniej mój znajomy złowił tu na żywca prawie metrówę, a tu teraz taka mizeria. Kolejną miejscówką były zatopione ostrogi, przy których poszukiwałem sandaczy. Efektów zero…
Przemieszczając się między tymi miejscówkami mijałem wysoką glinianą burtę. Z burty tej można było zejść na piaszczysto-gliniasty brzeg. Jak się później okazało łowienie było tam komfortowe, szeroka ledwo płynąca woda i bardzo mało zaczepów. Głębokość przyzwoita, im dalej tym głębiej, ale trafiały się wypłycenia. Raz jak tam przechodziłem zagadnąłem wędkarza moczącego gruntówki-żywcówki. Nie miał efektów. Marudził pakując manele, że się nasiedział i nic. No więc podarowałem sobie to miejsce.
Minął październik. 1go listopada w ładny słoneczny dzień znowu macham kijem i znowu lipa. Zacząłem intensywnie myśleć gdzie by tu uderzyć, może nad jakieś starorzecze parę kilometrów dalej żeby wreszcie połowić. Ale jak już szedłem to postanowiłem porzucać w omijanym dotąd miejscu. Z moich rozmyśleń dotyczących bezrybia wyrwał mnie szczupak, który zameldował się na obrotówce. Po pewnym czasie kolejny… Tu uderzenie, tam puknięcie i nagle stwierdziłem, że jestem w raju!
Stwierdziłem również, że jestem idiotą bo omijałem tą miejscówkę przez cały miesiąc! Tuż obok miejsce z zaczepami, w którym nie było brań a ryby łowię tam gdzie nie ma zaczepów. Wspólna cecha tych miejsc to słabiutki nurt. No i tam gdzie zacząłem mieć wyniki koryto jest szersze, mniej ściśnięte piachem. Widać to doskonale w czasie niżówki. Miejsca te sąsiadują ze sobą a ryby łowię tam gdzie jest łatwiej. Niesamowite. Czegóż chcieć więcej?
To był początek pięknego listopada i może kiedyś napiszę więcej o pięknych przygodach jakie mnie tam wtedy spotkały. Jedna z nich dotyczyć będzie szczupaka 92 cm, którego widzicie na zdjęciu :-)
I jeszcze jedno. Nie wiem z czego to wynika, ale w starorzeczach szczupaki łowiłem głównie w dni pochmurne, nawet w typową pogodę „pod psem”, a na Wiśle lepsze efekty są jak świeci słońce. Czy też macie takie spostrzeżenia?
I pamiętajcie – na rybach trzeba mieć oczy szeroko otwarte :-) Żeby nie krytykować potem siebie samego, jak to było ze mną.

 


4.6
Oceń
(27 głosów)

 

Jesień - opinie i komentarze

MateuszR86MateuszR86
0
Ja np mam odwrotnie. Jest na Bugu takie starorzecze gdzie w dni słoneczne łowiliśmy przynajmniej po 2 szczupaki takie około 40 cm, a przedwczoraj nic, tylko jeden maluch pogonił za obrotówką, ale pod brzegiem zrezygnował. Bardzo fajny artykuł tak poza tym :) (2012-10-08 12:46)
u?ytkownik70140u?ytkownik70140
-1
5 (2013-05-09 09:54)
barrakuda81barrakuda81
+1
Też mam podobne spostrzezenia co do wpływu pogody na brania - może dlatego że wedkujemy w tym samym rejonie.Mysle ze na starorzeczach z uwagi na płytszą wode podczas słonecznej pogody rybom nadmiar swiatła przeszkadza.Szczupak,okoń to ryby raczej nie lubiace żarówy.Ja nawet na jeziorach lubie pochmurna aurę choc tu woda na ogół jest głebsza i penetracja swiatła powinna miec mniejsze znaczenie to jednak cos jest na rzeczy...Kiedyś nawet Jacek Kolendowicz stwierdził że "najlepsza pogoda na drapieznika to zła pogoda''.Swego czasu facet był dla mnie wyrocznią:-)To sie jednak potwierdza w praktyce z paroma wyjatkami zwłaszcza na Wiśle - boleń i klen.Sandacza przy słońcu też nigdy nie złowiłem,suma - zdarzyło sie a jednak to słonce na Wisle ze wzgledu na metna wode bardziej wpływa na zachowanie drobnicy a co za tym idzie drapiezników tez. (2013-10-28 07:16)

skomentuj ten artykuł