Jesteś lekiem na całe zło...
Piotr Zygmunt (barrakuda81)
2018-03-17
Czego szukacie nad wodą? Zadawaliście sobie kiedyś to pytanie? Pozornie nic to nie znaczy bo przecież jestem tu żeby łowić ryby. No, tak… ale czy jest w tym coś więcej? Pod szczerą odpowiedzią kryje się cały nasz stosunek do wędkarstwa nie jako sportu ale raczej stylu życia. Jesteśmy różni tak jak różnorodny jest otaczający nasz świat i nie ma w tym nic złego bo dzięki kontrastom nie tracimy trzeźwego spojrzenia na potrzeby innych. Uczymy się wypracowywać światopoglądowe kompromisy także w kwestiach z wędkarstwem związanych. Jedni zabierają złowione ryby a inni patrzą na nich krzywo czy wręcz z nienawiścią bo przecież oni wszystkie zwracają naturze. Ścierają się różne nieraz krańcowo wizje i poglądy, dochodzi do spięć… Skupiamy się chyba niepotrzebnie na tym co nas różni zamiast koncentrować się na dobru wspólnym. Tylko że często zaślepieni nie widzimy po drugiej stronie człowieka, kolegi a jedynie wroga na którym można łatwo wyładować swoją frustrację płynącą wartkim strumieniem z wielu źródeł… Powszechne są brak zrozumienia i empatii a przecież jak mawiał „klasyk” – łączy nas ta sama pasja. Nie jest to jednak kolejne rozważanie nad kontrowersyjnym tematem C&R - tu każdy ma swoje mniemanie i przy tym zostańmy. Ja chciałbym skupić się nad tym co według mnie jest ważne i jestem niemal pewien że wiele osób mój pogląd podzieli.
Obyś żył w ciekawych czasach…
Wygląda na to że znani z zamiłowania do harmonii, równowagi Yin i Yang Chińczycy doskonale rozumieli że pośpiech i chaos są wskazane tylko przy łapaniu pcheł. Czy mamy właśnie takie, „ciekawe” czasy? Cóż… nudne na pewno nie są. Zabiegani, sfrustrowani, znerwicowani i wiecznie zmęczeni – czy to jest obraz dużej części współczesnych Polaków? Ktoś się pod tym podpisze? Zawaleni pracą i obowiązkami domowymi często mamy już dosyć. Zmęczone ciało odmawia posłuszeństwa a udręczona dusza dosłownie wyje… A tymczasem często tak niewiele nam trzeba żeby stanąć na nogi. Łyk świeżego powietrza, poranna bryza osiadająca z wilgotnymi cząstkami mgły wprost na naszej twarzy, radosne ptasie trele, pierwsze i ostatnie promienie słońca odbijające się rubinowym blaskiem od połyskliwej tafli wody… Bywa że wystarczy kilka godzin w takiej scenerii z dala od codziennego „kieratu” i ładujemy nasze akumulatory na cały długi tydzień.
Ciągnie wilka do lasu…
Natury nie oszukasz… Syntetyczna rzeczywistość nowoczesnego świata nie jest dla człowieka środowiskiem przyjaznym stąd nasza chęć ucieczki na łono przyrody a wędkarstwo jest ku temu doskonałym pretekstem. Nie zawsze to ryby są czynnikiem najważniejszym chociaż zawsze miło byłoby coś złowić ale często ważniejsze jest dobre towarzystwo czy mile spędzony czas. To ,jak sądzę, jest główny pierwiastek wspólny i „oś” oraz punkt odniesienia dla wszystkich wędkarzy.
Panaceum.
Dla mnie jest nim Wielka Rzeka choć nie odmawiam uroku śródleśnym jeziorkom, kameralnym starorzeczom czy wszelkim innym wodom. Każdy akwen ma swój czar i swoje tajemnice. Jednak taką prostą ,szczerą wędkarską miłością do Wielkiej Rzeki chciałbym każdego z Was zarazić! Zdaję sobie sprawę jak liczne jest grono „zainfekowanych” ale moim marzeniem jest żeby ta „zaraza” się rozniosła, zwłaszcza na młodych ludzi. I nie chodzi tu jedynie o wywieranie większej wędkarskiej presji ale o zrozumienie i obdarzenie szczególna troską unikatowego ekosystemu jakim niewątpliwie jest Królowa naszych rzek –Wisła. Z pewnością są wśród nas osoby które nigdy z różnych względów nie próbowały tu łowić ale przecież wielka jest nie tylko Wisła… Każdy ma swoją rzekę i każda z nich jest na swój sposób niepowtarzalna.
Terapie alternatywne.
Jest ich tu wiele ale wszystkie uwolnią Was równie efektywnie od nadmiernego stresu i pozwolą się skutecznie odprężyć. Feeder, spławik, spinning, grunt, mucha i co tylko sobie jeszcze życzycie. Pełne pole do popisu dla pasjonata każdej z metod. Mało tego , nie jest to żadna „sztuka dla sztuki” bo w tych wodach czają się zdobycze o jakich wielu z nas wciąż śni po nocach. Nie ma sensu wymieniać gatunków bo jest tu prawie wszystko oprócz łososiowatych i to w rozmiarze XXL! Gdzie jeśli nie tu jest szansa na pasjonującą walkę , nową życiówkę i gejzery wody?! Ale nie ma róży bez kolców! Jak każdej wody trzeba się jej wciąż uczyć, poznawać na nowo. Ta droga w zasadzie nie ma końca… Nagrodą za wytrwałość będą grube ,wiślane okonie łowione w klatkach, przy kamienistych umocnieniach czy w bocznych korytach, piękne szczupaki których próżno dziś szukać w wielu przełowionych wodach stojących. Dla pilnych i uważnych codziennością staną się opasłe klenie czy waleczne rapy, łatwą zdobyczą okaże się „mityczny” do tej pory wiślany sandacz a może nawet sum… Emocje jakich możecie zakosztować nad naszą Wisłą są niepowtarzalne. Z pewnością będzie okazja posłuchać jak producent „nastroił” hamulec Waszego kołowrotka. Nie wszędzie zagra Wam taka „muzyka” - tu jest to niemal pewne! Jeśli macie zdrowe nadnercza to przetrwacie nagły wyrzut adrenaliny bo potężnym walnięciu w nurcie! Potem nie liczy się już nic… Jest tylko walka!
Rzeczy sedno…
Tak, to ta walka jest kwintesencją naszego hobby. Bez względu na walory poboczne każdy z nas jej pragnie i jest ona zwieńczeniem i nagrodą za trud przygotowań. To także nas łączy. A więc przyroda, odpoczynek, powietrze, ryby, woda i emocje. Czy o czymś zapomniałem? A tak – endorfiny po udanym wędkowaniu. To także jedna z fajniejszych rzeczy jakie możemy znad wody zabrać ze sobą… Satysfakcja i tak jest gwarantowana choć jej poziom może być różny: od przeciętnego do euforii. Nad głową przepłynie po niebie majestatyczny bielik, przy odrobinie szczęścia zobaczymy czarnego bociana, może nawet uda się zrobić mu ostre zdjęcie… Emocje! Te pozytywne po które między innymi nad rzekę zaglądam pozwalają nabrać dystansu do świata. Na nich powinniśmy się koncentrować i nimi zarażać a nie rozjątrzać spory których i tak tu i teraz nie rozstrzygniemy. Piękno tego miejsca ma nas uszlachetniać, uzdrawiać mentalnie i uwierzcie mi z perspektywy lat – lepszego lekarstwa chyba nie ma...
Do zobaczenia nad Wisłą - wkrótce!