Jesienne klenie - przynęty i miejscówki
Grzegorz Bałchan (kaban)
2015-09-15
To czwarta i ostatnia część skrótu z moich zebranych doświadczeń łowienia kleni w niektórych podkarpackich rzekach. Wędkarska jesień to dla mnie zazwyczaj okres od września do końca listopada. Oczywiście jak przy każdej porze roku zawsze mogą wystąpić wahania temperatury w górę bądź w dół co zawsze trzeba brać pod uwagę wybierając się na ryby. Polska złota jesień może zamienić się ponurą pluchę która bynajmniej nie zachęca do wyjścia z domu ale bywa, że wtedy możemy trafić na tego grubaska którego szukamy.
Początkiem jesieni przy słonecznych i ciepłych dniach szukam kleni jeszcze na letnich miejscówkach w pobliżu dość żwawego nurtu. Kiedy nadchodzi ochłodzenie, a niebo zasnuwają bure chmury zmieniam miejscówki na te z wolniejszym uciągiem i głębszą wodą. Dojście do łowiska staje coraz łatwiejsze bo zielsko zaczyna obsychać, ale ciągle zapewnia nam możliwość ukrycia się i maskowania kiedy polujemy na większe ryby. Łowienie w porannej jesiennej mgle ma swój smaczek a i szansa na skuszenie większej ryby zdecydowanie wzrasta. Godziny około południowe w słoneczny dzień to często duża ilość brań, ale ryby zazwyczaj nie powalają rozmiarami. Wieczór po takim dniu to już pora kiedy możemy spodziewać się aktywności tych pokaźniejszych kleni i warto zostać do zmroku.
Zestaw przynęt jak dla mnie to ciągle na pierwszym miejscu woblery w rozmiarach od dwu do maksymalnie pięciu centymetrów w naturalnych kolorach zbieżnych z gatunkami drobnicy jaka występuje w danej wodzie. W pudełku mam wabiki o różnej pracy (te jadowite jak i ledwo migające) pływające, neutralne i tonące. Na drugim miejscu stawiam obrotówki wielkość od 0 do 2 bo trójka wydaje mi się już trochę zadurza. Paletki z reguły comet i long a na wolnych uciągach z zawirowaniami aglia w kolorach miedzi, złota i czerni czasami z jakimiś kropkami i chwostem. Na trzecim miejscu w razie „W” kilka małych wahadełek do max 3 cm i kilkanaście niewielkich ripperów i twisterów w tzw. brudnych kolorach.
Sprzęt co do wędziska pozostaje jak dla mnie niezmienny i jest to kij o długości 2,75ciężarze wyrzutu 2-14 gram i akcji X-fast. Kołowrotek również bez zmian o wielkości 2500 z nawiniętą żyłką o średnicy 0,16 mm i druga w zapasie 0,18 mm .
Jeżeli łowię w pobliżu mocniejszego nurtu przynęty zazwyczaj prowadzę wachlarzem rzucając po przeciwległy brzeg i pozwalając pracować wabikowi pod wpływem siły nurtu ograniczając skręcanie żyłki kołowrotkiem do minimum. Brodząc przytrzymuję zazwyczaj woblera w ciekawszych miejscach np. za kamieniem lub w pobliżu zatopionego pniaka itp. Na
wolniejszych odcinkach stosuję już wolne ściąganie przynęty czasami z delikatnym opadem i poderwaniem przynęty z dna. O ile w promieniach słońca klenie lubią przebywać w górnych warstwach wody to podczas pochmurnej pogody
warto obławiać wszystkie warstwy wody bo klenie mogą przebywać na różnych głębokościach. W ciepły słoneczny dzień możemy spróbować pokusić kluchy smużakami, ale ja sięgam po nie już sporadycznie i wolę spróbować rzutu pod zwisające wierzbowe gałęzie i mieć nadzieje na branie kiedy woblerek dotyka powierzchni wody (w lecie łowię tak bardzo często) bo ten sposób jest niezwykle widowiskowy. Bywają dni, że możemy nałowić się do syta bo klenie jak i inne
gatunki ryb szykując się do nadchodzącej zimy żerują intensywnie a drobnica po bardziej wegetariańskim menu letnim staje się dla nich bardzo pożądaną zdobyczą.
Powinniśmy być przygotowani na przyłowy w postaci okoni, jazi, brzan i czasami boleni, a w podgórskich rzekach nawet na odcinkach nizinnych pstrągów (okres ochronny). Szczupaki u mnie to wielka rzadkość więc metalowych przyponów nie stosuję ale jeżeli ktoś łowi w zakolach a zębate można w jego rzece spotkać częściej to warto założyć cienki przypon chroniący nas przed utratą przynęty i być może przed uśmierceniem szczupłego. Brań może trochę mniej ale w razie przyłowu zapewniamy sobie komfort psychiczny w trakcie holu. Tegoroczna susza sprawiła, że letnie połowy miałem nad wyraz mizerne, ale jesień zapowiada się lepiej. Na koniec jak zwykle zachęcam do zwracania wolności złowionym kleniom, bo smakowo to porażka, a przyjemność łowienia tych około pięćdziesiątki naprawdę duża.
Pozdrawiam i
powodzenia życzę.